Pierwsze 5 lat bez plonu, ale potem przychodzą zyski. 2025 rok szczególnie korzystny
Nasz rozmówca opowiada, jak wygląda pielęgnacja, sadzenie, zbiór i sprzedaż orzechów laskowych. Zaznacza jednak, że nie jest to jedyny kierunek działalności gospodarstwa. Produkcja w Pęckowie jest mocno zdywersyfikowana. Oprócz orzechów rolnicy uprawiają także m.in. porzeczki - czerwone i czarne - a także kukurydzę, rzepak i zboża ozime. Prowadzą również produkcję trzody chlewnej.
Pięć lat pracy bez żadnych plonów
Uprawa orzecha laskowego to zadanie dla cierpliwych. Maciej Frąckowiak nazywa ją wprost „maratonem, nie sprintem”. - Największym problemem w uprawie orzecha laskowego na starcie jest to, że przez 5 lat nie zbieramy nic, totalnie nic, bo drzewa muszą dorosnąć do wieku owocowania - wyjaśnia rolnik. Pierwsze lata są najbardziej kosztowne, bo choć nie ma przychodu, nakłady na pielęgnację trzeba ponosić regularnie: koszenie, ochrona, formowanie drzew. Wielkopolskie warunki pogodowe wcale nie ułatwiają zadania. Choć region kojarzy się z suszą, coraz częstsze krótkotrwałe, intensywne opady tworzą w sadzie specyficzny mikroklimat. - Po większym deszczu robi się tu jak w lesie – wilgotno, duszno, idealnie dla chorób grzybowych - opisuje rolnik.
Najczęściej pojawiającą się chorobą w sadzie jest monilioza, ale od kilku lat zdecydowanie bardziej uciążliwe stały się mszyce. - Nie wiem z czego to wynika, ale naprawdę mamy wielki problem, żeby zwalczyć mszyce skutecznie na całej plantacji. Po wycofaniu wielu substancji aktywnych stało się to największym wyzwaniem - zwraca uwagę farmer. Mimo trudności plantacja z wiekiem staje się bardziej stabilna, a starsze drzewa pozwalają osiągać satysfakcjonujące plony.
Inwestycja, z której zyski widzi dopiero kolejne pokolenie
Plantacja Frąckowiaków powstał dzięki przypadkowej wycieczce. - Tata pojechał w okolice Warszawy i trafił do człowieka, który miał już wtedy dużą, 20-hektarową plantację. Tak mu się ten temat spodobał, że wrócił i powiedział: sadzimy orzechy - wspomina pan Maciej.
Pierwsze 2 ha posadzone zostały ponad 25 lat temu - dosłownie w pszenicy ozimej. - To było szaleństwo. Pamiętam, miałem wtedy kilka lat i do dziś mam przed oczami, jak sadziliśmy orzechy w zbożu - wspomina rolnik. Z czasem doszły kolejne działki - najpierw następne 2 ha, potem dokupiona ziemia i dodatkowy hektar, a w 2015–2016 r. kolejna czterohektarowa plantacja. Dziś Frąckowiakowie uprawiają łącznie ok. 8 ha orzecha laskowego. - Sady zakładali nasi rodzice, a profity spijamy my - ja i brat. Pierwsze pięć, sześć lat to były tylko koszty, zero zysków. Dziś, mając ponad 20-letnią plantację, możemy mówić o stabilnej, opłacalnej produkcji - podkreśla rolnik.
Od pracy ręcznej po pełną mechanizację
Przez kilkanaście lat orzechy zbierano ręcznie. To było pracochłonne, ale miało swoje zalety. - Przy zbiorze ręcznym mieliśmy praktycznie gotowego orzecha do sprzedaży - wspomina Maciej Frąckowiak. Problemem było jednak rosnące zapotrzebowanie na pracowników sezonowych i coraz większa trudność w ich znalezieniu. Decyzja o mechanizacji była więc koniecznością. - Od 2015 albo 2016 roku zbieramy orzechy mechanicznie. To wymagało inwestycji: sortowni, myjki, suszarni. Ale inaczej nie dalibyśmy rady - przyznaje rolnik.
