Poferment lepszy niż obornik i gnojowica
Poferment powstający przy produkcji biogazu, według ekspertów i korzystających z niego rolników, jako nawóz ma większy potencjał niż obornik i gnojowica. Jest też łatwiejszy w stosowaniu, ponieważ nie wchodzi w zakres działania ustawy o nawozach i nawożeniu. Można go rozlewać przez cały rok.
- Nie wykorzystujemy roślin, które są uprawiane specjalnie pod produkcję biogazu. Korzystamy w stu procentach z odpadów powstających zarówno w gospodarstwie, jak i wokół niego. Chcemy pokazać, że biogazownie mogą pracować na samych odpadach - rzeczach, które normalnie trzeba byłoby zutylizować i jeszcze za to zapłacić - mówi Filip Mazur, dyrektor gospodarstwa położonego w wielkopolskiej miejscowości Przybroda. Jedna z dziesięciu farm należących do Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu działa na areale 490 ha, prowadząc produkcję roślinną, sadowniczą i dużą hodowlę bydła mlecznego. Stado krów mlecznych liczy 120 sztuk. Poza tym, od kilku lat na terenie gospodarstwa funkcjonuje jedna z najnowocześniejszych biogazowni rolniczych w naszym kraju, która obecnie produkuje energię elektryczną i ciepło wyłącznie z odpadów. - Biogazownia jest karmiona gnojowicą i gnojówką - nawozami wytwarzanymi w gospodarstwie. Poza tym, używamy także plew, które są przywożone z zakładów tłuszczowych z Szamotuł i wywaru gorzelnianego - mówi Filip Mazur. Jego informacje uzupełnia Mirosław Michalak - prezes Biogazowni Przybroda, właściciel firmy Dynamic Biogas, zajmującej się budową tego typu instalacji. - Omawiana biogazownia ma moc 500 kilowatów. W ciągu jednego dnia karmimy ją obecnie: 25 metrami sześciennymi wywaru gorzelnianego, 6 tonami plew zbożowych oraz 10 tonami obornika - uzupełnia Michalak. Projekt budowy biogazowni w Przybrodzie powstał już w 2012 roku, jednak ostatecznie, instalacja została oddana do użytku w 2019 r. - Było to podyktowane niestabilnymi przepisami i uwarunkowaniami zewnętrznymi, na które nie mieliśmy wpływu. Nie zmienia to faktu, że z odnawialnych źródeł energii to biogazownia jest najbardziej stabilnym urządzeniem do pozyskiawania energii - mówi Filip Mazur. Jak zaznacza, efektem pracy biogazowni jest przede wszystkim produkcja energii elektrycznej i ciepła. - Kryzys energetyczny i bardzo wysokie ceny nawozów pokazują tylko, że takie instalacje mają jak najbardziej sens i będą coraz bardziej powszechne - zaznacza dyrektor gospodarstwa, które od tego roku korzysta z ciepła wyprodukowanego przez biogazownię do ogrzewania mieszkań w blokach położonych nieopodal gospodarstwa. - Ogrzewamy 3 bloki w których mieszka około 60 rodzin. Mieszkańcy są bardzo zadowoleni - podkreśla rolnik i dodaje: Nie mamy już problemu z zagospodarowaniem ciepła zimą, pojawia się jednak kwestia, co zrobić z nim latem. Moim zamiarem jest doprowadzenie tej energii do budynków chłodni i zastosowanie tzw. trigeneracji, czyli napędzanie agregatów chłodniczych ciepłym powietrzem - wyjaśnia Filip Mazur, zaznaczając, że warto podkreślić również wartość produktu ubocznego produkcji biogazu – pofermentu, który jest bardzo cennym nawozem. - W ubiegłym roku wywoziliśmy go po raz drugi na pola w naszym gospodarstwie. Nasz uniwersytet prowadzi też różnego rodzaju badania tego pofermentu i jego wpływu na glebę oraz rośliny. Ja ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że poferment doskonale uzupełnia nawożenie wieloskładnikowe - wyjaśnia Mazur, podkreślając, że materiał jest dokładnie badany przed wywożeniem go na pole. Pozwala to na precyzyjne ustawienie dawek. - Mam porobione mapy zasobności pól. Nie jest to może apteka, ale znając zasobność gleby i skład pofermentu, możemy sobie ustawiać dawkę, czy to będzie 20 metrów sześciennych na hektar, czy może 30 lub 40 - zaznacza rolnik. - W tej chwili powstaje też bardzo wiele firm, które poferment przerabiają dalej np. susząc go i produkując z niego granulat, który można następnie wykorzystać w rozsiewaczach nawozu, ustalając dawkę dokładniej niż jest to w przypadku wozów asenizacyjnych - dodaje Mazur. Dyrektor gospodarstwa podkreśla, że całego nawożenia nie można oprzeć na pofermencie, jednak jest on bardziej wartościowy niż gnojówka i gnojowica. - Poferment ma dużo więcej mikroskładników, które wpływają później korzystnie na rośliny uprawiane w naszym gospodarstwie - uzupełnia.
