ASF. Jedni likwidują produkcję, inni czekają na kontrole
Pierwsze oświadczenia o chęci likwidacji produkcji trzody chlewnej w całej Polsce już zostały złożone do powiatowych inspektoratów weterynarii. Jak przebiegają kontrole w gospodarstwach?
Na podsumowanie i ocenę pierwszych tygodni przeprowadzanych kontroli chlewni w związku z przestrzeganiem zasad bioasekuracji trzeba będzie poczekać. Jak podał nam Główny Inspektorat Weterynarii od początku kwietnia inspektorzy wizytują gospodarstwa. Powiatowi lekarze są zobowiązani do comiesięcznych sprawozdań wysyłanych do wojewódzkich inspektoratów. Informacje dalej trafią do Warszawy.
- Raporty z kontroli gospodarstw za miesiąc kwiecień zostaną przekazane do Głównego Inspektoratu Weterynarii do 10 maja. Po ich otrzymaniu będzie możliwe ustalenie m.in. liczby wykonanych kontroli oraz ocena spełnienia wymagań - podał Paweł Niemczuk, główny lekarz weterynarii.
Oświadczenie o rezygnacji z produkcji trzody chlewnej
O przebieg działań zapytaliśmy Katarzynę Szulańczyk, powiatową lekarz weterynarii w Kościanie. Jak zaznaczyła, kontrole rozpoczęło od najmniejszych gospodarstw. - Do tej pory nie mieliśmy sytuacji, w której zmuszeni bylibyśmy wydać decyzje w związku z nieprzestrzeganiem zasad bioasekuracji. Choć są rolnicy, którzy sami z siebie wydali oświadczenia, że postanowili zrezygnować z produkcji trzody chlewnej. Z reguły są to te gospodarstwa, które prowadzą produkcję małą i ledwo opłacalną. A bioasekuracja wiąże się z kosztami - tłumaczy Katarzyna Szulańczyk. Na całkowite wygaszenie produkcji mają czas.
- Więc jeśli jest możliwość, to sprzedają żywiec do rzeźni i nie zakupują nowych sztuk. Jeśli ktoś ma prosięta czy warchlaki zakupione i gospodarstwo nie spełnia warunków, to musimy poczekać, aż te zwierzęta urosną do wagi rzeźnej i zostaną sprzedane - zaznacza powiatowa lekarz weterynarii w Kościanie.
Są przypadki, w których rolnicy prowadząc dotychczas chów bydła i trzody chlewnej, pozostają tylko przy pierwszej z gałęzi produkcji. - Przekształcają się całkowicie na wytwarzanie mleka czy opasy - mówi Katarzyna Szulańczyk.
Brakuje inspektorów weterynarii
W samym powiecie kościańskim jest 1,5 tys. producentów trzody chlewnej. Tamtejsi inspektorzy weterynarii mają więc pełne ręce roboty. A wykwalifikowanej kadry, niestety, brakuje. - Był zamysł, by uruchomić dodatkowe etaty w inspekcjach w celu przeprowadzenia tych kontroli. Czekamy na nie. Na ile jesteśmy w stanie ich zrobić, to robimy, bo wiadomo, że są jeszcze inne zadania - tłumaczy Katarzyna Szulańczyk. Podkreśla, że wiele gospodarstw jest bardzo dobrze przygotowanych pod kątem stosowania mat czy środków dezynfekcyjnych, oddzielenia produkcji trzody och innych zwierząt oraz prowadzenie odpowiednich rejestrów. - Setki rolników uczestniczyło w szeregu szkoleń, dlatego wiedzą jak do tego tematu podejść - zaznacza powiatowa lekarz weterynarii w Kościanie.
"Wszystkie zasady bioasekuracji są spełnione"
Co o bioasekuracji i kontrolach mówią sami rolnicy? Michał Koszarek z Sędziwojewa w powiecie wrzesińskim prowadzi chów w cyklu otwartym. Jego chlewnia może pomieścić tysiąc warchlaków. Przy takiej produkcji, jak zaznacza rolnik, nie może sobie pozwolić na błędy. - Wszystkie zasady są spełnione. Prowadzimy rejestry, mamy maty i środki dezynfekcyjne oraz odzież ochronną. Kontroli jeszcze u nas nie było - mówi Michał Koszarek. Ile wydał na bioasekurację?
- Mata na wjeździe do gospodarstwa jest długa, dlatego kosztowała 4 tys. zł. Mniejsze maty wyłożyłem też przy drzwiach wejściowych i wyjściowych do chlewni oraz ze sterowni na korytarz komunikacyjny. Łącznie 4 sztuki po 150 zł. Do tego plecakowy opryskiwacz spalinowy do spryskiwania preparatem kół i podwozia w pojazdach wjeżdżających do gospodarstwa za 500 zł - wylicza hodowca.
Czytaj także: Jak właściwie żywić warchlaki?
"Zasady bioasekuracji spełniam w gospodarstwie już od dawna"
Robert Marciniak z Borowa (pow. kościański) ma z kolei fermę na 70 loch w cyklu zamkniętym. Ścisłe zasady biobezpieczeństwa w gospodarstwie wdrożył jeszcze przed obowiązkiem nałożonym przez inspekcję weterynaryjną. Całe gospodarstwo jest ogrodzone płotem betonowym oraz posiada osobną bramę wjazdową. Maty dezynfekcyjne są tam stosowane już od dawna. Jak przekonuje hodowca, przy prowadzeniu takiej produkcji trzeba rygorystycznie podchodzić do kwestii zdrowotności zwierząt, by zabezpieczyć je nie tylko przed ASF-em, ale także innymi chorobami.
Hodowcy prowadzący chów na ściółce w najgorszej sytuacji
Wydaje się, że w obecnej sytuacji najbardziej narażeni są producenci trzody, którzy prowadzą chów w cyklu otwartym i do tego w systemie ściółkowym. Dlaczego? Ryzyko wpuszczenia wirusa do chlewni jest podwójnie: poprzez zakup i wpuszczenie do gospodarstwa chorego zwierzęcia oraz ścielenie słomą, w której mógł znaleźć się wirus ASF. Dlatego niektórzy wielkopolscy producenci twierdzą, że jeśli w ich województwie zostanie wykryty przypadek ASF, będą zmuszeni do wygaszenia produkcji.
- Gdy warchlaki osiągną odpowiednią wagę, sprzedam je i nie będę kupować kolejnych sztuk. Poczekam aż sprawa się wklaruje i dopiero wtedy zasiedlę chlewnię kolejną partią prosiąt. Chyba będę musiał tak zrobić, bo gdyby jakimś cudem wirus wdarł się do mojego gospodarstwa, jak udowodnię weterynarii, że spełniłem wszystkie zasady bioasekuracji? Inspektorzy mogą stwierdzić, że zawlokłem ASF w słomie, a wtedy nie dostanę ani złotówki odszkodowania. Przy takiej produkcji jaką prowadzę, poniosę ogromne straty - zaznacza właściciel gospodarstwa w Wielkopolsce.
Czytaj także: ASF. Jakie kierunki produkcji zamiast świń?
- Tagi:
- asf
- świnie
- kontrole
- bioasekuracja
- chlewnia