Fałszywe informacje uderzają w rolników. Manipulowane są głównie kobiety
- Fake newsy na temat branży rolno-spożywczej są tak przygotowywane, że wymuszają na odbiorcach emocje. Celem zmanipulowanych przekazów są głównie kobiety w wieku 28-45 lat, mające dzieci, które dbają o to, co jedzą, są świadowe środowiskowo, ale przede wszystkim ufają temu, co przeczytają w sieci - mówi Michał Fedorowicz, prezes Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych.
"Mięso jest rakotwórcze", "polskie kurczaki mają salmonellę", "nie nalezy podawać mleka dzieciom" - to tylko kilka przykładów kłamstw pojawiających się w internecie. Według ekspertów, takie ataki przekładają się na negatywny wizerunek branży w Polsce i na świecie pogarszając także ekonomię gospodarstw rolnych.
Kilka etapów dezinformacji. Zaczyna się od "jętkowania"
Mechanizm dezinformacji można podzielić na kilka etapów. Najpierw przygotowywane są niezgodne z prawdą dane, wyglądające na informacje naukowe z dużą ilością nieweryfikowalnych liczb. Następnie materiały prezentowane są poprzez reklamy i artykuły sponsorowane. Dystrybuowane są takżę na portalach społecznościowych, bezpośrednio docierając do blogerów, influencerów i dziennikarzy. Wszystko to ostatecznie prowadzi do wywoływania afer poprzez powoływanie się na własne dane i płatne artykuły oraz ich dalszą dystrybucję w mediach.
- Mierzymy się z fake newsami o dodatkach, substancjach, które są zabronione w UE i których nie używa się od 50 lat. Są portale, gdzie można obejrzeć filmy nakręcone w Australii, pokazujące klatki, które od wielu lat nie są stosowane jako obraz polskich hodowli - mówi Dariusz Goszczyński, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa, Izby Gospodarczej.
Jedną ze skuteczniejszych metod dezinformacji jest tzw. jętkowanie - wynalezione w 2016 roku w Iranie. Polega to na stworzeniu kilkudziesięciu fałszywych profili, botów i stron, które wyglądają jak mediowe oraz powołaniu grupy influencerów zadaniowych.
"Jętkowanie" ma na celu nagłaśnianie publikacji, zastraszanie zasięgami i wywoływanie wrażenia masowości oraz pisanie petycji.
- Jeżeli przekaz podoba się 100 ludziom, sztuczna inteligencja pokaże go tysiącom. Ważne, w jakim czasie publikacja dostanie dużą ilość interakcji. Wtedy algorytm decyduje o pchaniu treści dalej i nakręca się kula śniegowa. Złe dla branży jest to, że bazuje na starych formach przekazu - zaznacza Michał Fedorowicz.
"Mleczne napoje roślinne" i 15 tys. litrów wody na kilogram wołowiny
- W ubiegłym roku jedna z organizacji zaczęła zbieranie podpisów pod petycją, żeby do szkół i przedszkoli wprowadzić "mleczne" napoje roślinne zamiast mleka. Stała za tym firma zza zachodniej granicy, specjalizująca się w sprzedaży produktów wegańskich. Zawiadomiliśmy UOKiK, że nie można stosować nazwy mleko roślinne - mleko to produkt, który pochodzi od ssaków - zaznacza Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka.
Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego jako przykład dezinformacji podał tekst o zużyciu wody przez hodowców bydła, z którego wynika, że do wyprodukowania 1 kg wołowiny potrzeba 15 tys. litrów wody.
- W tekście nie zostało jednak wyjaśnione, że z tych 15 tys. litrów tylko 3 proc. to woda "niebieska", którą pije bydło, 3 proc. to woda "szara", potrzebna do przygotowania produktu do sprzedaży, a reszta - to woda pochłaniania przez rośliny paszowe w procesie wegetacji - podkreślił.
ZOBACZ TAKŻE: Dlaczego kotlet schabowy jest coraz mniej polski?
- Tagi:
- UOKiK
- hodowla drobiu