Dlaczego pieniądze idą na małe gospodarstwa? Chróścikowski wyjaśnia
O nowej Wspólnej Polityki Rolnej z Jerzym Chróścikowskim, przewodniczącym senackiej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz członkiem Rady Krajowej NSZZ RI „Solidarność” rozmawia Dorota Andrzejewska
Na jakim etapie są obecnie prace związane z wdrażaniem Wspólnej Polityki Rolnej na lata 2023 - 2027?
Wiele aktów prawnych jeszcze jest przygotowywanych. Jesteśmy na etapie wdrażania po kolei następnych. Koncepcje „Od pola do stołu” i „Bioróżnorodność” to potężne wyzwania dla nas, rolników. Co prawda nie będą obowiązkowe. Obowiązywać będą pewne mechanizmy płatności, czyli tzw. podstawowe, a potem będzie można uzyskiwać wyższe płatności po realizacji tych koncepcji. Do dziś nie mamy określone, jakie komponenty będą realizowane. Tak jest chociażby w przypadku ekoschematów. Pierwotnie zakładano, by było ich 16. My żądamy ich znacznie mniej, by były uproszczone i możliwe do zrealizowania przez jak największą liczbę rolników.
Dlaczego?
Niektóre z nich się pokrywają, natomiast ilość środków finansowych jest niezmienna. Skoro poszczególne ekoschematy mogą wzajemnie się wykluczać, a pieniędzy i tak nie będzie więcej, to po co tworzyć ich tak ogromną ilość? Po pierwsze, 10 ekoschematów zamiast 16 pozwoliłoby na zmniejszenie biurokracji. Po po drugie, po co jedno gospodarstwo ma wchodzić w pięć ekoschematów, kiedy może ich realizować dwa? Nie ma potrzeby rozdrabniania. Jeśli będzie duża ilość ekoschematów, będzie więcej kontroli, które będą pochłaniać koszty, a rolnicy będą bawić się w biurokrację.
Czy Polska, rolnicy, rząd, w tym ministerstwo rolnictwa, instytucje wdrożeniowe programy będą już w przyszłym roku gotowe na tak ogromne zmiany?
Polska jest w tej chwili na etapie konsultacji nad projektem Krajowego Planu Strategicznego z Komisją Europejską. Ministerstwo rolnictwa będzie miało jeszcze możliwość odniesienia do propozycji Brukseli. Dopiero gdy to zrobi, a Komisja Europejska zatwierdzi te propozycje, będziemy mogli mówić o tym, jak ta reforma będzie wyglądać. Kiedy to nastąpi - w sierpniu czy we wrześniu? Tego nie umiem powiedzieć. Przed ARiMR i innymi instytucjami powiązanymi jest jeszcze ogrom pracy. I gdy słucham na temat kontroli, które zapowiadała Komisja Europejska, jakie to mają być wdrażane mechanizmy sprawdzalności realizacji ekoschematów, to czasem biorę się za głowę, wiedząc, ile będzie trzeba jeszcze urzędników zatrudnić do tego, by to wszystko było policzalne i udowodnione, że my to odpowiednio wdrażamy i wynagradzamy. (…) Jeśli nie przesuniemy realizacji tego programu w czasie, to będzie wielki chaos dla rolników w przyszłym roku. Dlatego, jako NSZZ RI „Solidarność”, będziemy wnioskować o to, by pierwszy rok był pilotażem. Tak robiliśmy chociażby w przypadku tzw. zazieleniania i zdało to egzamin.
Czy KE zakłada, że rok 2023 będzie pilotażowym?
Nie wiem, czy Komisja Europejska na to się zgodzi. Rozmowy na ten temat się toczą.
Rolnicy obawiają się zapowiadanych ograniczeń stosowania pestycydów i nawozów. Zgodnie z celem Europejskiego Zielonego Ładu do 2030 roku zużycie nawozów powinno spaść o 20%, a stosowanie pestycydów o 50%. Założenia Komisji Europejskiej różnią się od propozycji strony polskiej, która w projekcie Krajowego Planu Strategicznego zapisała, że chce redukcji stosowania nawozów o 12%, a ŚOR i antybiotyków o 8%. Czy KE zgodzi się na to?
