Bizon nie dawał już rady, więc kupił nowy sprzęt. Rolnik z Pomorza ma 110 ha, 101 owiec i bydło
Gospodarstwo pana Bartosza znajduje się w miejscowości Rytel na Pomorzu.
- To gospodarstwo rodzinne. Jestem trzecim pokoleniem, wszystko rozpoczynał mój dziadek, który kupował ziemię. I tak się to pomału zwiększało – opowiada z uśmiechem pan Bartosz.
Obecnie areał obejmuje 110 hektarów, z czego 50 hektarów to grunty własne, a 60 dzierżawy.
Co ważne - profil produkcji jest zdywersyfikowany – rolnik ma uprawy mieszane na gruntach ornych oraz użytki zielone, które stanowią bazę paszową dla inwentarza. A ten jest tu całkiem pokaźny.
ZOBACZ WIDEO:
Od wełny do genetycznej rezerwy
W gospodarstwie utrzymywane jest stado bydła mięsnego w cyklu zamkniętym - około 40 sztuk mamek i młodzieży do opasu. Jednak prawdziwą ciekawostką są owce rasy pomorskiej.
Pan Bartosz posiada stado 101 matek objętych programem ochrony zasobów genetycznych.
Jak wspomina rolnik, historia owiec w tym gospodarstwie sięga czasów, gdy rynek wyglądał zupełnie inaczej.
- Owce zawsze były. Dziadek kiedyś, jeszcze w tych dobrych czasach jeżeli chodzi o hodowlę, posiadał 500 sztuk - wspomina rolnik.
Przytacza jednocześnie pewną anegdotę, która doskonale obrazuje zmiany ekonomiczne na wsi.
– W tamtych latach bardzo liczyła się wełna. Za samo strzyżenie można było niesamowite pieniądze zarobić. Sprzedając wełnę z jednej strzyży, dziadek kupił wówczas Bizona. Wziął oczywiście jakieś pożyczki, sprzedał kilka jarek. Ale można było kupić dzięki temu w tamtych czasach kombajn – opowiada farmer z Pomorza.
Dziś realia są już dużo bardziej brutalne.
– Aktualnie wełna od czterech lat leży, jest za grosze. Ostatnia cena była za 90 groszy. Niestety, tylko jagnięcina się liczy dzisiaj i zachowanie rezerwy genetycznej – opowiada nam gospodarz.

Dywersyfikacja dochodów w gospodarstwie pana Bartosza idzie jednak o krok dalej.
Rolnik postanowił uniezależnić się od zewnętrznych usług w zakresie rozrodu bydła.
– Zrobiłem kurs inseminatora w związku z tym, że ceny byków były drogie. (…) Koszt nasień też jest w miarę rozsądny (…), także mogę sobie miksować teraz czym chcę, nie jestem skazany na jednego byka – tłumaczy.
W krajobraz gospodarstwa wpisuje się także koń o imieniu Dior. To prezent na 40. urodziny rolnika, służący już jednak do rekreacji.
Hybrydowe żyto kontra legenda PRL-u
Gleby w gospodarstwie są słabej bonitacji, ale nowoczesne odmiany zbóż potrafią zaskoczyć.
– Żyto hybrydowe nieraz potrafi się odwdzięczyć – mówi pan Bartosz.
Problem w tym, że stary park maszynowy z czasem przestał nadążać za agrotechniką.
Wcześniej głównym orężem w walce o plon był wspomniany już Bizon, którego kupił dziadek. Maszyna kultowa, ale w starciu z nowoczesnym rolnictwem była już bardzo, mówiąc delikatnie, kapryśna.
Stąd od jakiegoś czasu zaczęła coraz mocniej kiełkować myśl o nowym sprzęcie do koszenia.
– Potrzeba była od zawsze. Bizon był do wymiany, ale zawsze były jednak inne wydatki – wspomina rolnik.
Kluczowym problemem okazała się jednak specyfika nowoczesnych upraw i środków ochrony roślin.
- Nawiązując do żyta hybrydowego - Bizon sobie po prostu nieraz nie radził. Jeżeli żyto potrafiło sypnąć powyżej 7 ton, no to sporo go to kosztowało, żeby to skosić. Trzeba nieraz było na „pół kosy” kosić, bo opryski, aktualnie te strobiluryny, powodują, że słoma jest często zielona, a ziarna dojrzałe – wyjaśnia pan Bartosz.
Kolejnym czynnikiem był stres związany z awaryjnością.
– To było najbardziej denerwujące, że przychodziły te okienka pogodowe i zamiast skosić, często trzeba było naprawiać. Żniwa powinny wiązać się z radością, z tym, że się zbiera plony całoroczne, a nie myśleć o tym, czy się uda skosić, czy nie – zaznacza wprost pan Bartosz.
Nowy kombajn. Claas zastąpił Bizona
Ostatecznie decyzja o zakupie nowego kombajnu zapadła dwa lata temu. Rolnik rozważał początkowo maszyny używane, m.in. modele Claas Dominator czy Tucano, ale rynek wtórny okazał się mało atrakcyjny cenowo.
- Dwa lata temu za Tucano używane, 15-letnie, trzeba było zapłacić w granicach 350 tysięcy. Także jednak wolałem wziąć pożyczkę, posiłkowałem się trochę finansowaniem fabrycznym i zdecydowałem się na nowy kombajn – wylicza nam gospodarz.
Wybór padł na najmniejszy model marki Claas – czyli Evion 410. Wszystko w wersji podstawowej z hederem 4,9 metra i przystawką do rzepaku. Całość inwestycji zamknęła się w kwocie około 700 tysięcy złotych netto.
Czy przy areale nieco ponad 100 hektarów taki wydatek ma sens? Pan Bartosz zaznacza, że w jego przypadku ważna była niezależność. Bo w okolicy brakuje usługodawców.
- Nie trzeba być uzależnionym od kogoś. (…) Gospodarstwa takie większe są oddalone od naszej miejscowości, także jestem bezpieczny w sensie, że sam sobie daję radę – argumentuje rolnik.
Żniwa już bez wersji „safari”
Warto tutaj zaznaczyć, że głównym operatorem nowej maszyny jest pan Sebastian, brat właściciela. Jego doświadczenie to 18 lat pracy na kombajnach, z czego aż 16 spędził za sterami słynnego w gospodarstwie Bizona. Jak wspomina, przesiadka do Eviona była dla niego dużym komfortem.
- Przeskok technologiczny jest ogromny, nie da się tego porównać – mówi nam wprost Sebastian Gierszewski.
– W Bizonie to była taka wersja „safari”, czyli tylko z tym daszkiem. Także nieraz trzeba było nawet jakiś oddech łapać gdzieś tam boczkiem – wspomina z uśmiechem.
Dziś praca w żniwa wygląda już zupełnie inaczej.
- Ergonomia, komfort, klimatyzowane wnętrze. Przede wszystkim też pozycja siedząca. Kiedyś to cały dzień na stojąco kosiłem. Tutaj tak jakby odpoczywam przez cały dzień – relacjonuje nam nowe realia żniw operator.
Co najważniejsze, nowy nabytek nie tylko poprawił komfort, ale całkowicie zmienił organizację pracy w gospodarstwie. Evion 410 po prostu „łyka” zboże.
- Jeszcze nie zdarzyło mi się przez ten czas, żeby kombajn się zapchał. Dawniej trzeba było czekać z przyczepą na zboże, a teraz kombajn czeka za nami – śmieje się na koniec pan Bartosz.
- Tagi:
- owce
- Claas
- rolnik z Pomorza
- Evion
- Bizon





























