Chów brojlerów jak w laboratorium
Produkcja drobiu w Polsce rośnie z roku na rok, a Wielkopolska jest regionem, który wyraźnie przoduje na tle pozostałych. Rodzinne gospodarstwo Haliny i Stanisława Szymańskich z Borzykowa jest jednym z największych w powiecie wrzesińskim.
Początki gospodarstwa sięgają 1989 roku, kiedy to Stanisław Szymański rozpoczął uprawę pieczarek. Załamanie tego rynku zmusiło go do poszukiwania innej branży. Wybór padł na drób mięsny.
Inwestycje warunkiem rozwoju
- Hodowlę drobiu rozpoczęliśmy 20 lat temu w tunelach pozostałych po pieczarkach - wspomina Stanisław Szymański. - Następnie dzierżawiliśmy budynek w Mikuszewie, aż przyszedł czas na inwestycje. 15 lat temu wybudowaliśmy pierwszy kurnik, a co kilka lat powstawały kolejne. Obecnie produkcja odbywa się w sześciu budynkach. Jednorazowo mieści się w nich 300 tys. sztuk, a rocznie produkujemy 1,8 mln kurcząt brojlerów linii Ross.
Specjalnie wyselekcjonowane linie towarowe kur cechują się szybkim przyrostem dobowym i mniejszym zużyciem pasz niż kury czystej rasy. Kurczęta brojlerów trafiają do kurników w pierwszej dobie życia, ważą wtedy ok. 35-45 g. Mają za sobą długą podróż, bo na fermę przyjeżdżają z Danii, ale warunki tej podróży są komfortowe - klimatyzacja i ogrzewanie to standard w wyposażeniu samochodów do transportu kurcząt. Hodowla brojlerów trwa ok. sześć tygodni. Kurczaki o wadze ok. 2,5-3 kg trafiają do ubojni, a odbiorcą mięsa pochodzącego z fermy Szymańskich jest brytyjska firma. Mięso trafia docelowo na europejskie rynki.
Czynnik ludzki wciąż niezastąpiony
Przygotowanie kurników do przyjęcia kurcząt i opieka weterynaryjna nad zwierzętami to zadania lek. wet. Arkadiusza Szymańskiego, syna właścicieli gospodarstwa, który uczestniczy w prowadzeniu biznesu. - Przygotowanie pomieszczeń jest bardzo istotne, podobnie jak przestrzeganie wszelkich wymagań weterynaryjnych dotyczących bioasekuracji. W naszej fermie obowiązkowa jest zmiana obuwia i korzystanie z maty dezynfekcyjnej przy każdym wejściu do kurnika. Bardzo ważna jest odpowiednia ściółka, udostępnianie paszy wyłożonej na papierze już w pierwszej dobie życia oraz właściwe pojenie - mówi Arkadiusz Szymański.
Oprócz odpowiednio zbilansowanej paszy i dostępu do wody konieczne jest utrzymanie właściwej temperatury - w pierwszym okresie życia kurcząt to 33-35 stopni Celsjusza. Kontrola wszelkich parametrów (także m.in. wilgotności powietrza, zawartości dwutlenku węgla) jest zautomatyzowana. Jednak nie wyklucza to konieczności nadzoru ze strony człowieka. Szczególnie trudnym okresem w hodowli kurcząt jest upalne lato, kiedy należy dbać, aby kurczęta nie przegrzały się i miały wystarczająco dużo powietrza wewnątrz kurnika. Podczas upałów rozwiązaniem jest mgiełka z pary wodnej, która powstaje w kurniku dzięki specjalnej instalacji i obniża temperaturę.
- Nie należy do końca ufać urządzeniom. Niezastąpiony jest czynnik ludzki, a prowadzenie hodowli wymaga stałej kontroli ze strony człowieka. W przypadku temperatury należy obserwować zachowania kurcząt, bo ich wymagania mogą różnić się nieco od norm wprowadzonych w ustawieniach programu. Wtedy konieczna jest interwencja - dodaje Arkadiusz Szymański, który specjalizuje się w usługach weterynaryjnych dla hodowców drobiu.
Pracuje nie tylko w rodzinnym gospodarstwie, jednak świadczy również usługi na rzecz innych hodowców, nie tylko brojlerów, ale także gęsi i kaczek.
