Gołębiowski: To oni wykańczają polskich rolników!
Producenci trzody ze starej UE są udziałowcami polskich zakładów mięsnych?
Liczba gospodarstw, które zajmują się w Polsce produkcją trzody chlewnej, maleje. Powód - niska, a może i zerowa opłacalność. Z chowu świń rezygnują przede wszystkim rolnicy posiadający małe gospodarstwa rolne. W obecnej sytuacji są w stanie utrzymać się tylko ci, którzy jakiś czas temu postawili całkowicie na produkcję trzody i przeznaczyli ogromne pieniądze na zwiększanie stada oraz unowocześnianie chlewni. Duży odsetek z nich to hodowcy zajmujący się jedynie produkcją w systemie nakładczym. Sa to m.in. rolnicy w woj. lubelskim, jak przekonywała Beata Korszeń, prowadząca tamtejsze trzodziarskie grupy producenkie.
Zjawisko to, na czwartkowym posiedzeniu sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi potwierdziła Ewa Lech, wiceminister rolnictwa. - W Polsce liczba gospodarstw, gdzie jest chów trzody chlewnej spada. Natomiast utrzymują się te gospodarstwa, gdzie jest intensywna produkcja. I na to wskazuje choćby średnia ilość świń w gospodarstwie - tłumaczyła. Wiceminister rolnictwa podała, że średnio w Polsce jeden rolnik zajmujący się hodowlą świń posiada 54 sztuki trzody chlewnej.
Jest to zastraszająco mało w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. W Niemczech na jednego producenta przypadają 584 sztuki, a w Hiszpanii - 467 sztuk trzody. Jeszcze więcej sztuk, bo aż 2200 przypada na jednego producenta trzody w Holandii. W statystykach jednak niepodważalnie przoduje Dania, gdzie jeden producent średnio posiada uwaga! 3137 sztuk trzody. Dane te obrazują, jak ogromne chlewnie działają w tamtejszych krajach.
Jak podała wiceminister rolnictwa Ewa Lech dużych gospodarstw (które posiadają powyżej 200 tuczników w wadze pow. 30 kg albo ponad 700 sztuk macior) w całej Polsce jest 174.
Obecny na posiedzeniu sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi Mariusz Gołębiowski ze Związku Zawodowego Rolników "Ojczyzna" podał przyczyny spadku pogłowia trzody w Polsce. Jego zdaniem, do zastraszająco niskich cen żywca wieprzowego w Polsce przyczynili się rolnicy z innych krajów Unii Europejskiej.
- Problem leży w sferze finansowania przetwórstwa i powiązania przetwórstwa z produkcją rolniczą. Te powiązania w poprzedniej perspektywie unijnej zostały całkowicie zaniedbane, dlatego że zakłady przetwórstwa z kapitałem zachodnim skorzystały ze środków, które powinny być z innym przeznaczeniem - na kapitał rodzimy - przekonywał Mariusz Gołębiowski z ZZR "Ojczyzna".
Dodał, że "zostały stworzone olbrzymie molochy, które produkują i dyktują cenę trzody chlewnej w Polsce i tym samym wykańczają polskiego rolnika".
- A wykańczają rolnicy ze starej UE, z takich przyczyn, że są udziałowcami tych zakładów przetwórczych, ktore funkcjonują w Polsce. Mogą sprzedawać kilogram za złotówkę, bo korzystają z dewidendy od zakładów. Zakłady te skorzystały z ogromnych dotacji unijnych na rozbudowę zakładów mięsnych - mówił Mariusz Gołębiowski.