Kontraktacja cieląt
Aby założyć własny biznes, trzeba mieć pieniądze na inwestycję. Nawet w rolnictwie. Jeśli chce się opasać bydło, trzeba je najpierw kupić. Chyba, że podpisze się umowę z firmą, która dostarczy cielęta.
Chów bydła mięsnego w naszym kraju nie cieszy się specjalną popularnością. Rolnicy nie chcą inwestować, nie mając gwarancji zysków i rynku zbytu. Istnieją jednak firmy, które zapewniają jedno i drugie. Proponują gospodarzom współpracę na zasadzie kontraktacji.
Umowa dotyczy opasu przez gospodarza cieląt do odpowiedniej wagi. Po jego stronie jest przede wszystkim zapewnienie zwierzęciu miejsca w oborze, wyżywienia i opieki weterynaryjnej. Następnie ubojnia odbiera dorosłe zwierzęta, płacąc rolnikowi za każdy kilogram przyrostu. - Za każdy kilogram przyrostu płacimy 5 zł netto. Jeśli więc odbieramy sztukę ważącą 700 kg, a została oddana rolnikowi, gdy miała 100 kg, to dostanie za nią około 3.000 zł. Cena jest ustalona z góry bez względu na to, co się dzieje na rynku. Formą płatności jest przelew dokonywany w przeciągu 14 dni. Rolnicy mówią, że proponowana cena jest dosyć niska. I rzeczywiście nie jest zbyt wysoka. Jest to oferta dla kogoś, kto ma paszę i jakieś pojęcie o chowie bydła opasowego - mówi Mariusz Dudka z Zakładu Przemysłu Mięsnego Biernacki Sp. z o.o. - Ale jeśli dostaje 20 cielaków na półtora roku, a każdy z nich warty 2.000 zł (40 tys. zł w sumie), to jest dla niego kredyt bez odsetek i żadnych kosztów. Pytanie, czy lepiej kupić własnego byczka np. HF i sprzedać go za 5,80 zł za kilogram? Każdy musi sobie odpowiedzieć sam - dodaje.
Procedura współpracy rozpoczyna się od weryfikacji gospodarstwa, do którego zostaną wstawione cielęta. Chętnych jest wielu, ale nie wszyscy się nadają. - Sprawdzamy pomieszczenia, w których mają być trzymane zwierzęta. Musimy znać potencjał danego rolnika, jeśli chodzi o pasze objętościowe i treściwe. Dobrze jest, jeśli posiada swoje bydło, wtedy wiemy, czego możemy się po nim spodziewać - tłumaczy specjalista. Firma zatrudnia zootechników, którzy prowadzą oględziny ferm i pomagają rolnikom dopasować pasze.
Z punktu widzenia agencji - właścicielem cielaka jest rolnik. Przedsiębiorstwo wystawia co prawda za jego zakup fakturę, ale z odroczonym terminem płatności. Umowa jest tak skonstruowana, że zwierzę w efekcie musi trafić do zleceniodawcy. - Ta forma jest dla nas wygodna, bo możemy odebrać zwierzęta wtedy, kiedy ich potrzebujemy, aby produkcja mięsa odbywała się płynnie przez cały tydzień. W tym momencie mamy wpuszczone około 5.000 sztuk. Docelowo chcielibyśmy, aby było ich 50.000 - tłumaczy Mariusz Dudka.
- Mam nową oborę. Gdy ją budowałem, nie miałem konkretnych planów związanych z hodowlą. Wtedy dostałem propozycję i postanowiłem spróbować. Łącznie mam zakontraktowane 100 sztuk bydła, które przyjechały w czterech partiach. Dodatkowo utrzymuję 70 swoich - mówi Rafał Kuśmierek, rolnik zajmujący się chowem bydła mięsnego w miejscowości Leziona (powiat ostrowski). - Aby zwierzęta dobrze przyrastały, są skarmiane paszą treściwą. Używam TMRu, a w nim śruta rzepakowa, zboża, premiksy i witaminy. Surowce mam swoje. Uprawiam 70 ha pól - dodaje.
Upadek cieląt jest wkalkulowany. - Uważamy, że 1% jest dopuszczalny. Wtedy rolnik nie ponosi żadnych kosztów, choć traci na kilogramach, za które nie będzie miał zapłacone. Jeśli śmiertelność wyniesie więcej niż 1%, to rolnikowi odliczamy wartość, którą zapłaciliśmy za daną sztukę. Do połowy lipca mieliśmy 0,7% upadków, później odsetek nieco wzrósł, ze względu na upały - do 2,0% - tłumaczy pracownik ZPM Biernacki. W najgorszym wypadku gospodarz straci swój wkład pracy, pieniądze wydane na opiekę weterynaryjną i paszę. Warto zadbać o profilaktykę, ponieważ cielaki pochodzą z różnych rejonów kraju, czasami nawet zza granicy. Trzeba o nie dbać, najlepiej je zaszczepić i udostępnić pastwisko. - Cieląt, które otrzymałem, na tę chwilę nie muszę szczepić. Na pewno trzeba bardziej zadbać o profilaktykę przy mniejszych zwierzętach. Ja dostałem takie po 110 kg, które zaczynały już same jeść - mówi gospodarz.
Ważną kwestią jest selekcja cieląt. - Kupujemy cielęta o wadze nie niższej niż 100 kg przygotowane do samodzielnego pobierania pasz. Przy każdym załadunku jest obecny pracownik firmy, który dokonuje wstępnej selekcji. Mamy 6 dostawców, od których bierzemy cielęta. Rolnik otrzymuje wyselekcjonowane sztuki, firma zwraca uwagę na kondycję i zdrowotność kupowanych cieląt. Zarówno nam, jak i rolnikowi, zależy na tym, aby bydło szybko i dobrze urosło. On obróci gotówką, a my zyskamy dobrej jakości mięso - opowiada Mariusz Dudka.
- Wiem, że cena za kg jest niższa, niż przy chowie zwierząt, które mogę potem sam sprzedać. Problem w działaniu na własną rękę jest taki, że kupując materiał od handlarza, nigdy nie wiem, co się trafi. Czasem zwierzęta są chore albo nie w pełni rasowe. Poza tym muszę sam za nie zapłacić. 100 sztuk, które dostałem od Biernackiego, sporo by mnie kosztowało - tłumaczy Rafał Kuśmierek.
Po zabraniu od farmera dorosłych sztuk, od razu są wpuszczane nowe cielęta. Ważna jest ciągłość produkcji w cyklu półtorarocznym. Wsad stanowi tylko bydło ras mięsnych, ewentualnie krzyżówki. Bydło zazwyczaj znajduje się w klasie nie gorszej niż R, czyli typowej dla ras mięsnych. Ponadto istnieje niepisana umowa, że za klasę wyższą gospodarz otrzyma premię. Minimalna waga, jaką muszą osiągnąć zwierzęta, to 550 kg w przypadku jałówek i 650 kg w przypadku byków. Rolnik może wybrać, czy chce dostać byczki czy jałówki. Wiadomo, że jałówki są łatwiejsze w chowie, ale wszystko zależy od preferencji i upodobań gospodarza.