Popyt na owczą wełnę
Problem z owczą wełną jest znany zwłaszcza tym, którzy ją mają. U nas uzbierało się jej równo 47 big-bagów. Dwa tygodnie temu została odtransportowana i powstanie z niej organiczny nawóz.
Kto chce kupić wełnę? Okazuje się, że mało kto, jest z tym problem. Sprawdzałam temat intensywnie i regularnie przez ostatnie kilka lat, ponieważ mamy ponad 200 owiec. Lubię moment, gdy przyjeżdża strzygacz i w owczarni, przy monotonnym dźwięku jego sprzętu, słychać pobekiwanie czekających w swojej kolejce owiec. Po wizycie owczego fryzjera, zaczynają się schody. Owce wybiegają w nowych fryzurach na umajone łąki, a nam dochodzi kilka big-bagów wełny, z którą nie wiadomo, co zrobić.
Jeśli ktoś z Państwa miał w swojej ręce owczą wełnę lub poprawnie mówiąc owcze runo, to wie, jakie to przyjemne uczucie. Lekki, puszysty, czysty produkt naturalny, na który niestety skończył się pomysł. Skarpet i swetrów nikt nie chce robić ani tym bardziej nosić, bo gryzą. Można go przyorać, ale na efekty trzeba będzie poczekać ładnych kilka lat, a wełna w międzyczasie powyłazi z ziemi i powkręca się w maszyny - wiem, że tak jest, bo przerabialiśmy temat na własnych polach. Są pojedyncze firmy, które skupują wełnę, ale po pierwsze: wymagają posortowania jej według koloru, długości i gatunku, a po drugie: cena końcowa nie pokrywa poprzedzających sprzedaż zabiegów.
W drodze przez Brandenburgię
Wczesną wiosną pięć lat temu, pojechaliśmy w interesach do biogazowni w brandenburskiej miejscowości Lauchhammer. Z drogi zauważyłam tablicę firmy floraPell. Na miejscu okazało się, że produkują nawóz z owczej wełny, więc kupiłam jedno opakowanie pod moje pelargonie. Do dzisiaj pamiętam, że tak dorodnych, bez przerwy kwitnących kwiatów nie miałam ani wcześniej, ani później też.
Temat wełny męczył mnie od kilku lat, ale tegoroczna wiosna za sprawą korona-wirusa pozwoliła mi zająć się nim intensywniej niż dotychczas. W Internecie wyszukałam zapamiętaną firmę i ucieszyłam się, że jeszcze istnieje. Rozmowa telefoniczna, najpierw z działam sprzedaży, a następnie z szefostwem, była bardzo konstruktywna. Po kilku dniach wiedziałam, że mamy szansę na sprzedaż naszych 47 big-bagów. Wysłałam kilka zdjęć do wglądu, zorientowałam się w kosztach transportu, policzyłam, ile nam zostanie po transakcji i doszłam do wniosku, że wyjdziemy na plus. Bardzo ważnym aspektem był dla mnie fakt, że nie musieliśmy towaru sortować i że transport mógł się praktycznie odbyć natychmiast. Dzisiaj, gdy w owczarni, gdzie zalegały big-bagi, wylegują się owce, skontaktowałam się ponownie z firmą floraPell, aby porozmawiać o tym, co robią, czyli o nawozie z owczej wełny.
O sytuacji z owczą wełną na ryku niemickim - patrz str. 2