Ubezpieczenia upraw - ciekawe rozwiązania
Ubezpieczanie dochodów? Odszkodowanie dla wszystkich w przypadku suszy bez lustracji pola? Jak usprawnić system ubezpieczeń w rolnictwie?
System ubezpieczeń upraw i zwierząt gospodarskich w obecnym kształcie funkcjonuje od 10 lat. Korzysta z niego jedynie kilkanaście procent rolników. O tym, jak go usprawnić, by przystąpiła do niego większa grupa producentów rolnych, dyskutowano podczas debaty na Wystawie Agro Show w Bednarach.
Na polskim rynku jest około 200 firm, które specjalizują się w ubezpieczeniach majątku. Tylko 5 z nich w swej ofercie ma polisy skierowane typowo dla rolników. Dlaczego? - W tym sektorze gospodarki potrzebna jest obszerna, bardzo specjalistyczna wiedza. Łatwo jest zawrzeć polisę ubezpieczeniową, trudniej natomiast później zlikwidować szkodę. Dlatego zakłady ubezpieczeniowe stronią od zawierania umów z rolnikami - tłumaczył Andrzej Janc, przewodniczący Podkomisji Ubezpieczeń Rolnych w Polskiej Izbie Ubezpieczeń.
Tylko 10% rolników ubezpiecza uprawy
Jak wynika z danych Funduszu Składkowego Ubezpieczenia Społecznego Rolników (FSUSR) polscy rolnicy najczęściej ubezpieczają budynki w gospodarstwie rolnym (90%) oraz wykupują polisy odpowiedzialności cywilnej (88%). Już w mniejszym stopniu decydują się na zapewnienie sobie ochrony przed finansowymi skutkami uszkodzenia lub zniszczenia ruchomości rolniczych (40%). Jedynie 10-12% rolników ubezpiecza swoje uprawy, a tylko 5-8% żywy inwentarz. Choć w tym roku rząd zwiększył kwotę dopłat do ubezpieczeń do 900 mln zł, nie należy się spodziewać ogromnego wzrostu zainteresowań.
Rolnicy nadal nie ufają zakładom ubezpieczeniowym. Tym bardziej, że często dochodzi do sytuacji, w których, w razie zdarzeń losowych, odszkodowania nie otrzymują bądź jest ono, zdaniem gospodarzy, zbyt niskie. Dlatego, według Wiktora Szmulewicza, prezesa Krajowej Rady Izb Rolniczych, samo zwiększanie puli dotacji rządowych (w perspektywie 2-3 lat nawet do 1,8 mld zł) nic nie da, jeśli nie usprawni się samego systemu.
- Obecna kwota dofinansowania nie zostanie wykorzystana w 100 procentach. Bierze się to z dwóch powodów. Mamy do czynienia z niedoskonałością systemu oraz nieświadomością w pełni rolników, że warto się ubezpieczać. Te dwie rzeczy powodują to, że po drodze wychodzą rzeczy, które trzeba naprawiać. Musimy pracować na tym, by zapisy były czytelne i jasne. By nie dochodziło do sytuacji, w których po deszczu nawalnym przychodził na pole rzeczoznawca i uznawał, że na tym terenie, zgodnie z regułkami, którymi się posługuje, nie było deszczu nawalnego. Trzeba w tej sprawie stworzyć transparentne definicje - wyjaśniał na Agro Show Wiktor Szmulewicz, prezes KRIR.
Zależeć na tym powinno państwu, bo, jak dalej przekonywał Szmulewicz, to ono dopłaca do składek 65 procent. - Zakład ubezpieczeniowy powinien mieć jasne wytyczne działań, a rolnik powinien czuć się bezpiecznie i mieć pewność, że jeśli coś się wydarzy, otrzyma odszkodowanie. A dziś trudne sytuacje często zniechęcają rolników do podejmowania decyzji, by się ubezpieczyć - dodał Wiktor Szmulewicz. Według Andrzeja Janca z Polskiej Izby Ubezpieczeń, sukcesem będzie wykorzystanie dopłaty rządowej w wysokości 400 mln zł. Wynika to z faktu, że na więcej nie będzie stać samych firm ubezpieczeniowych, które także mają swoje ograniczenia finansowe.
