Biogazownia rozwiązała jego problem z gnojowicą [VIDEO]
- Na przednówku, na koniec lutego - początek marca miałem zazwyczaj taki problem, że można powiedzieć topiłem się w gnojowicy. Nie mieściła mi się ona w zbiornikach. Teraz, dzięki temu że co miesiąc dostarczam kilkadziesiąt ton do biogazowni, ten problem został rozwiązany, a ja mam w zamian poferment, który również jest bardzo wartościowym nawozem - mówi Szymon Wojciechowski, rolnik z powiatu śremskiego. Tuż za jego gospodarstwem powstała niedawno biogazownia o mocy 500 kW, która jednak w przyszłości może zostać powiększona nawet do 1 megawata. - Pomysł powstania biogazowni zrodził się w 2011 roku, ale wtedy umarło to śmiercią naturalną. W końcu w 2019 znajomy poinformował mnie, że pozyskał inwestora, który chciałby wejść w coś takiego i zaczęło się zdobywanie pozwoleń. Ostatecznie rozruch odbył się w zeszłym roku, a wszystkie pozwolenia instalacja uzyskała na wiosnę tego roku - mówi Wojciechowski, podkreślając że jego współpraca z biogazownią polega głównie na dostarczaniu gnojowicy i obornika jako substratów, ale również wykonywaniu usług załadowywania ich do instalacji. W tym roku, rolnik po raz pierwszy wykorzystał wiosną na swoich polach poferment jako nawóz. - Trudno mi powiedzieć na dzisiaj, czy efekt był lepszy niż po gnojowicy, ale poferment jest na pewno mniej uciążliwy dla środowiska, bo nie zakwasza tak gleby. Poza tym nie ma tak nieprzyjemnych odorów. Przy gnojowicy nawet, kiedy była ona wymieszana z ziemią, to przez około dwie doby ten smród gdzieś się unosił. Przy pofermencie jakiś zapach jest, ale znacznie mniej uciążliwy - wyjaśnia rolnik, zaznaczając również, że kiedy pojawił się pomysł powstania biogazowni, mieszkańcy wsi byli do tego początkowo bardzo negatywnie nastawieni. - Do dzisiaj niektórzy obawiają się, że biogazownia będzie śmierdzieć, ale moje gospodarstwo jest od niej oddalone o kilkadziesiąt metrów, więc mogę z czystym sumieniem zaświadczyć, że biogazownia nie śmierdzi. Jest zapach kiszonki, jest zapach gnojowicy, jest zapach pofermentu, ale one są wyczuwalne praktycznie tylko na terenie biogazowni - zaznacza rolnik.
Uprawia bezorkowo już od 10 lat
Szymon Wojciechowski prowadzi w swoim gospodarstwie uprawę bezorkową już od 10 lat. Między innymi dlatego nowe przepisy dotyczące dopłat unijnych - tzw. ekoschematy nie stanowiły dla niego większego problemu. - Na początku była to dla nas czarna magia, ale im dalej w las, tym bardziej okazuje się, że ten las nie jest tak ciemny i nie jest tak straszny - mówi rolnik, zaznaczając, że obecnie na 50 ha uprawia buraki, rzepak oraz zboża - w tym kukurydzę. - Mamy trochę pól III klasy, ale dominują IV, V i VI. Największym problemem jest susza. Stąd też uprawiamy bezorkowo, żeby ograniczać odparowywanie wody i to się sprawdza. Były lata, że bezorka nie wyglądała fajnie na jesień po wschdach, ale wiosną doszło to do siebie i ostatecznie plony były dobre - podkreśla właściciel gospodarstwa. Jak dodaje, w sprzyjających warunkach atmosferycznych w pszenicy udawało mu się uzyskiwać wydajności sięgające nawet 9 ton - na lepszych kawałkach. Rolnik zaznacza, że jeśli byłaby możliwość, chciałby zwiększyć swój areał, ale obecnie jest to ze względu na ceny nierealne. - Zobaczymy, co wyjdzie po zwrocie ziemi przez Top Farms - kwituje.
Hodowla na dwa sposoby
Wojciechowski przejął gospodarstwo po rodzicach w 2005 roku i do dzisiaj prowadzi je wspólnie z żoną. - Mam niespełna 1.000 tuczników, które utrzymywane są na rusztach. Nie ma przy nich dużo pracy, jedynie na początku, kiedy przyjeżdżają mniejsze warchlaki, to trzeba je przez pierwsze dwa-trzy tygodnie przypilnować - zaznacza rolnik, który utrzymuje również kilkadziesiąt sztuk bydła opasowego. - Z bydłem więcej pracy jest również okresowo. Wiadomo, że przy małych cielakach trzeba więcej czasu poświęcić np. na szczepienia - dodaje. Jak tłumaczy, pozostaje przy hodowli świń i bydła, aby zabezpieczyć się przed spadkami cen. - Zazwyczaj jest tak, że jak w świniach jest górka, to w bydle ceny spadają. I na odwrót. Dlatego w moim przypadku mimo różnic cenowych dochód jest raczej stabilny. Podsumowując podkreśla, że praktycznie wszystkie prace związane zarówno z hodowlą, jak i produkcją roślinną, wykonuje we własnym zakresie. - Sporadycznie przychodzi tylko do pomocy jedna osoba, ale to bardziej w sezonie, a nie zimą. Generalnie 90-95% prac robię sam. Posiadam własne ciągniki rolnicze - marki Deutz-Fahr i Ursus, ładowarkę teleskopową, kombajn zbożowy. Wszystkie maszyny, które są mi potrzebne do obrobienia tego posiadanego przeze mnie areału.