Czy można już mówić o kryzysie?
Duża koncentracja na rynku mlecznym nie sprzyja krajowym producentom.
Wymuszona konieczność ciągłego obniżania kosztów produkcji zmusza z jednej strony do redukcji personelu, poszukiwania nowych systemów doju oraz wykrywania rui, z drugie koncentracji uwagi na zarządzaniu rozrodem krów.
Wielu producentów nie jest jednak w stanie podołać wymaganiom rynku. Dlatego też widać tendencję likwidowania stad i spadku pogłowia. Do niedawna liczba ta znacznie przekraczała 2 mln, obecnie wynosi 1,9 mln.
- Nie ma się co dziwić, ponieważ z analiz wynika, że opłacalność chowu krów mlecznych pojawia się dopiero przy pogłowiu rzędu 60 i więcej - mówi Jędrzej Jaśkowski z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.
- Według mnie głównym powodem kłopotów w stadach jest zła hierarchia ważności. Zazwyczaj wygląda tak: najpierw ekonomia, czyli ma być tanio, potem dopiero jest rozmowa o mleku. na trzecim miejscu o rozrodzie, a o zdrowiu, jeśli w ogóle jest rozmowa, to na końcu - tłumaczy hodowca.
Filozofia w tym gospodarstwie jest odwrotna.
- Dla nas najważniejsze jest zdrowie, cokolwiek zrobisz dla krowy, cokolwiek zrobisz w korycie, ma to być przede wszystkim zdrowe dla krowy. Potem rozród. Na trzecim miejscu dopiero jest mleko, a na końcu ekonomia. To się może wydawać pokrętne, jak to? Dzisiaj? Kiedy koniunktura na mleko jest coraz gorsza, facet wychodzi i mówi, żeby finanse stawiać na końcu? Trzeba jednak myśleć zdroworozsądkowo. Jeśli będzie zdrowie, to jest szansa na rytmiczny rozród. Jak będą rytmiczne wycielenia w stadzie, to jest szansa na dużą ilość mleka - opowiada Zbigniew Lach.
Więcej na ten temat znajdziesz w majowym numerze Wieści Rolniczych.