Jałowiznę utrzymuje w hali łukowej [VIDEO]
Łukasz Matuszewski wspólnie z ojcem prowadzi gospodarstwo w miejscowości Kurza Góra (woj. wielkopolskie). Rodzina uprawia 104 ha ziemi i utrzymuje stado 70 krów mlecznych. W ostatnim czasie rolnicy zainwestowali w nowy obiekt inwentarski.
- Budowa trwała bardzo krótko. Samo postawienie hali, to była kwestia dwóch dni, a razem z betonami, instalacją wygrodzeń i poideł był to okres około miesiąca - mówi Łukasz Matuszewski. Cała inwestycja kosztowała rolnika około 150 tys. zł. - Dostaliśmy od firmy Skavska Hale wykonującej obiekt, projekt do adaptacji, załatwiliśmy formalności i potem wszystko szybko poszło - dodaje rolnik. Ostatecznie hala została oddana do użytku w maju 2022 roku. Obiekt ma 13 metrów szerokości i 20 metrów długości. Utrzymywane jest w nim około 50 jałówek przeznaczonych do dalszej hodowli. - Zwierzęta odnalazły się w nowym miejscu bardzo dobrze. Cieszyły się po przeprowadzeniu z ciasnej obory. Zauważyliśmy też częstsze ruje. Wcześniej był z tym kłopot - tłumaczy rolnik. Ważną zaletą hali jest jej wysokość, która od stopy do kalenicy wynosi 6,8 m. - Nie ma problemu, jeśli chcę wjechać do środka ładowarką, a konstrukcja hali sprawia, że ciągnikiem z wozem paszowym mogę poruszać się wręcz przy samej ścianie, gdyż ugięcie łuku zaczyna się dopiero 2 metry od podstawy - zaznacza Matuszewski. - Wysokość obiektu sprawia także, że utrzymuje się w nim bardzo dobry mikroklimat - dodaje. Jałowizna jest w hali utrzymywana na głębokiej ściółce, która wybierana jest raz w miesiącu. - Obiekt nie jest przez nas użytkowany zbyt długo. Nie zauważyłem jeszcze żadnych problemów. Otrzymaliśmy od firmy 10-letnią gwarancję na plandekę i 2-letnią gwarancję na konstrukcję stalową. Konstrukcja nie ma jednak w żadnym miejscu kontaktu z obornikiem, więc myślę że ona mnie przeżyje. Nie obawiam się o jej trwałość - zaznacza Łukasz Matuszewski. Rolnik podkreśla, że zdecydował się na tego typu obiekt ze względu na kilka czynników. - Taka hala jest stosunkowo tania, a do tego bardzo szybka w montażu i demontażu, a jak się postawi murowany obiekt, to już nic się z tym nie zrobi. Można jedynie wyrwać cegły... - mówi z uśmiechem hodowca. - Jeśli zdrowie, chęci i możliwości pozwolą, to być może kiedyś postawię drugi taki obiekt, ale w tym miejscu trudno o rozbudowę, bo gospodarujemy na podmokłym, torfowym terenie - tłumaczy.
Krowy w kombinowanej oborze
Głównym obiektem inwentarskim jest w gospodarstwie Matuszewskich obora skonstruowana 10 lat temu z płyty warstwowej. - Przenieśliśmy się do niej ze starego, niskiego budynku wybudowanego jeszcze w XIX wieku. Różnica była znaczna zarówno dla nas, bo przeszliśmy z doju bańkowego na halę udojową auto tandem 2x3, jak i dla zwierząt, które mają znacznie lepsze warunki do życia. Dzięki temu wydajność wzrosła i kształtuje się teraz na poziomie 9,5 tys. kg - przyznaje Matuszewski. Poranny dój w gospodarstwie odbywa się o godz. 6:30, a popołudniowy około godz. 18:00. - Rano trwa to około dwóch godzin, a po południu jak wszystko idzie sprawnie mniej więcej półtorej - mówi rolnik, podkreślając, że obora jest budynkiem kombinowanym. - Dostawiliśmy ją do starego budynku, w którym zamontowaliśmy halę - podkreśla. - Zwierzęta są utrzymywane na płytkiej ściółce. Obornik jest wygarniany dwa razy dziennie - uzupełnia.
Wraz ze zmianą budynku, rodzina Matuszewskich mogła także zmienić podejście do żywienia krów mlecznych. Dawka paszowa jest teraz przygotowywana w wozie i składa się z: kiszonki z kukurydzy, sianokiszonki z lucerny, wysłodków buraczanych, minerałów oraz pasz treściwych. - Optymalizując żywienie, poprawiamy cały czas wydajności. Nie narzekamy także na zdrowotność. Mlecznice są utrzymywane średnio w stadzie przez 4 laktacje. Jest to tylko rasa Holsztyńsko-Fryzyjska - przyznaje Matuszewski. Na co dzień pracą w gospodarstwie zajmują się cztery osoby. - Pomagają mi: ojciec, wujek i kuzyn, który prowadzi swoje gospodarstwo we współpracy z nami - przyznaje rolnik.
Uprawy i park maszyn
Na 104 hektarach uprawianych przez Matuszewskich wysiewane są: buraki cukrowe, kukurydza, lucerna i zboża, a około 15 ha zajmują użytki zielone. - Mamy III, IV i trochę V klasy bonitacyjnej. Są też 2 hektary klasy II, ale to raczej ziemie przepuszczalne i doskwiera nam także susza. Wchodzimy teraz powoli w uprawę bezorkową, ale nie mogę powiedzieć nic o efektach, bo na razie to testujemy - podkreśla hodowca. - Jeżeli chodzi o zboża, to z pszenżyta udaje się uzyskiwać około 7 ton z hektara, z jęczmienia około 8, z owsa - około 6 - wylicza Łukasz Matuszewski. - Większość zbiorów przeznaczamy na paszę dla bydła, ale część sprzedajemy. Przede wszystkim chodzi o zboża, ale czasami udaje się też zarobić na sianokiszonce i czasami trochę na słomie - dodaje.
- Posiadamy cztery ciągniki. Największy jest Fendt 512, później mniejszy Fendt 509, John Deere 6200 i stary Ursus C-360 3P. Poza tym jest jeszcze ładowarka teleskopowa Maniotu, wóz paszowy, rozrzutnik obornika, talerzówka, agregat uprawowo siewny, prasa rolująca, kosiarka dyskowa, owijarka do siana, przetrząsarka, zgrabiarka, przyczepa do balotów, przyczepa 10 tonową, przyczepa 13 tonowa, pług obrotowy 4 skibowy, opryskiwacz 18 metrowy oraz włóka - wylicza rolnik. - Większość prac wykonujemy we własnym zakresie, ale korzystamy z usług przy zbiorze sianokiszonki i kukurydzy na kiszonkę. Wynajmujemy także kombajn zbożowy - kończy Matuszewski.