Korzysta wieś, korzysta rolnik
Podobną biogazownię wybudował Remigiusz Darmach - rolnik prowadzący swoje gospodarstwo w osadzie Sieńsk, w woj. lubuskim. Instalacja, która działa od 2017 roku "karmiona" jest mieszanką kiszonki z kukurydzy i obornika, do których w celu otrzymania odpowiedniej konsystencji dodawana jest woda. Darmach postawił na biogazownię rolniczą, jako jeden z pierwszych w Polsce. Jak podkreśla, od zawsze interesowały go innowacje i chciał zrobić coś pożytecznego, będąc już rutyniarzem w pracy w gospodarstwie nastawionym na produkcję roślinną i zwierzęcą. - Po wielu wizytach w Niemczech, gdzie proces budowania biogazowni rozpoczął się już bardzo dawno temu, wzorując się na sąsiadach, postanowiłem ją wybudować w swoim gospodarstwie - zaznacza. Aby optymalnie wykorzystać energię cieplną produkowaną przez biogazownię, obok niej posadowiona została suszarnia zbożowa. Zimą ciepło powstałe przy produkcji biogazu wykorzystywane jest natomiast do ogrzewania budynków mieszkalnych w całej osadzie. W sumie biogazownia ogrzewa ponad 20 domów. - Można powiedzieć, że Sieńsk jest wioską bezemisyjną. Zimą nie dymi się tutaj z praktycznie żadnego komina - mówi rolnik. Głównym produktem wytwarzanym przez biogazownię jest energia elektryczna, która w całości jest od Darmacha odkupowana przez firmę Enea, jednak - podobnie jak Filip Mazur, rolnik podkreśla, że dużą uwagę należy przywiązać również do pofermentu i jego wartości jako nawozu. - Wydaje mi się, że poferment jest jednym z bardziej wartościowych nawozów organicznych. Na pewno jest lepszy dla roślin niż obornik i bezpośrednio stosowana gnojowica - czy to świńska czy bydlęca - podkreśla Darmach i tłumaczy: Poferment jest częściowo wzbogacony o substancje mineralne. Trzeba zaznaczyć przy tym również, że żaden ze składników - ani mikro, ani makro, które są ważne w przypadku wartości materiału jako nawoz, nie ulatnia się w postaci gazu. Ulatnia się tylko metan, a metan, jak wiadomo, składa się z tlenu i wodoru. Cała reszta zostaje w pofermencie i jest z powrotem wywożona na pole - tłumaczy rolnik. Darmach rozlewa poferment na areale 800 ha, na którym uprawiane są rzepak, ostropest i zboża: pszenica, jęczmień, pszenżyto oraz kukurydza. - Od marca do kwietnia, w okresie kiedy są wolne pola, wylewamy poferment sukcesywnie. Tak samo jest po żniwach. Rozprowadzamy go wtedy w miarę potrzeb przed zasiewami rzepaku, jęczmienia czy pszenicy, która przychodzi trochę później. W okresie zimowym zbiornik pofermentacyjny staje się zbiornikiem retencyjnym. Zbieramy wtedy ten poferment i wylewamy go wiosną pod kukurydzę i inne rośliny wysiewane w tym okresie - wyjaśnia rolnik.
