Choroba niebieskiego języka nie jest zwalczana z urzędu. Co to oznacza?

O najpoważniejszych chorobach zakaźnych występujących obecnie w stadach zwierząt gospodarskich w Polsce rozmawiamy z Krzysztofem Jażdżewskim, Głównym Lekarzem Weterynarii. W trakcie rozmowy poruszyliśmy temat pryszczycy i tego, jakie działania powinni podejmować hodowcy, by przed nią uchronić swoje zwierzęta.
Krzysztof Jażdżewski podał także, jakie konsekwencje niesie ze sobą rozprzestrzenianie się wirusa rzekomego pomoru drobiu na cały kraj oraz konieczności wprowadzenia obowiązkowego szczepienia.
Kolejny ważny obecnie temat dla hodowców to zagrożenie wynikające z wystąpienia w naszym kraju wirusa Bluetongue.
Dlaczego choroba niebieskiego języka nie jest zwalczana z urzędu?
Panie Doktorze, jak ocenia Pan współpracę z rolnikami w zakresie zwalczania choroby niebieskiego języka?
Świadomość tego problemu zaczyna się rozpowszechniać. Po pierwsze choroba niebieskiego języka nie jest chorobą zwalczaną z urzędu. Trzeba uświadomić sobie, że to, iż są restrykcje nakładane w związku z jej wystąpieniem. To nie oznacza, że państwo musi ponosić koszty jej zwalczania. Wszystkie państwa członkowskie zdecydowały w 2016 roku, że nie będzie to choroba zwalczana z urzędu.
Dlaczego?
Dlatego że występowanie tej choroby i zmienność czynników powoduje, że w zasadzie bardzo trudno jest prowadzić klasyczne zwalczanie administracyjne w postaci zabijania i utylizacji zwłok zwierząt w gospodarstwach dotkniętych chorobą. Jest to choroba wektorowa przenoszona przez kuczmany, więc jaki mamy wpływ na te zwierzęta? Kolejna sprawa. Rozwijają się szczepionki przeciwko tej chorobie. I jeszcze jedna rzecz. Ona powoduje coraz mniejsze skutki zdrowotne. Tu już nie ma typowych objawów klinicznych z dużą śmiertelnością, często przebiega bezobjawowo, szczególnie u bydła. I takie przykłady mamy w Polsce.
Właśnie, w jaki sposób zatem wykryto chorobę, skoro stado nie wykazywało żadnych objawów?
Od wielu lat prowadzimy monitoring serologiczny bydła i owiec w kierunku choroby niebieskiego języka. To są wyrywkowe badania. Jeżeli robimy przesiewowe badania, zarzucamy szeroko sieć i jeżeli nie stwierdzamy choroby, to najczęściej możemy powiedzieć: choroba rzeczywiście nie występuje. Jeżeli tych próbek w danym roku robimy 10 000 w różnych miejscach w Polsce, no to ten obraz jakiś nam się kształtuje. Proszę zauważyć, że nie było tego w zeszłym roku, a wykonywaliśmy te badania, nie było tego dwa lata temu, a w momencie kiedy Bluetongue zbliżył się w zeszłym roku do granic Polski, pojawiając się w Niemczech, w Czechach, w Austrii, to ten monitoring to wykrył, mimo iż nie było objawów klinicznych. System w sumie zadziałał.
A co w przypadku, kiedy wykryta zostanie choroba nie dająca objawów?
Przyjęliśmy zasadę eutanazji w przypadku, kiedy zwierzęta miałyby podręcznikowe objawy choroby niebieskiego języka. Takie objawy miały na przykład owce w 2023 roku w Niderlandach. I tam rzeczywiście dochodziło do klasycznych objawów klinicznych tej choroby. No i niestety okazywało się, że dochodziło do porażenia przełyku, gdzie zwierzęta nie mogły jeść i pić, dochodziło również do zrzucenia puszki kopytowej, więc odsłaniała się miazga kopyta.
Choroba niebieskiego języka. Kiedy lekarz weterynarii może wydać decyzję o zabiciu zwierzęcia?
Szans na wyleczenie nie było.
