Czy biogazownie śmierdzą?
- 1/6
- następne zdjęcie
Sieńsk, mała miejscowość koło Gubina woj. lubuskie. Od roku działa tu biogazownia o mocy 400KW, należąca do Remigiusza Darmacha. Na początku budziła u niektórych wątpliwości obawiano się nieprzyjemnych zapachów i hałasu, teraz zadowoleni są mieszkańcy, ponieważ mogą ogrzewać domy i właściciel, który zrealizował swoje marzenie.
Biogazownia rolnicza to zespół urządzeń służących zarówno do prowadzenia fermentacji substratów organicznych wytworzonych w gospodarstwie rolnym, jak również umożliwiających ich wykorzystanie po zakończonym procesie fermentacji. Zgodnie z regulacją prawną biogaz rolniczy, to paliwo gazowe otrzymywane w procesie fermentacji metanowej surowców rolniczych lub produktów ubocznych rolnictwa. Najbardziej znany jest proces fermentacji gnojowicy, ponieważ gnojowica zapewnia optymalne warunki do życia dla bakterii biorących udział w fermentacji. Ze względu na dobre właściwości fermentacji odchodów inne odpady organiczne często są fermentowane właśnie z obornikiem lub gnojowicą.
Wytworzony biogaz składa się zazwyczaj w 50/70% z metanu, a pozostałą część stanowi dwutlenek węgla i inne drobne elementy. Biogaz jest następnie odpowiednio przetwarzany, aby móc produkować, w dalszej części procesu, całkowicie odnawialną energię elektryczną i cieplną.
Fascynacja biogazowniami zaczęła się u pana Remigiusza dwadzieścia lat temu w czasie wyjazdu do Niemiec. Zamarzył sobie wtedy, że kiedyś zbuduje biogazownię w swoim gospodarstwie. Cztery lata temu rozpoczął realizację planów. Początkowo szło opornie. Najpierw starał się o dofinansowanie ze środków unijnych. Złożył projekt, który został zakwalifikowany, ale zmieniły się przepisy. Trzeba było jeszcze poczekać i systematycznie pokonywać problemy związane z biurokracją. Aby wójt mógł wydać pozwolenie na budowę potrzebował zgody mieszkańców, nie było protestów. Biogazownia w Sieńsku zaczęła działać w sierpniu 2016 roku, budowę rozpoczęto cztery lata wcześniej. Niestety z przygodami. Ostatecznie pan Remigiusz trafił na jarocińska firmę Proeko, Artura Ratajczaka. - Bez najmniejszego problemu dokończyli pracę. Odpowiedzialnie i rzetelnie. Jesteśmy w stałym kontakcie i w razie awarii, co się jeszcze w ciągu roku nie zdarzyło, służą pomocą. W tej chwili po prostu się konsultujemy - mówi Remigiusz Darmach. Biogazownia powstała z własnych środków, bez żadnych dopłat. Koszt to około 5 mln złotych, bez suszarni. Właściciel szacuje, że nakłady zwrócą się w przeciągu ośmiu lat.
- Biogazownia powinna pomagać w gospodarstwie, a nie gospodarstwo służyć biogazowni. Ja wykorzystuję to, co pozostaje jako odpad, nie muszę dostosowywać płodozmianu. Mam 130 ha kukurydzy, z czego bydło zjada 70 ha, reszta idzie do biogazowni.- podkreśla właściciel.
- 1/6
- następne zdjęcie