To wszystko jeszcze wymaga doprecyzowania. Na chwilę obecną nie wiemy jakie wartości i do kiedy, dany kraj będzie musiał osiągnąć. Ostatnio pan komisarz Janusz Wojciechowski mówił o tym, że wstrzymano rozmowy na ten temat. KE ponownie to wszystko weryfikuje, więc to potrwa. Przypominam, że jest to cel polityczny. I jak przekonuje Bruksela – cel założony, a nie nakazowy. To wszystko wymaga uszczegółowienia. KE powinna określić poziomy dla poszczególnych krajów, a jeszcze tego nie zrobiła.
Czy Polska będzie stała twardo na stanowisku, by przeforsować swoje założenia KPS, dotyczące chociażby ilości zużywanych pestycydów?
To jest polityczny cel dla całej UE i na okres 5 lat. A niektóre założenia dotyczą nawet okresu dłuższego, bo do 2030 roku. Realizacja tych koncepcji będzie więc krocząco coraz bardziej zwiększająca. Stąd jestem zwolennikiem, by pierwszy rok był rokiem pilotażowym, a w kolejnych latach następowało wdrażanie programu. Natomiast nikt chyba nie jest szalony, że w sytuacji, gdy jest wojna na Ukrainie, wszystko, co było zakładane kilka lat temu, uda się zrealizować. Nie wiemy, kiedy ta wojna się skończy. To są procesy złożone i żywy organizm.
Czy pana zdaniem należałoby wprowadzić pewne zmiany w pierwotnych założeniach stworzonych przez Komisję Europejską z uwagi na covid-19 i wojnę na Ukrainie?
Podnosimy teraz problem, że skoro jest wojna na Ukrainie, są tak duże koszty energii, to wszystko przewartościowuje cały program i nie ma dziś nikogo mądrego, który by podpowiedział, jak to wszystko zliczyć. O ile Komisja Europejska postanowiła pozwolić rolnikom na odstępstwo od zakazu produkcji na ugorach w latach 2022 i 2023 z powodu potrzeby zapewnienia bezpieczeństwa żywnościowego, toteż nie wiadomo, jak będzie dalej. My dziś nie wiemy, co będzie ze zbożami w związku z wojną i inflacją. To, co się prognozuje w Unii Europejskiej, nie jest policzone. Chociaż pan komisarz Wojciechowski mówi, że budżet jest już uchwalony, więcej pieniędzy nie będzie. I w ramach tych środków, które mamy, będziemy się poruszać. Natomiast podejrzewam, że musi być zgoda Komisji Europejskiej na wsparcie rolnictwa z budżetów krajowych, czego przykładem są dopłaty do nawozów. Uważam, że jeśli ten kryzys będzie trwał nadal, to wszystkie kraje będą szukały alternatyw wsparcia różnicy dochodów rolników, by konsumenci nie mieli tak wysokich cen żywności w sklepach.
Z badań przeprowadzonych przez USA wynika, że reforma rolna w krajach UE doprowadzi do zmniejszenia produkcji o 20%. Czy ten czarny scenariusz może rzeczywiście się ziścić?
Scenariusze się pisze i przewiduje, ale wcale nie muszą się realizować. W zależności od tego, jak będziemy do tego podchodzić. Jeśli będziemy te założenia realizować przez rolnictwo precyzyjne i będziemy łożyli duże środki na rolnictwo precyzyjne, to uda się dostosować do wymogów związanych z mniejszym zużyciem nawozów i pestycydów. Wtedy wcale ta wielkość produkcji nie musi spaść. Poza tym mamy rozwijać rolnictwo ekologiczne, które zmniejsza zużycie kosztownych środków do produkcji, więc to będzie też duża oszczędność. Zakładajmy, że te plany dostosowywania rolnictwa pod nowe wymogi będą w latach 2027 – 2030. Nie zakładajmy, że zaraz ktoś to zrobi w 2023, bo nie o to chodzi Komisji Europejskiej. Mamy nieszczęście, że pan Timmermans (wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej – przyp. red.) dąży do tego, by przyspieszyć realizację koncepcji „Fit For 55” (której celem jest redukcja emisji gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej do 55 procent do 2030 rok – przyp red.), co jest największą głupotą i mało realną wizją. Pamiętajmy, że Europejski Zielony Ład to ponad 40 różnych celów, wśród których rolnictwa najbardziej dotyczą „Od pola do stołu” oraz „Bioróżnorodność”. Ale są też inne, które związane są z przemysłem i handlem. Ich obciążenie finansowe wpłynie także na rolnictwo.
