Miniony rok dla kukurydzy był katastrofalny. A co, jeśli i ten taki będzie?
Eksperci radzą co robić w przypadku niekorzystnych warunków dla uprawy.
Hodowcy i entuzjaści uprawy kukurydzy z południowej i środkowej Wielkopolski, zrzeszeni wokół niemieckiego koncernu KWS, debatowali w Pleszewie o szansach i zagrożeniach agrarnych na rok 2016.
Słowo „entuzjaści” było tutaj kluczowe - rolnicy kilkukrotnie podkreślali, że po tak trudnym roku, i z uwagi na dużą niepewność cen na produkcję rolną, przy uprawie kukurydzy pozostaną już tylko jej prawdziwi miłośnicy.
Spotkanie rozpoczęło się od przedstawienia oficjalnych danych klimatycznych z minionego roku. Z map Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że południowa część Wielkopolski była jednym z rejonów o najniższych opadach w skali roku. Znalazła się w samym środku pasa suszy, przebiegającego od Konina w kierunku Opola.
- Dla mnie jest niepojęte, że IUNG Puławy i wojewoda wielkopolski nie uwzględnili np. powiatów: pleszewskiego i kaliskiego jako tych, w których powstały szkody w kukurydzy ziarnowej, w związku z czym jej plantatorzy nie otrzymali żadnego wsparcia z powodu suszy - stwierdził jeden z organizatorów spotkania - Robert Zawieja.
Skała zamiast gleby
Rolnicy, na podstawie danych z minionych lat, przewidywali, jak może wyglądać ten rok. Eksperci przestrzegali przed myśleniem, że po ewentualnej śnieżnej zimie braki wody w najgłębszych warstwach zostaną wyrównane: Musiałby napadać metr śniegu i bardzo powoli topnieć. Nie liczmy na to. Oraliście niedawno - na ciężkich glebach jeszcze nie przemiękło, a co dopiero, gdy mówimy o podglebiu - tam jest skała, tam nie ma wody. My żyjemy teraz na wodzie powierzchniowej, zboża żyją z tego, co napada, natomiast nie ma podciągu kapilarnego, nie ma możliwości ciągnięcia wody. Kapilary muszą być pełne, jeżeli nie zostaną zapełnione, rośliny nie będą ciągnęły wody z głębszych warstw.
Jakie więc podjąć kroki przy założeniu, że przyszły rok również przebiegać będzie pod znakiem niedoborów wody? Możliwości jest kilka. Po pierwsze - rozrzedzenie siewu. - Nie dążyć do zbyt wysokiej obsady, stosować raczej dolne wartości występujące we wskazaniach dotyczących danej odmiany - radzili eksperci. Takie działania stosowane są m. in. w suchszych rejonach Niemiec.
- Na słabszych ziemiach nie bójmy się schodzić na 70, a nawet 65 tysięcy nasion na hektar przy późniejszych odmianach - zapewniali.
Punktem wyjścia powinien być jednak dobór odmian odpowiedniej jakości, które dysponują wysokim potencjałem plonowania i dużą odpornością na suszę.
By nasiona wykorzystały wodę po zimie
Innym ruchem - ale osobnym, nie stosowanym równolegle - może być przyspieszenie terminu siewu (10-15 kwietnia), by nasiona do maksimum wykorzystały wodę po zimie. W tym wariancie rozrzedzenie nie wchodzi już w grę, przeciwnie - obsada powinna być nawet o 10% większa od standardowej. Rozwiązanie to warto stosować jednak tylko na glebach lekkich i średnich - szybciej ogrzewających się, unikając z kolei wczesnego siewu na glebach ciężkich, które wolniej podnoszą swoją temperaturę, co może spowodować problemy z kiełkowaniem. Szczególnie istotne jest to w przypadku odmian w typie dent - wyraźnie bardziej ciepłolubnych niż flint.
- Z jednej strony aż by się prosiło, żeby robić te wczesne siewy na glebach lekkich, ale z drugiej strony załóżmy, że pogoda się tak ułoży, że uzyskamy bardzo dobre wschody przy tych 10% wyższych wysiewach, to może się okazać, że już będzie za gęsto. Trzeba być elastycznym i na bieżąco oceniać sytuację i prognozy - przestrzegają specjaliści.
Czy na polu jest zagęszczenie gleby?
Trudny rok jest testem wiedzy i umiejętności agrotechnicznych rolników. Jednym z pierwszych działań powinno być sprawdzenie, czy na polu nie występują zagęszczenia gleby, które utrudniają roślinie dostęp do powietrza i wody oraz rozwinięcie systemu korzeniowego. Sprawdzić to można, wbijając w ziemię cienkie narzędzie, np. drut. Jeśli na głębokości kilkunastu centymetrów poczujemy duży opór, po czym głębiej narzędzie schodzi już swobodnie, to znaczy, że pod pługiem wystąpiła warstwa ugniecenia, tzw. podeszwa płużna, co zdecydowanie wymaga już głęboszowania.
- Jeszcze na wiosnę można pola zgłęboszować, ale nigdy przy mocno wilgotnej glebie. Dlatego najlepiej głęboszować jesienią, a jeśli już wiosną, to dosyć późno, tuż przed siewami - mówili eksperci z KWS.
Lata takie, jak minione, pokazują również błędy rolników w zakresie utrzymania gleby w kulturze. O czym warto pamiętać? - Dostarczanie substancji organicznej, nie tylko w postaci obornika, ale także słomy. Jeżeli ktoś ma glebę klasy V i zbiera z niej regularnie słomę, to niech się nie dziwi, że tam nie plonuje, bo gleba nie ma właściwej struktury. To jest szukanie guza. Na takich glebach obowiązkiem jest nieustanne dostarczanie substancji organicznych. Stosowanie obornika co dwa lata to podniesienie klasy przynajmniej o 1 punkt. Słoma sama w sobie się nie zaszczepia i trudno rozkłada, natomiast obornik ma całą masę drobnoustrojów, od razu się uruchamia. W słomie trzeba to zaszczepiać, stosując użyźniacz glebowy np. Amalgerol, i wyrównać stosunek węgla do azotu - radził Mirosław Nowaczyk z KWS Polska.