Dla precyzji, wygody i zysków - roboty udojowe
Rolnicy coraz częściej inwestują w roboty udojowe.
- Na dziś uważam, że to był dobry krok - stwierdza Robert Jakubowski z Sobiałkowa, powiat rawicki, który od listopada korzysta z robota udojowego. Przekonuje, że przed nowoczesnością nie warto uciekać.
Bydłem mlecznym państwo Jakubowscy zajmują się od pokoleń. - Krowy miał mój ojciec, wcześniej jeszcze dziadek, a teraz hoduję je ja - opowiada Robert Jakubowski, który hoduje blisko 60 krów mlecznych oraz posiada gospodarstwo o powierzchni 30 hektarów. Uprawia na nich głównie kukurydzę i lucernę. Pan Robert wspólnie z rodziną stara się pracować na gospodarstwie samodzielnie, bez zatrudniania stałych pracowników, więc pracy jest co nie miara. Oprócz prac polowych uwagi wymaga także obora. Do niedawna jeszcze dwa razy dziennie dochodziło dojenie krów. Nawał fizycznej pracy w ostatnim czasie jednak zmniejszył się. Stało się tak dzięki wprowadzeniu kosztownego i innowacyjnego, a jednocześnie opłacalnego urządzenia, jakim jest robot udojowy.
Zamienić halę na robota udojowego
Roboty udojowe obecne są na światowym rynku od blisko dwudziestu lat. W Polsce liczba ich użytkowników stale rośnie. Jednak jest ich niewiele, w stosunku do krajów Zachodniej Europy. Jak wyjaśnia pan Robert decyzja związana z zakupem i montażem nowoczesnego sprzętu nie była łatwa i została poparta szczegółową kalkulacją. Dotychczas krowy dojone były w kilkunastoletniej hali udojowej typu „rybia ość 2x5”. - Była to po pierwsze ciężka praca fizyczna, która pochłaniała dosyć dużo czasu, a po drugie sama hala udojowa też wymagała modernizacji - opowiada rolnik. Ostatecznie po dokładnym policzeniu wymaganych do poniesienia kosztów i oczekiwanych zysków oraz wyjeździe studyjnym do Holandii, gdzie Robert Jakubowski przyglądał się działaniu robotów udojowych w praktyce, zdecydował się na tę inwestycję.
Czy krowy przyzwyczają się?
Pojawiały się obawy, czy to się rzeczywiście sprawdzi w oborze. Najbardziej niepewna wydawała się reakcja krów. - Zwierzęta nie były do końca nauczone, więc strach był, czy do robota przywykną i jak długo potrwa ich przyzwyczajanie się. Najwięcej obaw miałem w związku z ramieniem, które porusza się pod ich brzuchem, żeby tego nie niszczyły - objaśnia Robert Jakubowski. Wspomina, że rzeczywiście krowy na początku były zdezorientowane i kopały w ramię, ale trwało to krócej niż przewidywał rolnik. Po dwóch tygodniach same chętnie kierowały się do boksu udojowego.
Najpierw odpowiednio zachęcić, a potem doić
Stado państwa Jakubowskich było odpowiednio przygotowywane do nowego systemu doju. Przed pierwszy tydzień do stacji podawana była jedynie pasza, aby krowy zaczęły go dobrze kojarzyć. - Po tym czasie, kiedy się nauczyły, że jest tam dobre jedzenie, same zaczęły chętnie przychodzić. Wówczas zaczęliśmy pierwszy dój, ale robiliśmy to ręcznie. Istnieje możliwość odłączenia robota. Na panelu sterowania trzeba wtedy włączyć „manual” i można zakładać każdy strzyk z osobna samodzielnie - wyjaśnia rolnik. Dzięki temu krowa cały czas ma kontakt z hodowcą, a jednocześnie przyzwyczaja się do nowych warunków dojenia. - To oswajanie trwało dwa dni. Gospodarze siedzieli nawet do północy i podłączali kubki ręcznie. Ale w trzeciej dobie krowy były już dojone automatycznie przez ramię - dodaje Paweł Chudy z firmy Agro-Instal z Krobi, powiat gostyński, która serwisuje urządzenia w oborze państwa Jakubowskich.
W jaki sposób działa robot udojowy? Kiedy krowa podchodzi do boksu, jego bramka wejściowa otwiera się i wpuszcza krowę do boksu. Każda sztuka identyfikowana jest elektronicznie. System odczytuje dane o niej z pedometru umieszczonego na nodze krowy i podejmuje decyzję o tym, czy ma rozpocząć dój, czy delikatnie „wyprosić” ją z boksu. W przypadku decyzji o dojeniu, robot podaje wcześniej przypisaną jej dawkę paszy, a pod wymię podsuwa się ramię. - Za pierwszym razem laser połączony z kamerą skanuje całe wymię danej krowy i zapisuje jego kształt w komputerze tworząc swoistą mapę. Pierwszy udój na ramieniu trwa trochę dłużej, jednak później robot podłącza się szybciej - dodaje Paweł Chudy.
