ASF. Tuczniki przerastają. Nikt nie chce ich kupić!
Dramat na Lubelszczyźnie i Podlasiu. W tak trudnej sytuacji hodowcy trzody chlewnej ze ściany wschodniej Polski nie byli od lat.
Od kilku tygodni nikt nie chce od nich kupić świń. Jeszcze jakiś czas temu prosili o pomoc, dziś już mówią bardziej stanowczym głosem, organizują protesty. - Sytuacja jest dramatyczna. Tuczniki przerastają. Wielu z nas będzie musiało zawiesić produkcję - mówi Robert Janczuk z gminy Biała Podlaska w woj. lubelskim.
Jeden miesiąc wystarczył, by względnie opanowany problem wystąpienia w Polsce Afrykańskiego Pomoru Świń zamienił się w gigantyczny chaos i tragedię dziesiątek gospodarstw rolnych. Tylko w samym sierpniu wykryto 14, spośród 18 wszystkich ognisk tej groźnej choroby u zwierząt od 2014 r.
Proces rozprzestrzeniania się na kolejne tereny ASF nabrał tempa, bo zawinili handlarze żywcem (wbrew zakazowi wywozili świnie poza wyznaczony teren na targowiska) i sami hodowcy, którzy decydowali się na zakup od nich prosiąt bez ważnych dokumentów.
Pierwsze zarzuty w sprawie rozprzestrzeniania wirusa ASF już postawiono wobec handlarza z woj. podlaskiego.
Prokuratura Rejonowa w Zambrowie zarzuciła mu transport świń z naruszeniem wymagań weterynaryjnych i poświadczenie nieprawdy w dokumentach. Sprawa jest w toku. Póki co wobec podejrzanego zastosowano m.in. 10 tys. zł poręczenia majątkowego, a także zakaz handlu trzodą. Jest to niewiele, biorąc pod uwagę konsekwencje, jakie mogą spaść na polskich rolników i całą naszą gospodarkę rolno-spożywczą.
Czytaj także: Jak utrzec się ASF KLIK
Handlarze świń byli poza kontrolą
Rolnicy, którzy stosowali się do zasad bioasekuracji nie rozumieją, jak do tego rozwoju wydarzeń mogli dopuścić inspektorzy weterynarii? - Targowiska był poza kontrolą. Handlarze robili sobie co chcieli, bez rejestracji i ewidencji świń. Jechali i kupowali, przemieszczali się nawet 50 km i tam sprzedawali. Ze stref: czerwonej (obszar objęty ograniczeniami - przyp. red.) i niebieskiej (obszar zagrożony - przyp.red.) kupowali bardzo tanio i wywozili dalej. Nas dużych producentów weterynaria gnębiła, a małych traktowała, jakby wcale ich nie było - komentuje Jerzy Kreć (Kolembrody, gmina Komorówka Podlaska, powiat radzyński, woj. lubelskie).
Dodaje, że jego gospodarstwo występuje w tzw. strefie żółtej, a więc ochronnej. Jest problem ze sprzedażą tuczników. - Bardzo mało zakładów skupuje żywiec. Ze strefy jeszcze ubija Sokołów w Jarosławiu. Ale inne nie chcą. Argumentują to, że nie biorą z żółtego pola, bo potem mogą być pozbawieni możliwości eksportu - mówi Jerzy Kreć, który posiada dużą hodowlę, ponad 3 tys. tuczników. Ma nadzieję, że wkrótce, mimo problemów, sprzeda świnie. Choć nie ukrywa zdenerwowania.
- Wszystkie świnie sprzedawałem rok czasu do Pini Polonia. Mimo że mam podpisaną umowę z jego pośrednikami, zakład odciął się ode mnie. (...) Mniejsi rolnicy na pewno będą mieli problem ze sprzedażą, a my więksi będziemy tracić na tym, że będą nam ceny zbijać, dyktować warunki - tłumaczy Jerzy Kreć.
Tuczniki ważą już 150 kg. Kto je kupi?
W jeszcze gorszej sytuacji są hodowcy z tzw. strefy czerwonej i niebieskiej. W samym powiecie Biała Podlaska na Lubelszczyźnie od kilku tygodni gotowych do sprzedaży jest ponad 20 tys. tuczników. Wiele z nich osiągnęło już wagę poubojową: 140-150 kg. - Problem polega na tym, że w strefie niebieskiej i czerwonej nie ma żadnego zakładu mięsnego. A nikt spoza naszego terenu nie chce od nas kupić świń - mówi Robert Janczuk z gminy Biała Podlaska.