Polisy z dopłatami ze środków budżetu państwa do składek ubezpieczenia upraw rolnych lub zwierząt gospodarskich oferują:
Ubezpieczenia upraw (nie)obowiązkowe
Choć przepisy prawa jasno wskazują, że każdy rolnik ma obowiązek ubezpieczyć część swoich upraw, nikt tego zapisu nie respektuje. Nie ma też żadnych kontroli. - O obowiązku ubezpieczenia mówi rozporządzenie unijne, które nakłada na rolnika karę 2 euro na hektar. Ściągnąć ją powinien miejscowy burmistrz lub wójt, ale wiemy, że tego nikt nie robi. Nie chodzi o to, by kogoś zmuszać do ubezpieczeń. A o to, by podnieść świadomość i zachęcić - stwierdził Wiktor Szmulewicz.
Najdroższe składki ubezpieczeń warzyw i owoców
Według Janca obecnie funkcjonujący system dość dobrze sprawdza się w przypadku upraw zbóż, rzepaku, kukurydzy czy buraków cukrowych w odniesieniu do kilku podstawowych ryzyk: gradu, ujemnych skutków przezimowania i przymrozków. (Nie można tego powiedzieć o huraganie, deszczach nawalnych, powodzi i zastoisk wodnych - problem wyniknął po sierpniowych zdarzeniach i nadal toczą się dyskusje nad oszacowaniem strat w tym sektorze). Największym wyzwaniem jest natomiast stworzenie korzystnych dla obu stron rozwiązań w kwestii upraw specjalnych: owoców i warzyw. - Dotyczy to wszystkich ryzyk prócz gradu. Oferta ubezpieczenia od przymrozków w sadownictwie, jeśli się w ogóle w danym zakładzie pojawi, jest bardzo droga - stwierdził Andrzej Janc.
Czytaj także: Prawie miliard zł dopłat do ubezpieczeń upraw TUTAJ
Stawki ubezpieczeń w tym dziale są tak wysokie, że producentów nie stać na nie. Tutaj rozwiązaniem mogłaby być integracja sadowników i stworzenie przez nich własnego związku ubezpieczeniowego. Jednak grupa musiałaby dysponować znaczną pulą środków. - Mówimy o potężnych stratach w sadownictwie, dlatego też poziom odpowiedzialności ubezpieczenia musiałby być dostosowany do skali ryzyka. W zebraniu kapitału mógłby pomóc zakład ubezpieczeń. W sytuacji katastroficznej trzeba byłoby wyłożyć bowiem na odszkodowania miliony złotych, na co nie stać małych związków wzajemności członkowskiej - stwierdził Andrzej Janc.
Problem ubezpieczania od suszy - jest rozwiązanie
Jedną z największych bolączek rolników jest brak możliwości ubezpieczenia upraw od skutków suszy. Firmy nie chcą tego robić z kilku przyczyn. - Definicja suszy oparta jest na tzw. klimatycznym bilansie wodnym, który bardzo dobrze określa Instytut Upraw i Nawożenia Gleb w Puławach. Z roku na rok są coraz lepsze dane meteorologiczne i coraz lepsze informacje z gospodarstw, które w tym uczestniczą. Natomiast jest istotny drugi problem: ustawodawca zakłada odpowiedzialność od 25% ubytków w plonie. Dochodzi do problemu na linii rolnik - ubezpieczyciel. Ubezpieczyciel pojawia się na polu, ma określić ubytek w plonie. Ale w jaki sposób? Mamy jeden zasadniczy problem w Polsce. Praktycznie żadne gospodarstwo nie prowadzi ewidencji plonów. Jeśli zajrzymy do GUS, opieramy się na bardzo spłaszczonych danych. I teraz my, jako ubezpieczyciele, idąc na pole rolnika, do końca nie wiemy, jakie plony rolnik miał na myśli. Czy średnie w gospodarstwie, gminie czy w powiecie. I zaczyna się niepotrzebna dyskusja. Czy ten ubytek w plonie wynosi 23% a może 26%? - powiedział Andrzej Janc.
Szacuje się, że jedynie 4 mln na wszystkie 14,5 ha gruntów rolnych w Polsce jest w tym roku ubezpieczonych
Jego zdaniem warto byłoby zastanowić się nad rozwiązaniem zastosowanym w Austrii, gdzie wszystkie gospodarstwa uprawiające pszenicę ozimą są ubezpieczone od ryzyka suszy bez dopłat do składek. W sytuacji, gdy występuje niedobór opadów mierzalny na stronie internetowej (każdy rolnik ma dostęp do parametrów) - następuje odszkodowanie indeksowe.
- Jeżeli opady deszczu są mniejsze o ileś procent względem indeksu, każdy rolnik otrzymuje świadczenie. Jeżeli jego plon spadnie poniżej 3 ton na hektar dostaje świadczenie 100 lub 200 euro. W ramach rozmów prowadzonych w ministerstwie rolnictwa rozważamy różne możliwości. Jedną z nich jest właśnie ta, w której nie ma konieczności wizyty likwidatora na polu, ponieważ w przypadku suszy mówimy o bardzo masowych szkodach - zaznaczył Andrzej Janc.
Nie ubezpieczamy zwierząt gospodarskich
Wiktor Szmulewicz ubolewa nad tym, że sektor drobiarski wśród wszystkich zwierzęcych jest jedynym, który w Polsce się ubezpiecza. Nad zmianą w tej dziedzinie też należałoby popracować. Andrzej Janc wspomniał o nowościach, które wkrótce mają pojawić się na rynku. Dotyczą one ubezpieczeń produkcji zwierzęcej od utraty zysku.
Z taką ofertą ma wyjść wkrótce jeden z zakładów. - W tej chwili produkcja drobiarska jest najlepiej zewidencjonowana, jeśli chodzi przychody i rozchody oraz nadwyżkę bezpośrednią. Ten produkt ubezpieczeniowy będzie oparty o nadwyżkę bezpośrednią, czyli różnicę między przychodami bezpośrednimi a kosztami bezpośrednimi. W drugiej kolejności będzie oferta ubezpieczenia produkcji mleka i bydła - powiedział Andrzej Janc. Istnieje też szansa, że będzie można ubezpieczyć w ten sposób trzodę chlewną. W obecnej sytuacji, gdy w Polsce szaleje ASF taka szansa może okazać się zbawienna.
- Ta ochrona produkcji zwierzęcej będzie obejmowała w sobie występowanie chorób zakaźnych zarówno w przypadku, gdy produkcja zwierzęca zostanie zaprzestana czy wyłączona ze względu na wystąpienie wirusa w chlewni lub też gdy nastąpi tzw. blokada gospodarstwa w tych rejonach, w których będzie trzeba na pewien czas zaprzestać produkcji - dodał Andrzej Janc.
Czytaj także: Ubezpieczenie upraw ozimych - więcej chętnych niż dopłat? TUTAJ
Ubezpieczenie dochodów w rolnictwie?
- Może firmy ubezpieczeniowe powinny mieć wśród swoich ofert i ubezpieczenie rolnika od spadku dochodów? Dla zakładów byłoby to czytelniejsze i może łatwiejsze niż ubezpieczanie plonu - zastanawiał się podczas debaty Wiktor Szmulewicz z KRIR. Według Andrzeja Janca taki system może się nie sprawdzić, ponieważ rolnik z reguły chce otrzymać odszkodowanie od razu. - Przy ubezpieczeniu dochodu trzeba mieć dość dużo cierpliwości, ponieważ trzeba badać przychody i rozchody w ujęciu nawet 12 miesięcy - skomentował.
Co z ubezpieczaniem domów i budynków gospodarczych?
Ustawodawca wymaga od rolnika obowiązkowego ubezpieczenia OC i budynków rolnych. Dlatego gospodarze w większości zawierają takie polisy. Problem w tym, że często robią to tylko po to, by mieć papierek i by było jak najtaniej. Nie zastanawiają się nad tym, ile, w razie klęski, mogą otrzymać odszkodowania.
Kłopoty wielu osobom unaoczniły sierpniowy huragan, który przeszedł przez zachodnią część Polski. - Przychodzi agent ubezpieczeniowy do klienta i mówi, ten dom powinien być ubezpieczony na 250 tys. zł, ale żeby była tańsza składka podpisuje się polisę na 100 tys. zł, wartość stodoły określa się na 20 tys. zł, budynek garażowy na 5 tys. zł, stopień zużycia amortyzacji na 80%. A gdy przychodzi huragan i zwiewa dach, nagle klient otrzymuje 15-20 procent tej sumy ubezpieczenia. Warto przy odnowieniach ubezpieczeń obowiązkowych zwrócić uwagę na to na jaką sumę ubezpieczenia budynek jest ubezpieczony. Bo jeśli będzie ubezpieczony na grosze to groszowe będzie odszkodowanie - przekonywał Andrzej Janc.
Warto także, według specjalisty, pamiętać o ubezpieczeniu wnętrza budynku. - Czasem to, co jest w środku jest warte więcej, niż ta bryła obiektu - dodał. Nie należy o ubezpieczeniu zapominać także w przypadku maszyn rolniczych, zwłaszcza jeśli kupujemy na zasadach finansowania fabrycznego czy z kredytu.