Szczepienia i profilaktyka
Stosowanie antybiotyków w hodowli kurcząt jest ograniczone do minimum. Znacznie częściej wykorzystywane są probiotyki, które mają dostarczać właściwej flory bakteryjnej do przewodu pokarmowego ptaków. Probiotyk znajduje się np. w wodzie do picia podawanej przez pierwsze dni życia. Wtedy wykonuje się również szczepienia profilaktyczne:
- Szczepimy przeciwko zakaźnemu zapaleniu oskrzeli szczepem podstawowym oraz wariantem i jest to bardzo dobre zabezpieczenie jeśli chodzi o immunoprofilaktykę tej choroby. Dodatkowo konieczne jest zabezpieczenie przeciwko chorobie Gumboro, które należy wykonywać w określonym czasie. Aby wskazać właściwy termin, oddajemy do laboratorium próbki krwi kurcząt i dopiero na tej podstawie, w zależności od poziomu przeciwciał matczynych, określany jest dzień szczepienia. Aby próba była reprezentatywna, z jednego kurnika pobierana jest krew od 23 kurcząt. To bardzo ważne dla skuteczności szczepionki - uściśla Arkadiusz Szymański.
Pasza zbilansowana i roślinna
Właściwe żywienie kurcząt to kolejny ważny element kompleksowej hodowli. Jak zaznacza Arkadiusz Szymański, pasza powinna być przygotowana tak, aby nawet w niewielkiej ilości pokarmu był właściwy skład analityczny.
- W żywieniu drobiu nie wykorzystuje się już mączek zwierzęcych - dodaje Stanisław Szymański. - W Europie producenci muszą stosować wyłącznie białko pochodzenia roślinnego, a niestety na polski rynek trafiają kurczaki z Chin, z Brazylii, z USA, gdzie są karmione mączkami mięsnymi i są im podawane antybiotyki. W Polsce producenci drobiu muszą sprostać restrykcjom unijnym i to jest słuszny kierunek, a niestety konsumenci nie mają pewności, że kupują dobrej jakości mięso z krajowych hodowli.
Jak informuje Stanisław Szymański, na polskim rynku istnieje nadprodukcja drobiu mięsnego, a ubojnie eksportują około 80% krajowej produkcji, więc można przyjąć, że 60% mięsa kurzego dostępnego w polskich sklepach pochodzi z importu.
Racjonalna redukcja kosztów
Hodowla drobiu zaczyna przypominać laboratorium - od dezynfekcji pomieszczeń, przez profilaktykę weterynaryjną i bioasekurację, po prawidłowo zbilansowane pasze. Hodowca musi dziś prowadzić działalność kompleksowo na najwyższym poziomie jakościowym. Ale nie może pozwolić sobie także na słabe punkty w kalkulacji kosztów, bo będzie miał kłopot z utrzymaniem się na rynku.
- Opłacalność jest bardzo zmienna. Hodowcy, którzy nie dokładają wymaganej staranności, mogą znaleźć się w sytuacji, w której będą zmuszeni dokładać do biznesu. Jeżeli produkuje się z zachowaniem wszelkich wymagań dobrej praktyki weterynaryjnej i cały czas monitoruje koszty, aby nie były zbyt wysokie, to opłacalność jest zadowalająca - ocenia właściciel fermy w Borzykowie.
Jednak zaznacza, że wysoka jakość, której oczekuje rynek, nie pozwala na szukanie oszczędności kosztem produktu. Jakość jest kwestią nadrzędną, a koszty to sprawa drugorzędna, jednak ich poziom musi zapewniać rentowność. - Redukcji kosztów można poszukiwać jedynie w eliminacji wydatków, które nie wpływają na efekt produkcyjny. Trzeba zachować odpowiednie podejście, bo nierozsądne ograniczenie wydatków może mieć także negatywne konsekwencje. Lepsza i kosztowniejsza profilaktyka weterynaryjna oznacza niższe koszty ewentualnego leczenia. Nadmierne oszczędności w tej kwestii nie są wskazane - dodaje hodowca.
Właśnie z uwagi na konieczność redukcji kosztów, cztery lata temu Stanisław Szymański uruchomił mieszalnię pasz na potrzeby fermy. Prowadzi skup kukurydzy, która jest przechowywana i wykorzystywana jako główny składnik paszy. Obok kukurydzy w skład mieszanki wchodzą także pszenica, rzepak, soja i premiksy. Własna mieszalnia pasz eliminuje marżę pośredników i z punktu widzenia właściwego zarządzania przedsięwzięciem daje pewien margines na ewentualną redukcję rentowności. Pozwala to spać spokojniej, gdyby gorsze czasy dla drobiarstwa spowodowały spadek opłacalności produkcji w przyszłości.