Ramię, jak przy produkcji samochodów
Kubki udojowe robota typu Galaxy Starline firmy Insentec, którego użytkuje rolnik z Sobiałkowa, znajdują się na ramieniu klasy przemysłowej. -Tego typu ramię wykorzystywane jest w wielu sektorach produkcji np.: w przemyśle samochodowym na liniach produkcyjnych i montażowych. Jest to urządzenie uniwersalne, które właściwie można zastosować do każdego typu pracy. Ramię to cechuje bardzo duża sprawność i wytrzymałość. W robotach udojowych Galaxy Starline stosowane jest od blisko 15 lat i żadne nie było dotychczas naprawiane - tłumaczy Paweł Chudy z firmy Agro-Instal. Oprócz precyzyjnego lasera połączonego z kamerą, ramię wyróżnia zastosowanie w pełni elektrycznego układu serwomechanizmów. Dzięki temu może pracować płynnie i niezawodnie nawet w obniżonych temperaturach.
Zainstalowana w boksie stacja paszowa może dozować w trakcie doju do trzech różnych typów paszy treściwej. Poza tym sam boks wyłożony jest miękką gumową matą poprawiającą komfort przebywających w nim krów. - Istotna jest również otwarta konstrukcja boksu, która pozwala krowom utrzymywać kontakt wzrokowy ze stadem nie powodując ich izolacji, a hodowcy obserwować zwierzę podczas doju - tłumaczy Mateusz Rusinek, specjalista ds. marketingu w A-lima-Bis, z którą współpracuje Agro-Instal.
Dojenie podzielone na etapy
Na pierwszym etapie następuje mycie strzyków i jednoczesne pobudzanie wymienia do wydzielania oksytocyny. - Jest on prowadzony za pomocą osobnego kubka higienicznego, który dokonuje także doju wstępnego. Ściągana jest wtedy pierwsza (często zakażona bakteriami) porcja mleka - wyjaśnia Mateusz Rusinek. Kolejny etap to dój właściwy, który trwa kilka minut. W tym momencie prowadzona jest kontrola przepływu mleka dla każdego strzyka z osobna. Jeśli robot wykryje jakieś nieprawidłowości w mleku, na przykład krew, może natychmiast odseparować je do specjalnych pojemników separacyjnych- Takie mleko nie trafia do chłodni i nie zakaża pozostałego - mówi Robert Jakubowski. Po zakończonym doju krowa opuszcza boks, a robot przystępuje do prac technicznych. Jest to ostatni - trzeci etap każdego cyklu. Wszystkie kubki, w tym także higieniczny, są myte i odkażane parą wodną. Na koniec robot wraca do pozycji wyjściowej i wchodzi w stan czuwania.
W międzyczasie hodowca może obserwować na monitorze komputera aktualny stan stada. - Można na nim odczytać wszystko, co dotyczy zwierząt i pracy robota. A więc, liczbę krów, które w poszczególnych dniach były dojone, ilość wydojonego mleka w kilogramach na jedną sztukę w czasie jednego doju bądź na całą dobę, szybkość przepływu. Pojawiają się informacje, które krowy powinny udać się do boksu, bo zbliża się ich czas doju. Na czerwono pokazują się informacje o tych krowach, które przekroczyły średni czas między dojeniem albo dały za mało mleka - tłumaczy rolnik. Informacji, z których może skorzystać rolnik, jest mnóstwo. – Dla mnie najważniejsze informacje to te, które alarmują o jakichś problemach z krową, np. że jest chora - dodaje hodowca.
Wyższa efektywność zapładniania
Robot, z którego korzysta rolnik z Sobiałkowa jest kontrolowany przez System Zarządzania Stadem Saturnus, który jest zintegrowany m.in. z system żywienia, analizy mleka oraz wykrywania rui. System Zarządzania Stadem jest tak naprawdę istotą doju automatycznego. Dzięki niemu gospodarz może otrzymać szczegółowe informacje na temat każdej krowy z osobna i tak zarządzać stadem, aby polepszać dobrostan krów. - Pedometry, oprócz tego, że identyfikują daną sztukę w boksie, to zbierają dane na temat jej aktywności w trakcie doby. Dalsza analiza tych informacji pozwala wykryć ruję na jej wczesnym etapie i odpowiednio zareagować. Dzięki temu efektywność zapładniania jest znacznie wyższa. Rolnik ponosi niższe koszty - tłumaczy Paweł Chudy.
Większa wydajność, ale i koszty zużycia energii
Państwo Jakubowscy już zauważają zmiany w przychodach z produkcji mleka. Ilość pozyskiwanego mleka zwiększyła się o 300 litrów na dobę. Krowy średnio dojone są 3 razy. Wzrosły, niestety, koszty poboru prądu o 100 procent. - To urządzenie działa 24 godziny na dobę, więc trudno się nie dziwić, Wcześniej za dwa miesiące płaciłem 2,5 tys. zł, a teraz 4-5 tys. zł - wyjaśnia rolnik.
Nowość w oborze, jaką jest robot udojowy, kosztowała około pół miliona złotych. Na połowę wydatków rolnik otrzymał dofinansowanie ze środków unijnych. Czy opłacało mu się przeznaczyć na ten cel tak duże pieniądze? - Inwestycja zwróci się co najmniej po 10 latach, jeśli średnia cena mleka w tym czasie będzie wynosić 1,20 zł za litr - informuje rolnik.
- Tagi:
- roboty udojowe
- bydło mleczne
- krowy