ASF. Rolnicy z Wielkopolski wygaszają produkcję świń
- Nawet jeśli spełniamy zasady bioasekuracji, jesteśmy karani za to, że w innym gospodarstwie wybuchło ognisko ASF. A odszkodowań nie ma żadnych - mówią rolnicy z Wielkopolski. Czy ASF pogrąży całkowicie polską produkcję świń?
Producenci trzody chlewnej ze stref niebieskich w woj. wielkopolskim nadal nie wiedzą komu sprzedawać żywiec. Czują się, jak w potrzasku. Pojawiają się głosy, że Wielkopolsce jakaś ubojnia będzie skupować żywiec, ale konkretów nadal brak. Tymczasem Główny lekarz Weterynarii podaje informacje o kolejnych ogniskach afrykańskiego pomoru u świń. Pod koniec lipca odnotowano je w woj. warmińsko - mazurskim (gospodarstwo w miejscowości Sarnowo, gmina Lidzbark Warmiński - utrzymywało 51 świń) i woj. podkarpackim (stado liczyło 30 świń i znajdowało się w miejscowości Ułazów, gmina Stary Dzików). Dwa ogniska ASF wykryto także w woj. lubelskim. Pierwsze dotyczyło stada o wielkości 339 świń w miejscowości Gorajec-Zagroble-Kolonia, gmina Radecznica, a drugie dużego gospodarstwa utrzymującego 2648 tuczników, które mieści się w Smoryniu, w gminie Frampol.
Przełom lipca i sierpnia przyniósł kolejny wysyp ognisk ASF w chlewniach. Odnotowano je także w woj. lubelskim, warmińsko - mazurskim, lubuskim oraz mazowieckim.
Do 9 sierpnia ujawniono łącznie 41 ognisk ASF w 2020 roku w całym kraju.
Potwierdza to tezę, że latem ryzyko wniesienia wirusa do chlewni jest o wiele groźniejsze. Osoby z branży przypuszczają, że zakażeń śmiercionośnym wirusem będzie więcej.
Bogumił Prałat z gminy Rydzyna w powiecie leszczyńskim w Wielkopolsce to młody i przedsiębiorczy hodowca. Jego rodzina pokoleniowo zajmuje się hodowlą zarodową świń. Stado podstawowe liczy 250 macior. Poza tym gospodarstwo specjalizuje się w tuczu. Loszki hodowlane Prałatów wysyłane są praktycznie na całą Polskę. Byłoby to niemożliwe, gdyby gospodarstwo to znalazło się w strefie niebieskiej. Na szczęście w tej chwili nie jest, mimo że duża część powiatu leszczyńskiego została do niej wchłonięta.
- Osobiście uważam, że to kwestia czasu, kiedy strefa będzie się powiększać i się w niej znajdę. Może to być w tym roku, a może być za rok. Nie wierzę, że nie będzie kolejnych ognisk, bo dzików jest bardzo dużo. Bardzo dużo jest też w okolicy hodowli - komentuje Bogumił Prałat.
Młody rolnik zdaje sobie sprawę, że strefa niebieska oznaczałaby dla niego blokadę.
- Mógłbym sprzedawać tylko na określonym terenie, a niestety w tej strefie rolnicy mają problemy finansowe i starają się jakoś przetrwać. Dlatego w materiał hodowlany aż tak bardzo nie inwestują. Jest dużo mniejsze zapotrzebowanie - mówi rolnik z gminy Rydzyna.
Nie może tego zrozumieć, że hodowcy ponoszą odpowiedzialność zbiorową. - Nie ważne, że ty spełniasz wszystkie wymogi, zasady bioasekuracji, że wkoło nie ma żadnych zwierząt i masz spełnione najwyższe standardy, jakie można mieć, odpowiadasz tak samo, jak gdyby u ciebie wyskoczyło ognisko. Dla mnie to jest najgłupsze. My spełniamy wszystkie zasady bioasekuracji, inwestujemy w to duże pieniądze i czas. Gdy jednak pięć kilometrów ode mnie wyskoczy ognisko, ja jestem za to karany - wyjaśnia. I jak dodaje dalej, rolnicy nie mogą liczyć na żadne odszkodowanie.
- W poprzednich latach były dopłaty wyrównawcze. Za to, że rolnik był w strefie, pod koniec roku otrzymywał jakąś rekompensatę. A dziś takiego czegoś nie ma i nie będzie, bo nie ma pieniędzy - stwierdza Bogumił Prałat.
To doprowadzi do sytuacji, w której hodowla świń będzie się wykruszać. - Nastawienie rolników jest takie, że produkcji wkrótce nie będzie. Gdy patrzę na te gospodarstwa, które trafiły do strefy niebieskiej, zauważam, że praktycznie większość mniejszych i średnich gospodarstw likwiduje się. Prowadzący tucz powiedzieli, że już nie wstawią kolejnych partii do chlewni - mówi rolnik. Zawiesić produkcji, nawet gdyby chcieli, nie mogą ci, którzy w obiekty zainwestowali spore pieniądze. - Jeśli poczynili większe inwestycje, muszę te świnie trzymać. Dotyczy to zwłaszcza tych, którzy skorzystali z programów z agencji. Zadeklarowali, że będą określony czas utrzymywać świnie i nie mogą teraz zrezygnować. Przy tak niskich cenach żywca w strefie i problemach ze sprzedażą, gospodarstwa nie będą w stanie się utrzymać. Wszystkie budynki w rolnictwie są skredytowane. Na tę chwilę nie ma żadnego gospodarstwa, które, budując chlewnię za kilka milionów złotych, robiłoby to za gotówkę - stwierdza Bogumił Prałat. W jego opinii zniszczy się polską produkcję świń, jeśli nie ułatwi się ubojniom skupu ze strefy niebieskiej.
Czytaj także: Zdesperowali hodowcy świń piszą do ministra: nikt nie chce naszych tuczników!
- Czym różnią się świnie ze strefy niebieskiej z tymi z innych stref? Co do tych świń możemy mieć większą pewność, jeśli chodzi o zdrowotność, niż ze strefy białej, bo są przebadane. A na dziś jest tak, że w strefie czerwonej hodowcy muszą spełniać podwyższone zasady bioasekuracji i badać zwierzęta przed każdą wysyłką . I nie ma problemu. Zakłady je kupują. Czy nie mogłoby tak być w przypadku strefy niebieskiej? - zastanawia się młody hodowca.