Staszek Choma rolnik z dziada pradziada
Staszek Choma jest rolnikiem z dziada pradziada. Już jako 7-letni chłopiec wiedział, że rolnictwo jest jego powołaniem. Dzisiaj ma 63 lata i ani myśli o emeryturze.
Znajomi Staszka cenią go za to, że jest dobrym rolnikiem oraz za to, że można z nim pofilozofować o życiu, przy czym „filozofowanie” ma tu wymiar przemyśleń i spostrzeżeń na temat otaczającego nas świata, a zwłaszcza przyrody. Już od najmłodszych lat myślał, jak to sam określa, „pod prąd”. Po podstawówce poszedł do ogólniaka, ale po kilku miesiącach na apelu szkolnym poddał w wątpliwość pomoc Związku Radzieckiego podczas II Wojny Światowej, więc dyrektor szkoły poradził mu, aby przeniósł się gdzie indziej. To mu pasowało, bo chciał zostać rolnikiem. Skończył szkołę zawodową i zaczął gospodarować z rodzicami, którzy w okolice Jeleniej Góry przyjechali spod Lwowa, skąd zostali wypędzeni zostawiając swoje niemałe gospodarstwo z długoletnią hodowlą koni. Rodzice do początku lat 70-tych nie czuli się „na swoim”.
Istniejący wtedy ustrój wraz z PGR-ami były dla nich najskuteczniejszym sposobem na marnotrawienie mienia i demoralizację ludzi. Lepiej zaczęli się czuć dopiero, gdy zniesiono obowiązkowe dostawy płodów rolnych dla państwa. W międzyczasie Staszek skończył szkołę i zaczął razem z nimi gospodarować. Powstała na nowo stadnina koni (z pieniędzy za jednego ojciec kupił traktor), hodowla krów, dokupili ziemię. Jeszcze bardziej szczęśliwi byli, gdy Staszek spotkał nareszcie swoją wielką miłość - Terenię, choć do żeniaczki mu nie było spieszno. - Zawsze marzyłem o wysokiej blondynce, ale los chciał, że zakochałem się w szatynce małego wzrostu. Poznaliśmy się, po 4 miesiącach pobraliśmy i do dziś jesteśmy razem… O kurcze! Jutro jest 36. rocznica ślubu!
Zawsze marzyłem o wysokiej blondynce, ale los chciał, że zakochałem się w szatynce małego wzrostu. Poznaliśmy się, po 4 miesiącach pobraliśmy i do dziś jesteśmy razem… O kurcze! Jutro jest 36. rocznica ślubu!
Działacz i społecznik
Swoją miłość do roli odziedziczył po rodzicach, tak jak i antypatię do ustroju socjalistycznego. W byłym województwie jeleniogórskim założył związek zawodowy rolników, a także „Solidarność”. Jak prężnie ta ostatnia działała, niech świadczy fakt, że na 10 członków w Radzie Krajowej „Solidarności” aż 4 było z województwa jeleniogórskiego. W stanie wojennym internowany nie został tylko dlatego, że milicja nie zastała go w domu. - To był okres pełen nadziei dla ludzi, którzy chcieli coś w tym kraju zmienić. Dogadywali się robotnicy z naukowcami, rolnicy i profesorowie. W kraju, o którym mówi się, że gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie, powiało lepszą przyszłością. Dużo zrobiliśmy tak dla siebie, jak i dla młodszych pokoleń. Dzisiaj żyjemy w wolnym kraju. Jeśli ktoś ma pomysł na życie, to może się realizować. Ja go mam i chcę być nadal aktywny.
Emerytura? Nie, dziękuję!
Gospodaruje na pięćdziesięciu własnych hektarach uprawianych w trybie ekologicznym, a jednocześnie jest współudziałowcem w spółce rolniczej „Agropol”. Od kilku lat do współpracy dołączył syn Romek ze swoimi hektarami i Staszek mógłby powoli pomyśleć o spokojniejszym życiu, ale na razie ani mu to w głowie. - Emerytura mnie nie interesuje. Tylko bym się na niej rozleniwił. 10 lat temu, po tragicznej śmierci córki, załamałem się. Zaproponowano mi wtedy rentę rehabilitacyjną, ale wiedziałem, że nie mogę się poddać. Pomyślałem wtedy, że trzeba spróbować widzieć również pozytywne strony, a nie tylko śmierć. Mam jeszcze trójkę dzieci i tyle do zrobienia. Jestem wierzącym człowiekiem i fakt ten bardzo mi pomógł w wyjściu z kryzysu. Nauczył mnie również pokory. Człowiek nie ma wpływu na wszystko i powinien nauczyć się współżyć. Współżyć nie tylko z ludźmi, ale także z przyrodą, bo to ona jest nam potrzebna, a nie my jej. My jej przeważnie tylko przeszkadzamy.
Emerytura mnie nie interesuje. Tylko bym się na niej rozleniwił.
