Biznes ze ślimakami
Kinga i Tomasz Majewscy - bohaterowie tego artykułu podkreślają, że w swoim gospodarstwie lubią robić rzeczy niestandardowe. Mają m.in. króliki, papugę, lisa polarnego, owcę i dwa konie. Tym razem postawili na hodowlę ślimaków.
Prawie dwa lata Tomasz Majewski i Kinga Żłobińska-Majewska zastanawiali się nad hodowlą ślimaków.
– Na ten temat czytałam artykuły w internecie i bardzo mnie to zaciekawiło – wspomina pani Kinga. Podkreśla, że wspólnie z mężem kochają zwierzęta i lubią angażować się w nowe wyzwania. – Z mężem poznaliśmy się na studiach zootechnicznych na Akademii Rolniczej w Poznaniu. Bardzo lubimy pracować ze zwierzętami – podkreślają.
Pan Tomasz pochodzi z Poznania, a pani Kinga z Kalisza, ale uwielbiają ciszę i spokój na wsi. Oboje pracują zawodowo, ale każdą wolną chwilę poświęcają pracy w gospodarstwie. Ponad 18 lat temu zamieszkali w Szadku, niewielkiej miejscowości w powiecie kaliskim w gminie Blizanów. Posiadają kilka hektarów ziemi. Wcześniej mieli sad wiśniowy na powierzchni jednego hektara.
– Kolega z pracy mnie wkręcił. Bardzo fajnie te wiśnie wychodziły. Ale przyszedł czas, kiedy musieliśmy to zakończyć – wspomina pan Tomasz.
Ze zbioru owoców zrezygnowali prawie po dziesięciu latach. Aktualnie na gruntach rolnych posiadają łąki i zboża.
Ślimaczany biznes - początki zawsze najtrudniejsze
Ślimaki z gatunku Helix Aspersa Maxima hodują drugi rok. Zanim jednak pojawiły się na polu, musieli przygotować się na realizację swoich planów. Małżonkowie podjęli decyzję, że rozpoczną od małych kroków. Na hodowlę przeznaczyli 6 arów. Zakupili deski, z których wykonane zostały paśniki oraz ogrodzenie.
– Paśniki przypominają blaty od stołów ustawione pod kątem, które pełnią funkcję ochronną dla ślimaków. Ich wymiary wynoszą 1,20 m na 0,80 m. Znajomi mają mniejsze paśniki i lżejsze, bo jak ślimaki urosną i się poprzyczepiają do tych paśników, jest co dźwigać – mówi pani Kinga.
Zwierzeta pod paśnikami chowają się przed słońcem. Majewscy ogrodzili poletko, żeby ślimaki po prostu im nie uciekały.
– Mówi się, że ślimaki chodzą wolno. Ale wbrew pozorom są szybkie. Poletko ogrodziliśmy deskami pokrytymi folią, a na ściankach tego ogrodzenia umieściliśmy sól, która odstrasza ślimaki, dlatego nie uciekają tak często – wyjaśnia producentka ślimaków.
Pan Tomasz dodaje: Zdarzają się uciekinierzy, którym udało się wymknąć poza ogrodzenia np. na roślinie.
Hodowcy ślimaków zaznaczają, że pierwszy rok jest bardzo kosztowny, bo trzeba zrobić ogrodzenie, paśniki, kupić węże, zraszacze, pompę, zbiorniki na wodę, kosze do czyszczenia ślimaków, skrzynki.
- Tego nie widać, ale to kosztuje. Dużo z tych rzeczy sami robiliśmy – podkreślają.
Teren musi być zabezpieczony przed szkodnikami: myszami, kretami, ptakami i szczurami.
Testowane są urządzenia odstraszające dźwiękiem nieproszonych gości. – U nas szczurów na szczęście nie ma – zaznacza pan Tomasz.
Od kokonu do ślimaka
Kiedy ogrodzenie i paśniki już były przygotowane, a na ziemi zamontowano nawadnianie, na polu wysiano perko.
