Hodowca świń wygrał samochód
Ireneusz Adamiak, rolnik ze Strzyżewka (gm. Jaraczewo) został laureatem konkursu „Hodowca Roku”, organizowanego od 11 lat przez Polski Koncern Mięsny DUDA. Wygrał samochód osobowy - opla corsę. Nagrodę ufundowała Firma Cedrob S.A.
- Zawsze jak się jedzie na imprezę, to się liczy na wygraną. Jest duże prawdopodobieństwo wygranej. Ponad 50 hodowców jest na tej gali. Wcześniej rozlosowano 9 drobniejszych nagród rzeczowych, po czym z ponad 40 osób losowano samochód - opowiada Ireneusz Adamiak.
Hodowca ze Strzyżewka wraz z żoną bawił się trzeci raz na imprezie zorganizowanej przez Polski Koncern Mięsny Duda. - Zawsze jest tak, że przy moim stoliku ktoś wygrywa. Już nawet chciałem powiedzieć: niepodobno, żeby nikt przy naszym stoliku nie wygrał, a tu się okazało, że akurat ja wygrałem główną nagrodę - nie kryje radości rolnik.
W jego chlewni znajduje się 100 loch, które są utrzymywane w cyklu zamkniętym. W ciągu roku rolnik sprzedaje około 2 tys. tuczników i około 500 prosiąt. - Jak byłem kilka lat temu w Holandii, to tam są jeszcze więksi hodowcy. Ferma, która liczyła 200 loch, to nie miała racji bytu - opowiada hodowca. Przyznaje, że planuje rozwinąć swoją produkcję, a rozpoczętą budowę chlewni chce zakończyć w sierpniu. - Od razu hodowli nie zwiększę, ale to będzie taki moment, w którym wyremontuję dotychczasowe obiekty. Świnie trafią do nowego budynku, a dotychczasowe wyremontuję, bo jak jest produkcja, to trudno przeprowadzić jakąkolwiek modernizację - opowiada rolnik.
Rodzina Adamiaków profesjonalnie hodowlą tuczników zajmuje się od 2010. Gospodarz opowiada, że kilkanaście lat temu jego rodzice specjalizowali się w produkcji bydła mlecznego, a obora była pod kontrolą Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Pan Ireneusz zaręcza, że nie powróci do produkcji bydła mlecznego, bo jest bardziej pracochłonna i wymaga większej punktualności ze strony właściciela stada.
Czy hodowla świń kalkuluje się? - Jakby się nie opłacało, to człowiek nie rozwijałby. Małym się nie opłaca, ale jak sprzedaje się większą ilość, to otrzymuje się inną cenę. Współpracujemy od trzech lat z jedną firmą. Aktualnie tuczniki trochę zdrożały. Miesiąc temu sprzedaliśmy po 5,20 zł w klasie E, a dzisiaj są po 5,70 zł - opowiada gospodarz. Podkreśla, że miniony rok był jednym z trudniejszych w tej branży. Ocenia, że dla jednej trzeciej produkcji nie było opłacalności.
Rodzina Adamiaków gospodaruje na 70 hektarach.
- Pradziadkowie kupili jedno gospodarstwo, dziadek również kupił i tak samo ojciec. To w sumie mieszkamy jakby na czterech gospodarstwach - przyznaje rolnik.
Ubolewa, że na terenie gminy Jaraczewo, podobnie jak w innych rejonach Wielkopolski jest głód ziemi.
Rozwój gospodarstwa nie byłby możliwy bez unijnych pieniędzy. Pan Ireneusz dostał 50 tys. zł z pakietu Młody Rolnik. Skorzystał również z PROW 2007-2013. Dzięki pozyskanym środkom zakupił dwa ciągniki John Deere, dwie przyczepy 14-tonowe oraz opryskiwacz. Gospodarz sam przygotował wszystkie wnioski, dlatego radość ze zdobytych pieniędzy była jeszcze większa. Niezbędną wiedzę do aplikowania o unijne euro zdobył na studiach, jest absolwentem zootechniki na Akademii Rolniczej w Poznaniu.
Środki jest coraz trudniej pozyskać. - Są takie obwarowania i sądzę że, ci którzy nigdy nie korzystali a planują, to będzie im bardzo trudno uzyskać. Wiadomo, jak się brało od 2004 r., to gospodarstwo jest jakoś przygotowane - ocenia rolnik. Pan Ireneusz w rozwijaniu gospodarstwa ma wsparcie żony, dla której wygrana była zaskoczeniem i miłym uhonorowaniem wspólnej pracy.
Małżonka pan Ireneusza jest absolwentką Policealnego Studium Ratownictwa Medycznego w Krotoszynie. Pracowała w pogotowiu ratunkowym i na oddziale intensywnej terapii jarocińskiego szpitala. - Ja pochodzę z gospodarstwa i praca na wsi nie jest mi obca - śmieje się pani Ewa, która głównie zajmuje się prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci w wieku 10 i 8 lat. Uwielbia eksperymentować w kuchni.
Rodzina Adamiaków wyjeżdża co roku na cztery dni na wakacje. - Zawsze jedziemy w inne miejsce. Na razie podróżujemy po Polsce. W większości przypadków jedziemy nad Morze Bałtyckie. W górach też byliśmy, ale tam trzeba więcej chodzić i nie za bardzo to odpowiadało dzieciom. Wolą się bawić nad morzem - mówi Ewa Adamiak. Jej mężowi marzy się objazdowa wycieczka po wschodzie Polski. - Teraz mamy nowy samochód, to możemy jechać - śmieje się hodowca.