Mają strategię na opłacalną produkcję [VIDEO]
I wszystko „gra”!
Codziennie rano, przy śniadaniu, odbywa się narada. - Każdy ma tak „połapane” swoje zadania, że to - jak w komputerze - musi chodzić - zapewnia Romuald Staffa. Jego żona, Mariola zajmuje się głównie dokumentacją. - Sprawy papierkowe to moje główne zadanie, od prawie 35 lat, bo tyle tutaj mieszkam. Chodzi o to, by wszystkiego przypilnować. Oni wszystko wiedzą, są wykształceni, ale trzeba czasami dopilnować tej terminowości, gdzie mają zadzwonić, o co dopytać, żeby wszystko „grało” - mówi Mariola Staffa.
Decyzji trudnych nie brakowało, ale zawsze sobie z nimi radzili. - Do odważnych świat należy. Trzeba to dalej ciągnąć - czy jest łatwo, czy jest trudno - dodaje Mariola Staffa. - Jesteśmy szefami u siebie. Tak, jak sobie zaplanujemy dzień czy tydzień, tak to po prostu funkcjonuje. Musimy działać, musimy być dyspozycyjni, czasami 24 godziny na dobę. Różnie jest - bywa, że porody są w nocy.
Porzuciła sport i spełniło się jej marzenie
Często mówi się, że rolnikom trudno jest znaleźć żonę. Doświadczenia Romualda Staffy są zgoła inne. - Owszem, jest jeszcze taka mentalność ludzka, że na wsi jest brud, syf i malaria. Moja żona pochodzi z centrum Zabrza. To jest kobieta z bloku. Uczyła się w szkole mistrzostwa sportowego. Miała praktycznie całkiem inne możliwości. Wybrała mnie, tutaj, na wiosce - opowiada Romuald Staffa. - Poznaliśmy się na zabawie. Jeździła tu, do ościennej miejscowości, do swojej rodziny. Zaiskrzyło i tak iskrzy do dzisiaj - uśmiecha się Romuald Staffa. Małżonka wyznaje, że zawsze chciała być weterynarzem. - Rodzice zdecydowali, że nie, bo to nie jest praca dla kobiety - wyznaje Mariola Staffa. Dziś może powiedzieć, że mąż pomógł jej spełnić marzenia. Oprócz tego, że pracuje w gospodarstwie, działa również na rzecz innych hodowców. Jest szefową grupy producenckiej „Śląski wieprzek”, istniejącej od dwóch lat. - Jest możliwość zyskania większej opłacalności naszej pracy. Jest to wsparcie finansowe dla każdego z nas zajmujących się tuczem trzody chlewnej - mówi Mariola Staffa. - Robimy wspólne zakupy, dostajemy - jako grupa - dotacje, więc każdemu „wpada” parę złotych.
ZOBACZ TEŻ - PORODÓWKA NA 22 LOCHY I DOKTORAT Z SOI (FILM)
Z kryzysami sobie radzą
Gospodarze przyznają, że z opłacalnością produkcji zawsze było różnie, ale potrafią sobie z tym radzić. - Raz pod górkę, raz z górki, ale jesteśmy do tego częściowo przygotowani. Mamy również swoje strategie - zapasy robimy wtedy, kiedy jest najtaniej. Wtedy musimy wysupłać każdą złotówkę, żeby się zabezpieczyć. Jak się tak złoży, że coś zostanie, inwestujemy. Jak nie zostanie, robimy tak, żeby jakoś przeżyć. Kryzysy były, są i będą - stwierdza Mariola Staffa.
Co im pomaga, co utrudnia działalność? - Mamy bardzo dobrych sąsiadów, ale są też tacy, którzy nie pozwalają na rozwijanie się. Tylko non stop kontrole, kontrole, kontrole. Pewnie w każdej wiosce tak jest. Jak się komuś dobrze powodzi, wtedy jest zazdrość - mówi Romuald Staffa.
ZOBACZ TEŻ - MARZYŁ O 70 HA, TERAZ UPRAWIA AŻ 800! (FILM)
Pałeczka w rękach synów
Jakie mają plany? - Chcemy iść do przodu, rozwijać się. Nadal jestem współwłaścicielem, ale przekazuję pałeczkę chłopakom. Oni będą dalej decydować, co i jak. Niech pracują, a my z żoną, w miarę możliwości, będziemy im pomagać - zapewnia Romuald Staffa. Synowie mają ambitne plany. - Trzeba będzie wszystko powoli unowocześniać. Tym bardziej, że coraz ciężej jest pozyskać ludzi do pracy. W okolicy to się już praktycznie w ogóle nie znajdzie. Problemem jest biurokracja i wspomniana przez ojca nieżyczliwość. Żeby rozpocząć jakąkolwiek inwestycję, potrzebne są pozwolenia. Zobaczymy, jak to wszystko wyjdzie - mówi Rafał Staffa. Zamierzają też powiększać stado - zarówno trzody chlewnej, jak i bydła. - Na jednej nodze raczej się nie utrzymamy. Wiadomo, są kryzysy, coraz dłuższe i głębsze. Jak ma się kredyty, ciężko je przetrwać. Jak ma się drugie źródło dochodu, łatwiej jest te kryzysy przejść - dodaje Kewin Staffa.
Gospodarstwo Staffów wielokrotnie było nagradzane w różnych konkursach. Za co ich doceniano? - Przede wszystkim chyba za to, że produkcja przy tej ilości areału była naprawdę wysoka. Do tych 80 ha, które teraz uprawiamy, razem z dzierżawami, trzeba było dojść. Zawsze było tak, że mieliśmy dużą produkcję w porównaniu z tym, ile mieliśmy ziemi - ocenia Mariola Staffa.