– Kiedy perko trochę urośnie, to stawia się paśniki. W ubiegłym roku inaczej mieliśmy umieszczone paśniki. Ale człowiek uczy się na błędach. Teraz już jesteśmy mądrzejsi. (…) Najlepiej, żeby ustawić je w dwóch rzędach i między paśnikami było tyle miejsca, aby swobodnie przejść. Ścieżka nie może być zarośnięta, aby nie deptać ślimaków – wyjaśniają hodowcy.
W drugiej połowie maja po przymrozkach, tzw. „Zimnej Zośce” na pole trafiły pierwsze oseski.
– Można kupić kokony, jeden kokon, to jest około 80 do 120 jajek, czyli średnio z tego wychodzi 100 małych ślimaczków. Ja kupuję oseski, czyli wyklute małe ślimaczki. To jest większa pewność, że je mam. A jak są kokony, to trzeba im stworzyć warunki do wyklucia się, czyli musi być odpowiednia temperatura, wilgotność – mówi pani Kinga.
Małe ślimaczki, kiedy trafiają na pola, są wielkości łepka od szpilki. W kuwetach trafiają pod paśniki. – One się rozchodzą i trzeba zabrać te kuwetki, bo musi być porządek – tłumaczy pan Tomasz. Ślimaki w ciągu swoich pierwszych 60 dni bardzo szybko rosną. - Po 5 tygodniach są wielkości paznokcie od dużego palca – wyjaśnia hodowca.
Witaminy dla ślimaków
Ślimaki nie są wymagające, choć nie lubią upałów. – Codziennie wieczorem są zraszane wodą i sypana jest pasza. Na początku ślimaki nie są karmione paszą – zaznacza pani Kinga. Dopiero po około 10 dniach w niewielkich ilościach dozowana jest pasza dla osesków. – Dostają paszę z witaminami i codziennie zraszane są wodą. Nie wolno ślimaków polewać jak jest upał, bo mogą się zagotować. Trzeba poczekać z wodą do zachodu słońca. Należy pamiętać, że na początku nie dajemy dużych strumieni wody, to raczej powinna być mgiełka, żeby ślimaków nie uszkodzić – zaznacza. Później podawana pasza ma już inny skład i przeznaczona jest na tucz. – Samo podawanie paszy nie jest ani trudne, ani ciężkie. Chodzi się ścieżkami, żeby nie deptać ślimaków i paszę rzuca się na liście oraz na paśniki. Ciekawie to wygląda, jak siedzą na tych paśnikach i jedzą – opowiada pani Kinga.
Praca przy ślimakach nie jest ciężka. Pasza podawana jest po południu. – Składa się z soi, kukurydzy, pszenicy, kredy i witamin. Kupujemy odpowiednie składniki i korzystamy z usługi dotyczącej śrutowania i mieszania. Wiemy, co podajemy naszym ślimakom - podkreśla pan Tomasz. - Oprócz tego ślimaki muszą jeść perko - dodaje Kinga Żłobińska-Majewska. Jeżeli chodzi o koszt paszy, to trzeba liczyć, że na wyprodukowanie tony ślimaków potrzeba tony paszy.
Zbiór ślimaka wymaga pracy ręcznej
Pan Tomasz uważa, że plantacje ze ślimakami wyglądają niepozornie, ale mimo wszystko hodowla wymaga czasu.
- Ale sprawia nam to dużo przyjemności i satysfakcji, a praca przy ślimakach mnie uspokaja – dodaje pani Kinga.