Tamtejsi hodowcy są w dramatycznej sytuacji. Obowiązuje bowiem zarówno zakaz wywozu tuczników, jak i przywozu warchlaków do tuczu. - Jestem zmuszony do zawieszenia działalności. Prowadzę cykl otwarty, a w okolicy nikt nie jest w stanie mi zapewnić dużej partii do odchowu. Przywieźć jednak nie możemy. Mam 500 sztuk tucznika przerośniętego. Trzeci tydzień nikt nic nie robi. Nie mam zbytu. Są zakłady, które chciałyby kupić towar od nas, z tym że rząd im nie gwarantuje, że będą mogły towar eksportować na rynki zachodnie czy dalekowschodnie. Minister obiecywał że w najbliższych dniach ruszy skup, ale szczerze wątpię, by to teraz nastąpiło - mówi Robert Janczuk.
Czytaj także: Zasięg ASF - aktualna mapa KLIK
Mięso ze stref ASF na konserwy dla wojska
Pojawił się projekt ustawy w sprawie zwalczania ASF. Zgodnie z nim uruchomiony miałaby zostać skup ze stref ochronnych zwierząt, które osiągnęły wagę ubojową. Zwierzęta te miałby zostać przerobione na konserwy dla wojska i na cele charytatywne. Dotyczyłoby to tylko zwierząt zdrowych. Zdaniem hodowcy z Białej Podlaskiej pomysł ten jest nierealny. - Gdyby było tych tuczników 10 ton, to można tak zrobić i zagospodarować na jakieś cele. Ale skoro w samym naszym powiecie bialskim jest już ponad 20 tys. tuczników, nie wyobrażam sobie, jaki zakład się podejmie przerobu ich na konserwy i co z nimi zrobi? - komentuje Robert Janczuk. Jego zdaniem trzeba byłoby wprowadzić inne rozwiązanie. - Najprostszy sposób to ubić te tuczniki, rozebrać w półtusze i schłodzić na rezerwy materiałowe. Rząd takie rzeczy juz robił. Może kupować, a potem przerobić na rezerwy materiałowe i po jakimś czasie towar upłynniać - mówi hodowca.
Pomoc w postaci kredytów?
Minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel zapowiedział rekompensatę dla rolników, którzy zaprzestają hodowlę trzody na 3 lata. Jak miałaby ta pomoc wyglądać? Tego jeszcze nie wiadomo. Hodowca Robert Janczuk słyszał jedynie o oferowanych przez rząd kredytach. - Państwo udzieli rolnikowi kredyt, żeby sie przebranżowił. To jest czysta paranoja. Jeśli hodowca chciał produkować trzodę chlewną, inwestował w budynki, wziął kredyt, zarabiał na spłatę i godne życie. Teraz minister mówi, weźcie drugi kredyt. Po co, żeby sobie szubienicę postawić? ASF jest chorobą zwalczaną z urzędu i rząd powinien się tym zająć - twierdzi Robert Janczuk.
Czytaj także: Minister o ASF i specustawie KLIK
Zdaniem rolnika Polska w ciągu najbliższych 5 lat nie upora się z problemem ASF. - Będziemy się z tym męczyć jeszcze przez kolejne dziesięciolecia. Ale i tak moim zdaniem ta sytuacja jest wywołana po to, by Polska nie była krajem samowystarczalnym żywnościowo, żeby nie było u nas produkcji zwierzęcej - mówi.
ASF - konsekwencje dla rolników i zakładów przetwórczych
Skutki rozprzestrzeniania się ASF mogą za chwile odczuć zakłady mięsne na wschodnich terenach Polski, które ograniczają przerób (w najgorszym razie mogą zacząć ograniczać zatrudnienie) oraz producenci zbóż (już w tej chwili przetwórnie pasz skupują mniejsze ilości towaru z obawy na kurczący się rynek zbytu). To nie wszystko.
Nie ma gwarancji, że wirus ASF nie przedostanie się na kolejne tereny. Dziś jest w woj. podlaskim, mazowieckim i lubelskim, ale w każdej chwili może znaleźć się także i zachodniej części kraju. Wówczas już nie będzie mowy o jakimkolwiek eksporcie polskiego żywca wieprzowego.
Rolnicy protestują - chcą dymisji ministra i lek. weterynarii
W Białymstoku już odbyły się protesty rolników, którzy zebrali się przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim. Pikietujący postulowali o m.in. zmiany personalne w ministerstwie rolnictwa, odwołanie podlaskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii i powiatowych z Białegostoku i Hajnówki (wraz z ich prawnikami), zmianę ustawy o ochronie zwierząt, wypłacenie do 7 września odszkodowań z tytułu utylizacji zwierząt z obszarów objętych ASF, uruchomienie skupu tuczników w cenach rynkowych ze strefy ochronnej, delegalizację do końca 2016 r. Polskiego Związku Łowieckiego oraz opracowanie nowego programu bioasekuracji.