Muszą sprzedawać, a później prosić się o pieniądze za świnie czy bydło
„Atrakcyjna cena, gotówka, szybki przelew” - w ten sposób firmy skupujące zwierzęta zachęcają rolników do współpracy. Niestety, właściciele gospodarstw często długo muszą domagać się pieniędzy za sprzedane świnie czy bydło.
Rolnicy coraz częściej narażeni są na to, że za sprzedany towar nie otrzymują pieniędzy. Tak najczęściej dzieje się w przypadku handlu zwierzętami. Świń czy byków nie mogą przechowywać, dlatego ufają, że za sprzedany towar dostaną uczciwie należne środki. Osoby zajmujące się skupem, najpierw ustalają z hodowcą cenę, wystawiają fakturę z płatnością w ciągu 14 dni. Po upływie tego terminu okazuje się, że rolnicy muszą wykonywać wiele telefonów, chcąc odzyskać pieniądze. - Świnie sprzedałem 19 lutego. (…) Po 5 tygodniach, nie dostałem jeszcze pieniędzy, czyli 7.237 zł. A na fakturze był termin płatności - 14 dni. Cały czas dzwonię do tego pana. Kiedy dzwonię ze swojego telefonu, to nie odbiera. A jak biorę żony telefon, to się odzywa, bo myśli, że to kolejny klient. I tak na okrągło – opowiada hodowca z gminy Pleszew. O pomoc zwrócił się do adwokata. Po wielu interwencjach pieniądze dostał w połowie maja.
Kolejny rolnik, tym razem z gminy Gołuchów, żalił się na jedną z firm skupujących bydło. Twierdził, że nie dostał całej sumy za sprzedane zwierzęta. Transakcja miała miejsce 20 marca. - (…) Załadowaliśmy 5 sztuk. Poszliśmy wypisać faktury - opowiada rolnik. Na jednej fakturze widniała kwota nieco ponad 18.000 zł. Tę sumę otrzymał od razu. - A za pozostałe sztuki wypisano fakturę płatną 7 dni. No mogłem te sztuki zdjąć z tego samochodu, ale mówię: dał za jedne i zawierzyłem. Zostało do zapłaty 8.881 zł - mówi mieszkaniec Gołuchowa. Rolnik dostał pieniądze, kiedy postraszył skupującego, że temat nagłości w prasie.
O pieniądze za trzodę chlewną od 2011 roku walczy mieszkaniec Witaszyc. Chodzi o brakującą kwotę za tuczniki w wysokości 765 zł. Cała faktura opiewała na 2.556,77 zł. Nie mogąc doczekać się środków, sprawę skierował do Prokuratury Rejonowej w Jarocinie, która odmówiła wszczęcia dochodzenia. W uzasadnieniu czytamy, że 25 października 2011 roku firma L. przelała na konto rolnika 500 zł z należnych 2.556,77 zł. Skupujący wyjaśniał prokuraturze, że reszty kwoty nie może uiścić, bo ma przejściowe kłopoty finansowe. Uzasadniał, że zakłady mięsne, dla których nabywa zwierzęta, jemu również nieregularnie uiszczają pieniądze.
Firma kolejnych przelewów na konto rolnika dokonała 23 kwietnia, 24 sierpnia, 18 grudnia 2012 roku i 14 czerwca 2013 roku. Przedsiębiorca oświadczył, że systematycznie będzie dokonywał przelewów, aby w ostateczności uregulować zobowiązania. Rolnik w marcu tego roku wniósł sprawę do Sądu Rejonowego w Jarocinie. Od właściciela firmy domaga się brakującej kwoty, czyli 765 zł wraz z odsetkami. W międzyczasie okazało się, że dłużnik rolnika został zlicytowany i być może pieniędzy nie da się odzyskać.
Niestety, dobrych wiadomości dla rolników nie ma Andrzej Załustowicz, rzecznik praw konsumenta w Starostwie Powiatowym w Krotoszynie. – Zwrócił się do mnie rolnik z Krotoszyna, że ubojnia zlega mu 27.000 zł. A ubojnia mi odpisała, że ona chce się wywiązać, ale firma masarska z innego miasta musiałaby zapłacić jej 700.000 zł, które zalega. (…) To jest taki łańcuch, bo hodowca sprzedaje ubojni i liczy na pieniądze, ubojnia sprzedaje do masarni i też czekają na pieniądze, a masarnia bierze i nie wywiązuje się, a długi rosną. Później następuje krach i idzie upadłość. No i nie ma nic - mówi Andrzej Załustowicz. Przyznaje, że gospodarz, dokonując sprzedaży swoich płodów, dopóki nie otrzyma środków na konto, żyje w niepewności. - Bo nie idzie sprawdzić płynności finansowej takiej firmy. Banki nie powiedzą, bo jest tajemnica, a inne instytucje też nie - twierdzi rzecznik. Niestety, rolnik, który nie dostał środków, nie może też wpisać takiej firmy na ogólnie dostępną listę nierzetelnych płatników. - Nawet jeśli rolnik w sądzie wygrałby z taką firmą, to najwyżej może w gazecie opowiedzieć o swojej sytuacji i ostrzec innych, że po wieloletniej walce odzyskał pieniądze. Nie ma też takiego czegoś jak BIK, gdzie wpisywane są te osoby, które nie spłacają kredytu. (…) Rolnik co najwyżej może swojego dłużnika oddać do sądu. Ale wygranie sprawy to jeszcze nie gwarantuje, że rolnik widzi pieniądze na zakręcie. Do tego to jeszcze daleka droga, bo można mieć kilka wyroków prawomocnych i klauzulę wykonalności, (…) a komornik powie, że zawiesza postępowanie na jakiś czas, bo nie ma z czego ściągnąć – wyjaśnia Andrzej Załustowicz.