Zbiór ślimaków rozpoczyna się na przełomie września i października. Odbywa się ręcznie. Ważne jest, aby skorupki nie zostały uszkodzone. W ubiegłym roku w ciągu tygodnia ślimaki zebraliśmy w 3 osoby. Podnosi się paśniki, do których przyklejone są ślimaki. Zdejmuje się je i wkłada do wiaderka. Później ślimaków szuka się w perko. – Wyrywamy perko, którego ślimaki nie zdążyły zjeść i sprawdzamy, czy się tam nie pochowały. Przy zbiorze jest trochę pracy – mówi pani Kinga. Pan Tomasz dodaje: Podczas zbioru nie segregujemy ślimaków. Zbieramy wszystkie. Ślimaki trafiają na specjalne stoły z siatką. Tam przez 3-4 dni polewane są intensywnie wodą, żeby się wypróżniły. Wtedy skorupki są twarde i się ich już nie uszkodzi. Później następuje segregacja i pakowanie we worki z siatki. – Przy pakowaniu trzeba posegregować je i podzielić na klasy. Skorupka pierwszej klasy musi być odpowiedniej wielkości, musi być twarda i wywinięta na brzegach – tłumaczy pan Tomasz. Zaznacza, że ładnie wywinięta skorupka świadczy o ślimaku najwyższej jakości. Ślimaki pakowane są w 5,5 kilogramowe worki z siatki. Takie opakowanie nie szkodzi ślimakom. Wypełnione worki trafiają do skrzynek. - Ślimaki w tych workach są osuszane przy użyciu wentylatorów – mówi Kinga. W ubiegłym roku z 6 arów rodzina zebrała około 2 ton. W tym roku ślimaki hodują na powierzchni 13 arów. - Wszystko udało się sprzedać do odbiorców polskich i zagranicznych m.in. do Francji, Austrii i Włoch – mówi pani Kinga. Pan Tomasz dodaje: Ubiegły rok był fajny, bo przy zbiorze ślimaka II klasy mieliśmy raptem 40 kilogramów, a to jest bardzo dobry wynik, czyli dobrze je żywiliśmy i nie uszkodziliśmy. Wszystko poszło w pierwszej klasie i udało nam się to szybko sprzedać.
Ślimaczy biznes - ważne dzielenie się doświadczeniami
Kinga i Tomasz Majewscy są bardzo zadowoleni, że mogą liczyć na pomoc hodowców z kilkuletnim stażem.
– Dzielą się doświadczeniami, bo wiadomo, że początki są trudne. Znamy hodowców, którzy zajmują się reprodukcją. Zostawiają sobie reproduktora, czyli dorosłego rozwiniętego ślimaka. Ślimaki są obojnakami, dlatego nie ma problemu, jeśli chodzi o rozpoznanie płci – mówi.
Reprodukcja polega na tym, że reproduktorom stwarza się odpowiednie warunki i na stołach ustawiane są pojemniki z ziemią, gdzie składają jaja. Potem z tych doniczek wyciąga się jaja i wkłada do inkubatora.
W hodowlę ślimaków zaangażowały się również córki. Najmłodsza Pola pomaga karmić zwierzęta, Oliwia – odpowiada za poszukiwanie odbiorców za granicą, sprzedaż i transport, a najstarsza Michalina pomaga przy ogólnych pracach hodowlanych.
– Hodowla nie jest trudna, ale trzeba się przy tym nachodzić. No i największe koszty są na początku, kiedy trzeba we wszystko zainwestować. Myślę, że to jest dodatkowy dochód dla małych gospodarstw – zaznacza pan Tomasz.
Hodowca, żeby ułatwić sobie pracę przy ślimakach, pozyskał środki z programu Restrukturyzacja Małych Gospodarstw. Z żoną kupili ciągnik, co znacznie ułatwia pracę w gospodarstwie.
Potrawy ze ślimaka – trzeba się przełamać
Oprócz kontaktów z odbiorcami z wielu krajów są też korzyści kulinarne. Pani Kinga sama przygotowywała potrawy ze ślimaków. Zrobiła m.in. ślimaki po burgundzku, tuszki w sosie pomidorowym, a także pasztet.
- Ślimaki mają dużo białka. Kwestia tylko, żeby się przełamać – zaznacza pan Tomasz.
Dania ze ślimaków próbowali domownicy. - Przyjechali również znajomi, żeby degustować nietypowe menu. Niektórzy wzięli ślimaki i stwierdzili, że sami spróbują przyrządzić - opowiada. Pani Kinga podkreśla, że z jaj ślimaków można zrobić kawior. - I to jest moje nowe wyzwanie – dodaje.
Czytaj także: