Brojlery na ziołach
- Prowadzę zrównoważony chów proekologiczny - mówi hodowca drobiu Kazimierz Kosakowski. Nie nastawia się na maksymalny zysk. Jego głównym celem jest wyprodukowanie smacznego, zdrowego mięsa kurzego.
Produkcja drobiarska to gałąź gospodarki, która rozwija się w szalonym tempie. Dostarcza konsumentom dietetycznego, niskokalorycznego mięsa. Brojlery kurze stanowią obecnie ponad 70% drobiu spożywanego w Polsce. Postęp jest wynikiem doskonalenia genetycznego, jakości pasz, metod żywienia oraz warunków utrzymania. Brojlery kurze są odchowywane w specyficznych, zupełnie sztucznych warunkach. W całości regulowanych przez człowieka. Wyznacznikiem opłacalności jest uzyskanie wysokich i szybkich przyrostów masy ciała, przy jak najmniejszych nakładach finansowych. Jest to uwarunkowane przez warunki środowiskowe odchowu (temperatura, oświetlenie, wilgotność, wentylacja i ruch) paszę i zdrowie ptaków. Duże zagęszczenie zwierząt w kurniku, może powodować zachorowania słabszych sztuk i przeniesienie choroby na inne osobniki.
Taki problem miał hodowca z Raduszyna k. Murowanej Gośliny (powiat poznański). Zajmuje się chowem drobiu od 15 lat. W chwili obecnej ma ponad 100 tysięcy sztuk w 7 kurnikach, po 15 tysięcy w każdym. - Gdy zacząłem przygodę z chowem brojlerów, panowało przekonanie, że aby dobrze odchować stado, należy uzyskać nad środowiskiem i zwierzętami absolutną kontrolę. Jak najlepiej to zrobić? Poprzez sterylizację otoczenia za pomocą środków dezynfekujących oraz „oczyszczenie” zwierząt za pomocą antybiotyków. Przez długi czas nie mając innego wyjścia, starałem się jak najlepiej kontrolować wszystkie parametry odchowu. Wydawać by się mogło, że wraz ze zdobywaniem doświadczenia powinienem uzyskiwać coraz lepsze rezultaty - opowiada Kazimierz Kosakowski. - Do pewnego momentu rzeczywiście stosowanie antybiotyków i środków dezynfekcji powodowało, że sytuacja na kurnikach była w miarę stabilna. Niestety często zdarzało się niekontrolowane rozprzestrzenienie choroby. Gdy nastąpił taki swoisty wybuch, bardzo trudno było z nim skutecznie walczyć. Terapia antybiotykowa była kosztowna, nie mówiąc już o tym, jaki miała wpływ na jakość mięsa. Poza tym ferma zaczęła śmierdzieć - żali się.
Zwrot nastąpił, gdy wybrał ideę zrównoważonego odchowu zamiast maksymalnego zysku. Hodowca wycofał z żywienia antybiotyki z twardym postanowieniem, że do nich nie wróci. Robił to stopniowo. Po 4 latach radzi sobie, nie stosując żadnych chemicznych leków. A od 3 lat stosuje do walki z chorobami probiotyki i zioła. - W mojej fermie nie leczy się kurczaków, tylko od samego początku stado jest tak prowadzone, żeby nie zachorowało. Wymaga to oczywiście więcej zachodu - mówi hodowca. Kury chowane bez antybiotyków mogą zużywać więcej paszy, bo potrzebują energii na utrzymanie własnego systemu odpornościowego w wysokiej sprawności. Musi on być w stanie pełnej gotowości do walki z patogenami. - Antybiotyki można zastąpić. Ja wprowadziłem w ich miejsce preparaty ziołowe i probiotyki. Zużywam 3 tysiące ton paszy rocznie. Kupuję ją w mieszalni. Razem z technologami mieszalni pasz staramy się modyfikować skład paszy tak, aby zmniejszyć obciążenie wątroby ptaków. Jest to ważne, gdyż przeciążona może obniżyć walory smakowe mięsa. Na bazie doświadczeń przygotowałem własny preparat probiotyczno-ziołowy, który może być zastosowany jako dodatek do paszy treściwej lub do bezpośredniego stosowania profilaktycznego na fermie - opowiada Kazimierz Kosakowski.
