Stanisław Barnaś. Kto ma owce, ten ma, co chce
- 1/5
- następne zdjęcie
Z gospodarstwa Stanisława Barnasia, bacy z Czerwiennego jedziemy na łąki, gdzie wypasane są owce. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że zbite stado liczy może ze sto sztuk, a jest ich w nim aż 400 tych sympatycznych zwierząt. Jeszcze 15 lat temu było ich ponad tysiąc, a i baców było więcej. Od kiedy zakopiańska mleczarnia zakończyła skup bundzu, hodowla owiec stała się mniej opłacalna. Dziś we wsi zostało sześciu hodowców. To ci, którym trudno wyobrazić sobie porzucenie rodzinnych tradycji, hodowlanych pasji i biznesu, który jednak przynosi zysk i satysfakcję.
Coraz częstsze sukcesy baców zaczynają powoli przynosić efekty i ściągać naśladowców. Na ziemi nowotarskiej w ostatnich pięciu latach pojawiło się więcej "wełnistych zwierząt”. Dane z tego roku mówią o 37 tysiącach. Łatwiej zrobić dobry interes, gdy z pomocą przychodzą środki z funduszy europejskich. - Bez dotacji trudno by było o zyski – przyznaje Stanisław Barnaś – a hodowla rodzimych gatunków dodatkowo zwiększa dochód z gospodarstwa, szczególnie niewielkiego, a takich na Podhalu mamy przecież większość. Do pieniędzy otrzymywanych ze sprzedaży wyrobów dochodzą środki otrzymywane w ramach programów rolnośrodowiskowych. W takim właśnie programie pan Stanisław ma 80 sztuk cakla podhalańskiego. Dopłata do owcy wynosi tu 360 zł. Większość właścicieli stad liczących powyżej 10 sztuk samic gatunku owca domowa może liczyć na płatność do owiec. W ubiegłym roku było to ponad 100 zł za każde zwierzę. Ziarnko do ziarnka i zbiera się miarka.
- 1/5
- następne zdjęcie