Sercem zbioru jest kombajn włoskiej firmy oraz własnej konstrukcji zgarniacz. - Brat zrobił zgarniacz, który zgarnia orzechy z całego rzędu na środek. Dzięki temu zbieramy cały rząd jednym przejazdem kombajnu. Wcześniej robiliśmy to po połowie rzędu i trwało to w nieskończoność - opowiada pan Maciej.
W zbiorach uczestniczy tylko trzyosobowa stała załoga: pan Maciej, jego brat i pracownik. Dopiero później, przy sortowaniu, potrzebnych jest więcej osób - choć i tu praca jest dziś znacznie bardziej komfortowa niż kiedyś. - Sortujemy pod dachem, niezależnie od pogody. To duża ulga - podkreśla rolnik.
Jest co robić przez cały rok
Kalendarium prac w gospodarstwie Frąckowiaków jest napięte i harmonijne jednocześnie. - U nas praktycznie cały rok jest robota. I te kierunki, które kiedyś rodzice wybrali - czy to był przypadek, czy przemyślana decyzja - dziś idealnie się uzupełniają - mówi rolnik. Zima to cięcie drzew i przygotowanie zrębki z gałęzi. - Zrębka służy nam do ogrzewania budynków inwentarskich i domu. Nic się nie marnuje - zaznacza pan Maciej.
Wiosna to nawożenie, sianie, wywóz gnojowicy. Maj i czerwiec są spokojniejsze - głównie opryski. - Koniec czerwca to porzeczka, później żniwa. Po żniwach zasiewy ozimin, a w trzeciej dekadzie września zaczynamy zbiór orzecha - wylicza rolnik jednym tchem.
Sprzedaż detaliczna, internet i przedświąteczny boom
Zdecydowana większość orzechów sprzedawana jest w detalu. - Staramy się jak najwięcej sprzedawać bezpośrednio - u nas w gospodarstwie i przez portale aukcyjne, społecznościowe. Praktycznie wysyłamy orzechy na cały kraj - mówi Maciej Frąckowiak. Nadwyżki trafiają do odbiorców hurtowych, z którymi rolnicy współpracują od lat.
Największy ruch jest jesienią. - Zaczynamy dystrybucję 1 października. Do końca roku staramy się sprzedać wszystko, bo później są inne prace i nie możemy się tym zajmować - wyjaśnia gospodarz.
Stabilność zamiast wzrostów
Plony orzecha pozostają mocno niestabilne. - Rok rokowi nierówny. Orzech laskowy potrafi dać od 1-1,5 do nawet 5 ton z hektara, a pięć ton to już naprawdę świetny wynik - przyznaje rolnik. Choć plonowanie bywa zmienne, przez wiele lat ceny praktycznie stały w miejscu.
Przez ostatnie 15-20 lat ceny prawie wcale nie rosły, średnio wynosiły około 10 zł za kilogram - wspomina gospodarz. W końcu jednak w 2025 roku nastąpił wyczekiwany wzrost. Ten sezon okazał się wyjątkowo korzystny. - Sprzedaliśmy wszystkie orzechy po 12 zł netto za kilogram - mówi z satysfakcją.
Dywersyfikacja - warunek przetrwania
Na koniec Frąckowiak podkreśla coś, co przewinęło się już na początku artykułu. - Do odważnych świat należy. Ale ja zawsze mówię - trzeba dywersyfikować dochody, bo rolnictwo dziś jest bardzo niestabilne - tłumaczy gospodarz. Jego zdaniem najtrudniejszą sytuację mają gospodarstwa wyspecjalizowane tylko w produkcji roślinnej. - Jeżeli gospodarstwo stoi na kilku nogach, łatwiej jest przetrwać gorsze lata - uważa pan Maciej. Orzech laskowy może być jedną z tych „nóg”, choć wymagającą czasu i cierpliwości. - To ciekawy kierunek, ale nie dla kogoś, kto chce szybkiego zysku. To inwestycja dla kolejnych pokoleń - podkreśla i przypomina rolnik.





























