Szmulewicz: Unijny komisarz rolnictwa chyba dawno nie był na wsi...
- Przyszła WPR nie zabezpiecza przed tym, że będą powstawały wielkie fermy, które będą miały na środowisko ogromny wpływ. Tym powinna zająć się Komisja Europejska - mówi Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych.
O Zielonym Ładzie, Krajowym Planie Strategicznym i rewolucji w polityce rolnej rozmawiamy z Wiktorem Szmulewiczem, prezesem Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Jak pan ocenia ogólnie zarys Krajowego Planu Strategicznego? Będzie sprzyjać rolnikom?
Myślę, że rolnikom na pewno nie będzie sprzyjać i konsumentom również. Unia Europejska poszła w kierunku zielonej strony mocy. Jesteśmy wszyscy za tym, bo my, rolnicy też chcemy chronić Ziemię, nas też zmiany klimatyczne mocno dotykają. Tylko czy robienie tego w ten sposób jest dobrym kierunkiem? I czy na pewno rolnictwo jest jednym z głównych sprawców tych zmian? Mam co do tego bardzo duże wątpliwości.
W jaki sposób rolnicy odczują zmiany w nowej perspektywie unijnej?
Założenia Wspólnej Polityki Rolnej były tworzone kilka lat temu, jeszcze zanim istniał covid, zanim przyszedł wielki kryzys. I może na tamten czas te założenia były do zrealizowania. Dziś jesteśmy w innej sytuacji. Będzie miało miejsce ogromne zapotrzebowanie na surowce rolnicze i nie tylko. Przenosi się koncentracja produkcji rolnej na części świata, które nie odgrywały do tej pory aż tak wielkiej roli. Myślę tutaj o Rosji i Chinach. Były dużym producentem, ale i sporym konsumentem. Dzisiaj widać gwałtowny wzrost cen zbóż, rzepaku, praktycznie wszystkich artykułów, poza przetworami mięsnymi i mlekiem, choć i w tych segmentach też jest lekki wzrost. Widać, że coś się w świecie dzieje. Powinniśmy być ostrożni z takimi programami, które może środowisko nie za wiele naprawią, a znacznie mogą się przyczynić do spadku produkcji rolnej w Europie. Trudna sytuacja ekonomiczna wywołana pandemią może przyczynić się do spadku rentowności w rolnictwie, a te założenia nowej WPR jeszcze bardziej zwiększą problemy w rolnictwie. Na całym świecie produkcja może rosnąć, a w Unii Europejskiej będziemy produkcję wygaszać.
"Unijne programy mogą przyczynić sie do spadku produkcji rolnej w Europie" - twierdzi Wiktor Szmulewicz, prezez KRIR.
Dlaczego?
Z kilku powodów. Jeżeli jest wiele głosów, które mówią, że produkcja zwierzęca jest zła, bo wydziela metan, niszczy środowisko, to już widać, że w niektórych krajach Unii Europejskiej hodowla bydła mlecznego np. we Francji i Niemczech znacznie spada, w Polsce zresztą też jest podobna tendencja. Hodowcy rezygnują, bo widzą, ile nowych wymogów na nich spada. Jest znaczna uciążliwość pracy w rolnictwie, a z drugiej strony zapotrzebowanie na innych rynkach pracy dla ludzi, zwłaszcza młodych i tych z małych gospodarstw.
"Hodowla bydła mlecznego we Francji i Niemczech mocno spada, w Polsce jest podobna tendencja" - komentuje Wiktor Szmulewicz, prezez KRiR.
Unia Europejska głosi, że chce wspierać za wszelką cenę małe gospodarstwa. Co pan sądzi o tym?
Uważam, że pieniądze powinny być skierowane w stronę zachęcenia gospodarstw do produkcji zrównoważonej. Należy zmniejszyć obostrzenia administracyjne. Rolnik wypełnia mnóstwo dokumentów, mnóstwo kontroli, zaczynają go prześladować, zwłaszcza dotyczy to tych, którzy mają produkcję zwierzęcą. Rozwija się produkcja w wielkich fermach przemysłowych, które są powiązane mocno kapitałowo z przetwórstwem, handlem. I to najczęściej nie jest kapitał polski. Im łatwiej spełniać te wymogi, niż tym mniejszym rolnikom. I stają się mniej konkurencyjni. Moim zdaniem powinno być wsparcie do małych gospodarstw, ale tych, które dobrze prosperują.
Przed rolnikami w związku z obostrzeniami dotyczącymi Zielonego Ładu trudny czas...
Do tych ograniczeń dochodzi też to, że wycofanych jest coraz więcej substancji chemicznych w ŚOR, które nie są zastępowane innymi, bardziej przyjaznymi dla środowiska preparatami. Do tej pory było tak, że walczyliśmy o plony, odporność na różne choroby i szkodniki nie była istotna, bo to można było załatwić chemią, a dziś okazuje sie, że chemii nie będzie. A produkcji roślinnej bez ochrony prowadzić się nie da. Kolejna sprawa: produkcji zwierzęcej na wsi jest coraz mniej, więc nawozów organicznych jest mniej, mamy zmniejszać stosowanie nawozów mineralnych, zaczynamy wchodzić w zamknięte koło. To może doprowadzić do znacznego spadku produkcji rolnej i rentowności.
Rozumiem, że rozmawialiście o tym też podczas tworzenia planu strategicznego?
