Rolnik i pszczelarz - współpraca, która przynosi korzyści [VIDEO]
Panowie Kuś - Andrzej i jego syn Piotr - już od kilkunastu lat współpracują z szefem KZPRiRB. To właśnie w Rdziczu - na terenie gospodarstwa rodziny Młodeckich - jest zlokalizowana ich pasieka.
- U pana Juliusza moja pasieka jest umiejscowiona stacjonarnie. Nie mam potrzeby jej zwożenia na miejsce, powiedzmy, do siebie, tylko, przy dobrej współpracy właśnie, wyznaczył nam rolnik miejsce, gdzie właśnie te ule mogą zostać już na zimę. To miejsce jest takie bardzo komfortowe, z dojazdem. Właśnie to jest super - podkreśla Piotr Kuś.
Andrzej Kuś posiada również pasiekę w miejscowości Dębionek (także powiat nakielski), gdzie znajduje się jego pole, którego uprawą zajmuje się jednak Juliusz Młodecki.
- Jest ono obsiewana facelią. Wszystkie zabiegi na tej plantacji są wykonywane właśnie przez pana Juliusza - zaznacza pszczelarz.
Przed ich przeprowadzeniem farmer zazwyczaj dzwoni do pszczelarzy i dopytuje, czy jest na to odpowiedni moment. Wszystko w trosce o dobro owadów pożytecznych.
- Zdarza się, że pan Juliusz zatelefonuje do taty, żeby się upewnić, czy oblot pszczół się już zakończył, bo nie każdego dnia, zaznaczam, oblot pszczół jest równomierny godzinowo. Nie raz pszczoły potrafią latać do godziny dwudziestej, innego tylko do godziny dziewiętnastej - zwraca uwagę Piotr Kuś.
Panowie Kuś działają także z innymi rolnikami. Ich relacje z farmerami - w zdecydowanej większości przypadków - są bardzo dobre.
- Również współpraca z innymi rolnikami z roku na rok jest coraz szersza i, powiedzmy, taka bardziej zauważalna na naszą korzyść. Ale też, żeby nie było słodko, zdarzają się rolnicy, którzy nie chcą podejmować współpracy, ale więcej jest oczywiście pozytywów niż tych negatywów. Z roku na rok świadomość rolnicza - względem zapylaczy, w tym pszczół - ich znaczenia dla rolnictwa i środowiska - jest coraz większa. To cieszy. To jest budujące - podkreśla młodszy z pszczelarzy.
Starszy z kolei dodaje: - Nie zawsze było tak kolorowo. Rolnicy teraz naprawdę więcej uwagi zwracają, jak opryski mają, bo kiedyś to nie zwracali na to zbytnio.
Jednym z efektów tej dobrej współpracy z rolnikami jest wysokiej jakości miód. Ale nie tylko. - Taka dobra współpraca rolnika i pszczelarza przekłada się na dobrostan zapylaczy, które zapewniają nam różnorodny talerz. Bo, co prawda, zboża nie potrzebują zapylaczy. Są samopylne, ale już, jeżeli mówimy o zdrowej diecie, czyli obecności warzyw i owoców w na naszym talerzu, no to tutaj bez zapylaczy byśmy się nie obyli - zaznacza Joanna Gałązka z Polskiego Stowarzyszenia Ochrony Roślin, organizatorka akcji “Pomagamy pszczołom. Bez lipy”. Na tym nie kończy:
- Myślę, że warto sobie też zdawać sprawę z tego, że obecność zapylaczy na plantacji wpływa pozytywnie na plon nie tylko jakościowo, ale i ilościowo. I nawet jeżeli mamy takie uprawy, które są częściowo samopylne, tak jak len na przykład, no, to jednak w przypadku obecności zapylaczy na polu, czy w przypadku rzepaku, tak samo, mamy zwyżkę plonu, nawet o trzydzieści procent. Także niby rośliny mogłyby sobie poradzić bez zapylaczy, ale zawsze z zapylaczami ten plon będzie większy.
Eksperta wspomina też o tym, jakie rośliny warto uprawiać, by pomagać pszczołom i innym zapylaczom.
- W tym aspekcie przede wszystkim zachęcałabym do konsultowania się z pszczelarzami, bo oni po prostu czasami nam wprost podpowiedzą, czy woleliby na przykład grykę w tym roku czy facelię. Ale też warto wspomnieć o tym, że mamy ekoschemat poświęcony roślinom miododajnym. W tym ekschemacie trzeba wysiać mieszankę dwóch gatunków roślin. Jakie to są rośliny? To wszystko można wyczytać na stronach Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, natomiast właśnie bardzo ważna rzecz, bo w tym ekoschemacie no, niewiele można robić na polu, ale właśnie można bez problemu udostępniać pszczelarzom pole, żeby pszczoły zbierały tam pożytek i produkowały miód - tłumaczy dr Joanna Gałązka.
Zobacz także: