W grupie się opłaca. Można uzyskać dodatkowo kilkadziesiąt tysięcy rocznie

Spółdzielcza Grupa Producentów Bydła „Gołańcz” powstała w 2012 roku. Jej siedzibą jest miasto o tej samej nazwie, położone w powiecie wągrowieckim. Na czele zarządu grupy stoi Bogusław Leszczyński. Wcześniej, bo w 2008 roku, tworzył podobną grupę hodowców trzody chlewnej.
Spotykamy się w domu Leszczyńskiego. Ma tam swoje biuro, w którym załatwia żywotne sprawy członków grupy. A jest co robić. Sam przecież też posiada gospodarstwo. Nie tak duże, jak wcześniej - gdy był producentem świń, i teraz nastawione na produkcję roślinną. Marzenia o ewentualnej produkcji zwierzęcej odłożył już na półkę. Dwa zawały zweryfikowały jego życie. Teraz głównym gospodarzem właściwie jest córka Anna, która ukończyła studia na obecnym Uniwersytecie Przyrodniczym w Poznaniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nawet 40 tys. dodatkowych korzyści z grupy producenckiej rocznie
- To, żebyśmy mogli zrzeszać się w grupy producenckie jest wynikiem wieloletnich starań samych rolników. Uchwalenie ustawy zawdzięczamy także Andrzejowi Lepperowi i naszym akcjom protestacyjnym. Obowiązujące wtedy przepisy były bardzo restrykcyjne. Nie mogliśmy jako rolnicy np. prowadzić uboju dla gospodarstwa. Kiedy ustawa weszła w życie, uznałem, że trzeba spróbować ją zmaterializować. Zorganizowałem wtedy spotkanie w Panigrodzu. Przybyli m.in. dyrektor biura powiatowego ARR, burmistrz, a nawet ks. proboszcz Wojciech Cierniak się pojawił. Ale najważniejsze było to, że powstanie grupy producenckiej zainteresowało samych rolników, których przybyło ponad 75. Efektem było powstanie dwóch grup producenckich trzody chlewnej. Pierwsza powstała w Tomczycach i zrzeszała naprawdę dynamicznych rolników sprzedających sztuki poubojowo. Druga grupa specjalizowała się w produkcji trzody chlewnej sprzedawanej jako żywiec i było już także bydło – wyjaśnia Leszczyński.
Grupa podpisała korzystne umowy z zakładami mięsnymi, pojawiły się dotacje, co przyciągnęło następnych chętnych. Jednakże załamanie cen na żywiec wieprzowy nakazało weryfikować plany.
- Ustawa nakazuje, że 80 proc. produkcji musi być prowadzone przez grupę. Bywały jednak przypadki, że niektórzy członkowie grupy poszukiwali rozwiązań na własną rękę, co automatycznie eliminowało ich z grupy – mówi prezes grupy. – Korzyści z członkostwa w grupie, nawet zakładając minimalne opłaty na rzecz grupy, pozwalały uzyskać dodatkowo do 40 tysięcy złotych rocznie. To różnica na plus przy produkcji 400-800 tuczników sprzedawanych na wolnym rynku.
Grupa uzyskiwała najwyżej 2 grosze z kilograma sprzedawanej trzody, w przypadku bydła jest to obecnie 12 groszy.
Teraz grupa producencka hodowców bydła
Spółdzielcza grupa producentów bydła jest stowarzyszeniem rolników, którzy wspólnie troszczą się o poprawę swojej pozycji na rynku, głównie w zakresie produkcji i sprzedaży bydła. Grupa skupia się na efektywniejszym zaopatrzeniu w materiał hodowlany, posiada możliwość wspólnego wykorzystania maszyn i urządzeń, a także tworzy wspólną platformę marketingu i sprzedaży produktów.
- Nasza działalność oparta jest na zasadach spółdzielczości. Wspólnie zatem decydujemy o wszystkich ważnych dla jej członków i całej grupy sprawach. Możemy dokonywać wspólnych zakupów materiału hodowlanego, korzystać z maszyn. To pozwala obniżać koszty i podnosić efektywność. I co najważniejsze – grupa może negocjować lepsze warunki sprzedaży, co już jest o wiele trudniejsze dla pojedynczego rolnika – wyjaśnia Bogusław Leszczyński.
Grupę tworzą rolnicy o zróżnicowanej liczbie bydła. Cyryl Wachowiak z Oleszna sprzedaje rocznie ok. 120 byków, Izabela Dembska, sołtyska Oleszna i radna powiatowa - do 30 sztuk, Mirosław Przybylski z Potulina, przewodniczący rady nadzorczej grupy prowadzący gospodarstwo w Morakowie przeznacza do sprzedaży 40 – 50 sztuk. Do grupy należy także Marcin Zmudziński z Tomczyc sprzedający od 20 do 30 sztuk bydła rocznie. Członkiem grupy jest też zasłużony działacz i społecznik Józef Loose – rolnik z Morakowa, który produkuje kilkadziesiąt sztuk. Za pośrednictwem grupy swoje bydło opasowe sprzedają także Natasza i Jarosław Baronowie. W ich gospodarstwie, które opisywaliśmy na łamach „Wieści Rolniczych”, obsadzonych bydłem jest ponad 120 stanowisk. W ramach ich grupy tylko jeden rolnik prowadzi także produkcję trzody chlewnej. Dziś o tym decydują przepisy dotyczące zagrożenia ASF.
Warto wspierać grupę, bo to realna siłą nie tylko w słowach, ale i w działaniu. Wszystkie sprzedawane przez nas sztuki trafiają do odbiorców za pośrednictwem grupy. Dzięki temu mamy lepsze warunki cenowe, większą pewność i uczciwe zasady – mówi Natasza Baron z Konar. – Razem jesteśmy mocniejsi, wspieramy się, pomagamy sobie i wspólnie rozwijamy. To daje poczucie bezpieczeństwa i sensu działania. Prezes grupy jest bardzo operatywny, otwarty na rozmowy i zawsze się można z nim dogadać – uważa rolniczka. Trzeba dodać, że w działania Grupy jest mocno zaangażowany jej teść Stanisław Baron, który jest członkiem zarządu Grupy.
Pani Natasza powiedziała mi również, że kontaktują się z nimi ludzie oferujący kupno ich bydła, jednakże rolnicy kierują się zasadą lojalności wobec siebie i minimalizacji jakiegokolwiek ryzyka. – Pan Leszczyński zna realia, sam jest rolnikiem i choć życie zweryfikowało jego plany związane z hodowlą, to doskonale zna realia rynku – dodaje pani Natasza.
Trzeba negocjować cenę dla grupy
- Można powiedzieć, że grupa utrzymuje cenę na bydło na terenie gminy. To powoduje, że rolnicy uczestniczący w grupie nie są zdani na samodzielne poszukiwanie najkorzystniejszych ofert i są niejako chronieni przed ryzykownymi transakcjami – dodaje prezes grupy. – Zdarzają się tąpnięcia cenowe sięgające nawet 30-40 groszy na kilogramie bydła. Moim zadaniem jest reagowanie na takie zjawiska i podjęcie negocjacji. Wiadomo przecież, że każdy zakład mięsny chce wykorzystać możliwość kupna taniej. Jeśli nawet dochodzi do obniżki ceny skupowej, to staram się o wyrównanie różnicy. Dyrektor zakładu woli rozmawiać z jednym przedstawicielem grupy niż toczyć boje ze wszystkimi członkami oddzielnie.
Rozmowy o cenach i warunkach sprzedaży są poprzedzone analizą cen na rynku, atrakcyjnością oferowanego bydła i prognozami cenowymi. To wszystko wymaga bieżącego śledzenia rynku i niekiedy nieustępliwości wobec zdeklarowanych nabywców. Leszczyński angażuje się również na platformie politycznej, bo uważa, że interesy rolników muszą być przypominane i zabezpieczane.
Obecnie prowadzi rozmowy o przystąpienie do organizacji producenckiej, która skupia grupy i może uzyskiwać dwukrotnie wyższe dotacje. Rodzi się również nowa grupa producencka.
Prezesowanie grupie i gospodarstwo
Swoje pierwsze gospodarstwo kupione w 1995 roku w Panigrodzu Leszczyński ukierunkował na trzodę chlewną, ponieważ – jak sam twierdzi – było to najłatwiejsze przy posiadanych budynkach i sprzęcie. Hodowla i chów bydła wymagają już pokoleniowego wysiłku. Trzoda dawała też szybszy przychód, a w przypadku bydła wymaga to minimum dwóch lat. Ponieważ na zakup gospodarstwa zaciągnął zobowiązania, musiał myśleć o takim profilu, który pozwoliłby w miarę szybko się z nich wywiązać.
- Dysponowałem dużym budynkiem gospodarczym i wkrótce doprowadziłem do uzyskiwania 400 sztuk sprzedażnych. Sprzedawałem także prosięta, bo uzyskiwałem 80 - 90 wyproszeń rocznie od 40 macior, co dawało najmniej ok. 800 prosiąt.
Los sprawił jednak, ze Bogusław Leszczyński musiał niejako zaczynać życie od nowa. Odskocznią było kupione wspólnie z córką Anną drugie gospodarstwo w 2012 roku w Morakówku.
– Kupiłem grunty wraz z budynkami, przygotowałem je do produkcji trzody chlewnej, ale serce upomniało się o swoje i plany hodowlane musiałem odłożyć na półkę. Mój zięć prowadzi własną prężną firmę. Wnuczęta: Kacper, Marcel i Marysia – to grono potencjalnych następców. Córka ma serce do gospodarstwa, ukończyła zaocznie studia rolnicze i spełniła wszystkie kryteria, żeby uzyskać pomoc finansową w ramach „Młodego Rolnika”.
- Wcześniej nie przypuszczałam, że będę rolniczką – mówi z uśmiechem sympatyczna drobna dziewczyna. – Tata jest tu głównym specjalistą i doradcą, ale mam świadomość, że potrzebuje pomocy, zwłaszcza, że sprawy związane z prowadzeniem grupy wymagają też sporo wysiłku – dodaje.
Gospodarstwo o powierzchni 26 ha gruntów ornych nastawione jest obecnie wyłącznie na produkcję roślinną: rzepak, pszenicę i kukurydzę. Mój rozmówca pokazuje mi podczas wizyty na jego polach spory kawałek pszenicy, która plonuje nawet do 10,5 ton z hektara. – Tu były kiedyś nieużytki, które zamieniłem w bardzo wydajne pola. Po drugiej stronie drogi okazale prezentuje się również spory areał rzepaku. Już na pierwszy rzut oka widzę znaczącą różnicę między sąsiadującym polem rzepaku należącym do innego rolnika. Leszczyński chętnie pozuje wśród swoich upraw.
- Wiesz, w głowie mam tyle planów, bo kocham swój zawód rolnika. Lubię też to, co robię dla innych rolników i to pozwala mi zapomnieć o swoich ograniczeniach wynikających ze zdrowia – mówi na zakończenie. – Zobacz, przy tej pogodzie szybko przystąpimy do żniw i mój wysłużony, ale zasłużony kiedyś Bizon Gigant, a obecnie Super przyda się nie tylko na moich polach – mówi z uśmiechem.
- Tagi:
- producencka
- grupa