Czytaj także: Unijne po 2022 roku. Modernizacja, jaką znamy, przejdzie do historii
Pojawia się sporo opinii, zgodnie z którymi rozwiązania zawarte w Krajowym Planie Strategicznym, dyskryminują rolników posiadających gospodarstwa powyżej 50 ha.
Pieniędzy na unijne rolnictwo jest mało. Uczestniczę w trzeciej turze negocjacji, gdzie za każdym razem jest przedstawianych coraz mniej środków finansowych skierowanych na rolnictwo, w porównaniu do poprzednich okresów. Kiedyś budżet Wspólnej Polityki Rolnej był największy. A w tej chwili ogranicza się go przez działania Światowej Organizacji Handlu, która żąda likwidacji dopłat do rolnictwa. Wcześniej zakładano, że trzeba dbać o żywność, przeznaczać znaczne dofinansowywania do produkcji żywności. W tej chwili odchodzi się od tego założenia i idzie się w kierunku Zielonego Ładu, ochrony klimatu i środowiska.
Ta mniejsza ilość środków na rolnictwo powoduje, że trzeba wybierać elementy, które będzie się finansować? A więc na przykład gospodarstwa mniejsze?
Europa mówi, że trzeba nam utrzymać gospodarkę, która jest oparta na rolnictwie indywidualnym, a nie przemysłowe. Dlatego mamy wybór, czy chcemy utrzymać to w ramach krótkich łańcuchów dostaw, a więc poprzez lokalne działania. Koszty utrzymania ponoszone przez rolników, posiadających do 50 hektarów są znacznie wyższe, niż tych, którzy posiadają 300 hektarów. Biorąc pod uwagę efekt skali, większy rolnik ma wyższe dochody niż ten mniejszy. A chcąc utrzymać bezpieczeństwo żywnościowe, nie można zaprzestać produkcji w małych gospodarstwach. One będą się sukcesywnie zmieniać.
Jakie są perspektywy rozwoju rolnictwa ekologicznego w Polsce? Założenia są ambitne, natomiast nasz kraj odstaje od tych ze starej Unii, pod kątem liczby gospodarstw ekologicznych i produkcji ekożywności.
Czy my mamy rzeczywiście to policzone? Mówi się, że jest około 3% gospodarstw ekologicznych w Polsce, a chcemy dojść do 7% - takie jest założenie na razie. A Unia Europejska ma kraje, które mają już 20% i powyżej 20% ekogospodarstw. W związku z tym całe zamierzenia dojścia do 25% nie dotyczą Polski. Nikt nie naciska, że musimy mieć tyle. Z drugiej strony trzeba mieć na uwadze, że w Polsce mamy nieewidencjonowaną żywność ekologiczną. Produkty te niczym nie odbiegają od parametrów eko, nie posiadają jedynie certyfikacji. Żywność ta jest na rynku wewnętrznym, dlatego że rynek jest rozdrobiony. Po drugie mamy produkty regionalne, które niewiele różnią się od ekologii. Jest wiele produktów wytwarzanych lokalnie. Gdyby rolnicy nie mieli tyle trudności z certyfikacją, mogłyby się znaleźć na rynku, jako ekologiczne i kto wie, czy na dziś taka produkcja nie stanowiłaby już 7%. Tego drobnego rolnika często nie stać na środki ochrony roślin i nawożenie. Zobaczmy, ile nowych małych podmiotów pojawiło się w ostatnim czasie i działa w ramach rolniczego handlu detalicznego? Ci rolnicy wiedzą, że jeśli mają być konkurencyjni, muszą produkować wysokiej jakości żywność. A w skali całej Unii Europejskiej - nie jesteśmy w stanie konkurować z USA czy Brazylią, bo one mają masową produkcję, a my musimy utrzymywać to, co robią na przykład Włosi, a więc wspierać wytwarzanie produktów premium, opatrzonych znakami geograficznymi. I w Polsce takich produktów przybywa. Całej UE zależy na tym, by utrzymać produkcje żywności wysokiej jakości, a nie masową.
Czytaj także: Nowa Wspólna Polityka Rolna powinna zaczekać. "Wywoła kolejną falę inflacyjną"