Rozmawialiśmy. Rolnik, by otrzymać połowę tych płatności 117 euro, będzie musiał spełnić te wymogi, ale też będzie musiał ugorować 4% gruntów. Czyli musi wyłączyć ze swojego gospodarstwa część pod obszary nieprodukcyjne. To jest zmniejszenie jego przychodów o 4%. Trzeba spełniać ekoschematy. Uważam, że niektóre z nich są trochę bez sensu. Nie widzę, by to przyczyniło się do poprawy środowiska.
"Uważam, że niektóre z ekoschematów są trochę bez sensu" - mówi Wiktor Szmulewicz, prezez KRIR.
Jakie ekoschematy są pana zdaniem najbardziej absurdalne?
Nikt mnie nie przekona, że stosowanie pasów zieleni, bez środków chemicznych na polach, zda egzamin. Mamy zostawić na przykład w środku pola 8-metrowy pas bez stosowania środków ochrony roślin, gdzie mamy w Polsce działki średnio 25-30 metrów. W naszym kraju mamy szachownicę i wszyscy o tym wiedzą. Gdy więc wyłączymy taki pas w środku bez oprysków to potem będziemy mieć problem ze skoszeniem, rozsieje nam to chwasty, więc na polach trzeba będzie stosować chemii jeszcze więcej. Kolejna sprawa - zachęcanie ludzi do uprawy bezorkowej. Bardzo fajnie, ale dziś nie mamy do tego sprzętu, zwłaszcza w małych gospodarstwach. By prowadzić bezorkową uprawę trzeba posiadać ciągnik 300 KM, więc małym gospodarstwom to nie sprawdzi się ekonomicznie. Rolnikom będzie bardzo trudno spełnić te ekoschematy. I nie wiem, czy będzie warto, bo każdy ekoschemat będzie wiązał się z tym, że może nastąpić spadek jego przychodów i dochodów.
Te ekoschematy tworzyli nie do końca praktycy. Można zadbać o rolnictwo zrównoważone, w ekoschematach niby to jest, ale nie do końca. Powinny być stworzone ekoschematy, które promują badanie gleb, żeby rolnik na pole dawał nawozu tyle, ile potrzeba. Aby były bardziej kontrolowane ilości szkodników, by rolnik nie dawał chemii tyle, ile może, tylko powinno być określone, kiedy dany preparat stosować, gdy jest ich nadmiar. Zachęcać do uprawy odmian, które są odporne na choroby i szkodniki. Zachęcać rolników do stosowania właściwego płodozmianu, by nie uprawiać roślin w monokulturze. I za to punktować. I także za wymianę materiału siewnego. To powinno być w ekoschematach. Jeśli będziemy siać zdrowe nasiona, wtedy będzie mniej chorób, będzie większy plon, będzie mniej stosowania chemii. To wszystko nie do końca znalazło się w tych założeniach. Ale my o to mocno wnioskowaliśmy. Nie do końca to jest wyartykułowane i nie są te działania w odpowiedniej wadze. Za jedne ekoschematy płaci się tyle, a za inne mniej.
"Walczyliśmy o to, by pieniądze szły na badanie gleb i zakup materiału kwalifikowanego - mówi Wiktor Szmulewicz, prezez KRiR.
Czytaj także: Unijne po 2022 roku. Modernizacja, jaką znamy, przejdzie do historii
Pojawiają się niepokojące głosy, że nowa perspektywa unijna przyczyni się do spadku produkcji rolnej nawet o 20%.
To prawda. Istnieją badania, które temu dowodzą. A Europa nie dosyć, że ma pół miliarda swoich ludzi do wyżywienia to jeszcze jest eksporterem. Jeśli będziemy produkować drożej, bo nie ma cudów, że przy niższych plonach będziemy uzyskiwali ceny wyższe, to ceny żywności w najbliższych latach będą mocno rosły i Europa stanie się niekonkurencyjna na rynkach światowych, gdzie tych reżimów nie ma. A mamy jesteśmy przecież obok dużych graczy na rynkach rolnych: Ukraina, Rosja, Chiny, Indie. To może przyczynić się do sytuacji, że Unia Europejska z eksportera stanie się importerem. A konsument unijny nie wiadomo co będzie jadł.
Czy takie argumenty nie trafiają do Brukseli?
Wielokrotnie o tym mówiliśmy, natomiast przedstawiciele Unii Europejskiej wraz z komisarzem mówią, że to jest szansa dla małych, pięknych... Chyba komisarz dawno nie był na wsi, albo ma wizję wsi jakąś... nie wiadomo skąd.
Rolnicy z takiej polityki rolnej nie są zadowoleni.
W ramach ochrony środowiska i klimatu Komisja Europejska i polityka światowa powinny zastanowić się przede wszystkim nad tym, jak przeciwdziałać wielkiej koncentracji produkcji zwłaszcza zwierzęcej w niektórych miejscach. Bo to jest dla środowiska lokalna bomba. Ferma, która ma 5 tys. krów, trzoda chlewna na farmie w USA, gdzie jest milion sztuk.
Uważam, że produkcja w Polsce i Europie, która do tej pory była, była bardzo rozproszona i nie było takiej koncentracji, i mimo tych wszystkich rzeczy, o których się mówi, ta koncentracja będzie postępować. Przyszła WPR nie zabezpiecza przed tym, że będą powstawały wielkie fermy, które będą miały ogromny wpływ na środowisko.