Tak, do tego było olbrzymie cierpienie chorych zwierząt, wtedy trzeba podejmować decyzję o eutanazji. W Niderlandach była to strata po stronie hodowcy. My przyjęliśmy w Polsce zasadę, że powiatowy lekarz weterynarii będzie wkraczał i wydawał decyzję o zabiciu zwierzęcia, po to, by można było wypłacić za nie odszkodowanie rolnikowi. Jesteśmy na to gotowi proceduralnie. Na szczęście takiej sytuacji nie było, wykrywamy wyłącznie w tej chwili chorobę u bezobjawowego bydła. Jest okres zimowy, nie ma kuczmanów. Ale pamiętajmy, że owady są w stanie na nowo rozwinąć się przy nieco wyższej temperaturze wynoszącej około 12-13 stopni Celsjusza. A wiadomo, że nowe pokolenie będzie głodne, więc będzie szukało dawców krwi. Normalnie zima jest dość bezpiecznym okresem. Gdy kuczmany nie mogą roznosić choroby, Wirus we krwi zanika po tych 60-70 dniach. Nawet jeżeli zwierzę jest nosicielem bezobjawowym, to jeśli zostało zarażone w październiku, to już w grudniu czy lutym tego wirusa we krwi mieć nie powinien.
Jeśli wirus wykryty zostanie u bydła nie wykazującego objawów, dalej może być hodowane i ubite na mięso?
Co do zasady mięso, mleko, skóra, wełna nie stanowią ryzyka roznoszenia niebieskiego języka, więc w rezultacie uznajemy, że normalnie do uboju może to zwierzę iść i może produkować mleko. Chyba że przestanie produkować mleko, bo choroba może mimo wszystko na to wpływać. Nie w postaci takich typowych objawów chorobowych, ale na przykład spadku produkcyjności. Często obserwowano, chociażby w Holandii, że u męskich osobników owiec dochodziło do długotrwałej bezpłodności, więc w rezultacie trzeba było poddać zwierzę ubojowi wcześniej, jeżeli nie wykazywało innych objawów i było normalnie zdrowe. Jaki jest sens trzymania tryka, który nie jest w stanie dać potomstwa?
Choroba niebieskiego języka. Zasady transportu bydła do ubojni poza strefę
Ale są ograniczenia w przemieszczaniu.
Tak, są ograniczenia w przemieszczaniu, bo mimo wszystko mamy do czynienia z obecnością wirusa we krwi Nie można pozwalać na bezwarunkowe przemieszczanie żywych zwierząt. Latem będzie miało to olbrzymie znaczenie, czyli wtedy kiedy te wektory będą bardzo aktywne.
A co z transportem do ubojni poza strefę?
Bydło może być przemieszczone do rzeźni, bo jego czas przebywania w rzeźni jest krótki. Tutaj tego zagrożenia nie ma. Powinno się zabezpieczyć transport przed atakami muchówek. Jeżeli transport z nosicielem wirusa będzie potraktowany repelentami, to zagrożenie zarażenia innych osobników jest mniejsze. Cały czas mówimy, że chodzi o sytuację, gdy to zabezpieczenie jest wyższe od zera, ale na pewno niższe od 100%. Ale w biologii tak jest, nawet szczepionki nie dają przecież stuprocentowej gwarancji dla wszystkich osobników. Jest zawsze jakiś procent, który, pomimo prawidłowo wykonanego szczepienia, zachoruje.
Kto zapłaci za szczepionki przeciwko chorobie niebieskiego języka?
A co właśnie ze szczepionką przeciwko Bluetongue?
Szczepionka na razie niestety nie jest w Polsce dostępna w hurtowniach weterynaryjnych. Pierwsze wnioski do ministra rolnictwa już spłynęły o sprowadzenie szczepionki przez poszczególnych lekarzy weterynarii. W Czechach preparat jest warunkowo zatwierdzony. W Niemczech funkcjonuje formuła dopuszczenia do tymczasowego stosowania. W Unii Europejskiej szczepionka na trzeci sereotyp BTV nie ma jeszcze klasycznego zatwierdzenia..
Jak długo to może jeszcze potrwać?
3 miesiące? Dokumenty są już oceniane przez Europejska Agencję Leków.
Gdy szczepionka będzie już dostępna, jej koszt będzie po stronie hodowcy?
Zawsze jest tak, jeśli chodzi o chorobę niezwalczaną z urzędu. Zresztą w chorobie rzekomego pomoru drobiu jest tak samo. Mimo iż jest to choroba zwalczana z urzędu, szczepionka jest elementem bioasekuracji. Z tym, że tu jest dobrowolne szczepienie. Hodowca może, nie musi.
Czytaj też: Choroba niebieskiego języka. Jeden z ważniejszych rynków nie chce naszego bydła