W mojej fermie nie leczy się kurczaków, tylko od samego początku stado jest tak prowadzone, żeby nie zachorowało. Wymaga to oczywiście więcej zachodu
Zmniejszenie ilości stosowanych antybiotyków w chowie, nawet bez całkowitej eliminacji, spowoduje, że bezpieczeństwo w stosowaniu tych leków w leczeniu ludzi znacznie wzrośnie. Wielu hodowców odchodzi od chemicznych środków leczenia, ze względu na koszty. - Według mnie samo odstawienie leków nie wystarczy. Dopiero wprowadzenie ziół i probiotyków daje odpowiedni, domowy smak mięsa na wysokim poziomie - tłumaczy specjalista. Stosowanie ziół wymaga jednak od hodowcy większego zaangażowania i wiedzy. Chodzi o to, aby stworzyć optymalną mieszankę. Jest to sprawa trudna, bo program komputerowy do układania dawek pokarmowych nie bierze ziół pod uwagę. - Podaję preparat zawierający zestaw 21 ziół, dając kurczętom dostęp do tego, co miałyby w naturze. Kupujemy go ze sprawdzonych źródeł - o najwyższej jakości. Na koniec chowu używamy uboższej paszy, żeby brojlery miały dojrzalsze mięso. Ze względu na to odchów jest o około 3 dni dłuższy, kury mają inną krzywą przyrostów dobowych. Robię nawet specjalne przyhamowania, aby ptaki zdążyły dojrzeć. W tym systemie chowu, koszt utrzymania może być nawet o 10% droższy - opowiada hodowca.
Według mnie samo odstawienie leków nie wystarczy. Dopiero wprowadzenie ziół i probiotyków daje odpowiedni, domowy smak mięsa na wysokim poziomie
Gospodarstwo Kazimierza Kosakowskiego nie należy do ekologicznych. Nie dostaje więc dotacji z tego tytułu. Drób sprzedaje do ubojni po takiej samej cenie, jaką się płaci za brojlery z tuczu przemysłowego. Pisklęta także są standardowe, nie ma wobec nich specjalnych wymagań. - Trafiają się różne. Czasem są słabsze. Wtedy stosujemy więcej ziół. Niekiedy są jednak tak dobre, że wystarczy podać profilaktycznie probiotyk z ziołami i nic więcej. Różnice między najsłabszymi i najsilniejszymi sięgają nawet 30 dag w wadze końcowej - mówi gospodarz.
Stosując probiotyki, rolnik nie musi dążyć do sterylności środowiska. Ważne, aby bakterie występujące w pomieszczeniu inwentarskim były pozytywne, na skutek czego mikroflora niekorzystna, powodująca choroby, nie będzie mogła się rozwinąć. Kazimierz Kosakowski uważa, że przy jego sposobie prowadzenia chowu, łatwiej jest nad tym zapanować, dlatego można zrezygnować przynajmniej w części z dezynfekcji i szczepień. Im mniejsza ferma, tym łatwiej wprowadzić produkcję proekologiczną.
Trzeba sobie zadać pytanie, po co wprowadzać zmiany, skoro taki rodzaj chowu może nie przynieść znaczących korzyści ekonomicznych? Można znaleźć oszczędności na nawozach sztucznych. - My kiedyś płaciliśmy 200 - 300 tysięcy rocznie, za nawozy sztuczne, aby nawieźć 250 ha uprawianej ziemi. Teraz nawozy stosujemy incydentalnie - wczesną wiosną na żyto (10 ton saletry). Resztę stanowi obornik. Zarówno pod zboża, jak i kukurydzę. Plony nie są mniejsze, a czasami nawet wyższe niż na nawozach. Nie stosujemy też środków przeciwgrzybowych. Obornik pochodzący od brojlerów chowanych z użyciem probiotyków można swobodnie stosować na polu, bo nie wypala roślin, pomimo że jest w nim więcej azotu niż w standardowym pomiocie (oborniku drobiowym). Można go zastosować nawet wiosną. Rośliny po nim nie wylegają. Ma jeszcze jedną zaletę - nie cuchnie.
Efektem starań są brojlery odchowywane w bardzo dobrym, zbiologizowanym środowisku z minimalnymi poziomami szkodliwych gazów (amoniak, siarkowodór). Walory żywieniowe i zdrowotne takich kurczaków są nieporównywalnie lepsze od kurczaków rosnących w środowisku „całkowicie kontrolowanym”. - W chwili obecnej sprzedajemy brojlery do dwóch ubojni. Dużej, skupującej brojlery odchowane na skalę i sposób przemysłowy i małej, która sprzedaje mięso premium do konkretnych konsumentów i sklepów. Jednak cena za kilogram nie różni się obecnie w tych dwóch miejscach. Liczę, że w przyszłości się to zmieni - mówi właściciel fermy. - Dążę do tego, by kurczęta odchowywane przeze mnie były sprzedawane w opakowaniach etykietowanych, żeby konsument zauważając różnicę jakości mógł świadomie wybrać ten produkt, wtedy będzie można liczyć na uzyskanie lepszej ceny skupu - dodaje.