Poletko Pana Boga
Przyroda jest dla Staszka darem Bożym. Uważa, że coraz mniej ludzi rozumie, co to jest natura, przyroda. Natura nie jest niczyją własnością. Powinna być wolna, a my to lekceważymy i próbujemy ją okiełznać. - Ona ma swoje prawa i jeśli nie będziemy ich respektować, to z czasem zemści się na nas i na naszej nonszalancji. Moi rodzice mówili, że na gospodarstwie zawsze musi być „poletko Pana Boga”. Co to jest? To jest kawałek bagna, miedzy, chaszczy, w których mogą się schronić i czuć się bezpiecznie ptactwo i zwierzyna. A dzisiaj? Dzisiaj agencja wytycza ci, gdzie masz kosić. Namalują ci kwadraty z satelity i masz się ich trzymać, bo jak nie, to obetną ci dopłaty. Rolnicy karczują co się da, aby mieć większą powierzchnię upraw, ale zwierzęta potrzebują swojego rewiru i przyzwyczajone do niego, zawsze będą do niego wracać, nie wiedząc, że w międzyczasie agencja przygotowała na nim nowy kwadrat.
Moi rodzice mówili, że na gospodarstwie zawsze musi być „poletko Pana Boga”. Co to jest? To jest kawałek bagna, miedzy, chaszczy, w których mogą się schronić i czuć się bezpiecznie ptactwo i zwierzyna.
Staszek zachwyca się przyrodą i czerpie z niej siły. Dlatego też zdecydował się na prowadzenie gospodarstwa w trybie ekologicznym. Namorduje się z chwastami co niemiara, ale wie, że gdy je choć w połowie zwalczy, ziemia będzie mu za to wdzięczna i pokaże to w plonach. - Ziemia potrzebuje czasu, a dzisiejsi rolnicy nie chcą jej go dać. Liczy się pieniądz, więc zboże ma szybko urosnąć podgonione genami, opryskami i nawozami, a jak nie zdąży w kłosie wyschnąć, to pomoże mu się suszarniami. Czy ktoś wziął sobie czas i porównał korzeń zboża konwencjonalnego i ekologicznego? U konwencjonalnego idzie on tuż pod ziemią, płasko. A ekologiczny? Ten musi zapuścić się w głąb ziemi, aby pobrać potrzebne składniki. Jaki piękny i mocny jest taki korzeń! Jest pewien, że na dłuższą metę, jeśli się nie opamiętamy, ale wierzy, że jednak „pójdziemy po rozum do głowy”, zniszczymy nas i razem z nami przyrodę. - No, bo ile można modyfikować, pryskać chemią i sztucznie ulepszać? Technika, mechanika jak najbardziej, ale resztę powinno się zostawić naturze. Ludzie jeszcze dobrze nie zasiali, a już chcieliby zbierać. Przecież nie po to rok ma cztery pory i dwanaście miesięcy. Wszystko potrzebuje swojego czasu.
Ziemia potrzebuje czasu, a dzisiejsi rolnicy nie chcą jej go dać. Liczy się pieniądz, więc zboże ma szybko urosnąć podgonione genami, opryskami i nawozami, a jak nie zdąży w kłosie wyschnąć, to pomoże mu się suszarniami.
O miłości do ludzi
Śmierć córki uświadomiła mu, że najcenniejsze jest życie. Uważa, że nie powinniśmy przechodzić przez nie bez próbowania zrozumienia innych. To mozolne, ale powinniśmy próbować ciągle na nowo, nie tracąc z oczu i serca pozytywnych przykładów. - Ważne, aby nie żyć dla siebie, lecz dla innych, dla bliskich. Tylko w takim wymiarze życie ma sens. Jestem przekonany, że jeśli ktoś myśli i żyje inaczej, będzie miał zawsze ciężko. A przecież każdy chce być zadowolony z życia i jak najczęściej szczęśliwy. Cieszyć się szczęściem w danym momencie to jest sztuka!
Ważne, aby nie żyć dla siebie, lecz dla innych, dla bliskich.
Gospodarstwo a polityka rolna
Możliwości polskiego rolnictwa Staszek ocenia na duże, zwłaszcza po naszym wejściu do Unii Europejskiej. Narzeka jednak na politykę rolną, bo ta jakby zapominała, że ziemia jest społeczną własnością i trzeba o nią dbać dla dobra wszystkich. Pociągnięcia typu: 100% dopłat bezpośrednich tylko dla pierwszych 30 hektarów, a zwłaszcza ekologicznych, uważa za błędne. Ludzie będą kombinować, bo jeśli ktoś ma czwórkę dzieci, to podzieli ziemię między nie i wyjdzie na swoje, ale przecież nie o to chodzi. Jeśli ktoś zdecydował się na tryb ekologiczny, to musiał dużo zainwestować i zrezygnować przez dłuższy czas z wysokich zbiorów do momentu, aż gleba nauczy się nowego swojego naturalnego systemu. Gdy przejmował ziemię po PGR-ach, musiał czekać około 10 lat, aby ta „przypomniała sobie”, jak być wydajną bez nawozów i oprysków. Teraz, gdy wreszcie widać efekty intensywnych, a zarazem naturalnych zabiegów, politycy zdecydowali, że 100% dopłaty okrojone zostaną do 30 hektarów. - Przecież nie dołożą tym małym rolnikom, oni i tak mieli maksymalne dopłaty. Raczej „dołożą” tym większym.
Staszkowe marzenie
Gdy pytam mojego rozmówcę o marzenia, spogląda na roztaczające się przed nami łąki i mówi: - Chyba najbardziej, aby ludzie przebywający na tym gospodarstwie i przybywający na nie czuli się tutaj dobrze. Aby czerpali siłę z obcowania z przyrodą w tym naturalnym stanie, w jakim ona jest. Aby mieli potrzebę pogłaskania rosnącego przy drodze krzaka i posłuchania śpiewu siedzącego na nim ptaka. Wtedy będę szczęśliwy, że mogłem ten moment im podarować.