Mamy większy potencjał niż Niemcy
Budowa setek, a nawet tysięcy biogazowni rolniczych w Polsce w kolejnych latach może być jedynym wyjściem, jeżeli chcemy zachować pełen potencjał polskich gospodarstw rolnych. Dlaczego? Tłumaczy to prof. Jacek Dach z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - Po wejściu do Unii Europejskiej nastąpiła wręcz eksplozja eksportu polskich towarów rolno-spożywczych do innych krajów wspólnoty. Obecnie specjaliści z Francji, Niemiec, Danii czy Holandii bardzo mocno myślą nad tym, co zrobić, żeby ograniczyć wielkość naszego eksportu. A należy zaznaczyć, że od wielu lat Polska notuje wzrost eksportu rok do roku. No i wymyślono coś takiego, jak ślad węglowy - zaznacza ekspert, podkreślając, że w imię ratowania planety Europejczycy zafundowali sobie niespotykany w dziejach kryzys energetyczny. - Oczywiście z jednej strony jest to wina wojny i uzależnienia energetycznego od Rosji, ale proszę sobie wyobrazić, że na pierwszy kwartał tego roku kontrakty terminowe na energię elektryczną w Niemczech i we Francji są na poziomie 700-900 euro za megawatogodzinę, a w tym samym czasie w Stanach Zjednoczonych jest to 80-150 dolarów. To już jest inny świat, inna rzeczywistość. A w Indiach, czy w Chinach jest jeszcze taniej - podkreśla naukowiec, zaznaczając jednak, że na innych kontynentach urządzenia do pozyskiwania energii odnawialnej również bardzo prężnie zdobywają rynek... tylko z nieco innych powodów. - Smog w Azji doprowadził do tego, że Azjaci bardzo mocno inwestują w OZE, ale nie dla dobra planety, tylko dla dobra swoich płuc - mówi prof. Dach. - Przed pandemią kilka lat z rzędu byłem w Chinach i zdarzały się takie sytuacje, że smog widoczny z okna hotelu był tak duży, że nie sposób było zobaczyć drugiej strony ulicy. Najgorsze były pod tym względem lata 2013-2014 - zaznacza naukowiec, podkreślając jednak, że obecnie sytuacja znacznie się polepszyła. - Chińczycy mają coraz więcej samochodów elektrycznych, są światowym potentatem, jeśli chodzi o produkcję paneli fotowoltaicznych, które są dosłownie wszędzie, ale co bardzo istotne, posiadają również 44 miliony (!) biogazowni - podkreśla Jacek Dach. Sam przed kilkoma laty odwiedził chińską fabrykę, produkującą biogazownie w sposób taśmowy. Po kilkadziesiąt tysięcy sztuk rocznie. - Było to w Shenzen, w okolicach Hanoi. Skala produkcji była naprawdę oszałamiająca - zaznacza naukowiec, oceniając nasz rynek z perspektywy tych doświadczeń. - Mamy naprawdę dużo do zrobienia, ale myślę, że jak osiągniemy w Polsce pułap 5-6 tys. biogazowni, to już będzie się czym pochwalić. Widzę to w perspektywie do 2030 roku. W Niemczech były takie lata, że w ciągu 12 miesięcy budowano nawet 1.400 takich instalacji - mówi naukowiec, podkreślając, że tak prężny rozwój tego rynku był tam możliwy dzięki dużym dofinansowaniom i preferencyjnym warunkom, na jakie mogli liczyć niemieccy farmerzy, a którego brakowało u nas. - Paradoksalnie to zacofanie może jednak spowodować, że nasze technologie będą dużo lepsze. Biogazownie będą mogły pracować praktycznie na samych odpadach - tak jak w przypadku instalacji w Przybrodzie - tłumaczy Jacek Dach. Dla porównania w Niemczech ponad 6 tys. z 9 tys. instalacji łącznie pracuje wyłącznie na kiszonce z kukurydzy i traw, co w dłuższej perspektywie znacznie obniża ich rentowność.
Według przedstawiciela środowiska naukowego, w Polsce ze względu na większą ilość gruntów rolnych niż w przypadku Niemiec i rekordową w Unii Europejskiej produkcję obornika, mamy potencjał na funkcjonowanie nawet 12 tys. biogazowni rolniczych. Na dzisiaj jest ich nieco ponad 140. - W zasadzie każde gospodarstwo, które ma co najmniej 80-100 krów, może już myśleć o budowie biogazowni. Takich u nas nie brakuje. Słyniemy przecież m.in. z dużej produkcji mleka, a według naszego międzynarodowego projektu Milky, najlepszym sposobem na obniżenie emisyjności w produkcji mleka, jest właśnie wykorzystywanie eneretyczne odchodów od zwierząt poprzez produkcję biogazu - zaznacza prof. Dach. Jak podkreśla, biogazownia to nie tylko produkcja energii elektrycznej i ciepła, które może być wykorzystywane do ogrzewania całych wsi, tak jak w przypadku Sieńska i częściowo Przybrody, ale także bardzo wartościowego nawozu – pofermentu, do którego przekonują się też rolnicy, tak jak w przypadku Remigiusza Darmacha i Filipa Mazura. - Początkowo rolnicy z pewnym oporem korzystają z pofermentu, ale w kolejnych latach robią to już bardzo chętnie i chcą za niego płacić - mówi naukowiec, zaznaczając, że według niego poferment działa na rośliny jak środek dopingujący. - Jest fantastycznie przyswajany przez korzenie roślin. Mało tego, stosowany w rzepaku likwiduje problem mączniaka! Taki efekt zanotowano na polach wokół biogazowni należącej do Henryka Ingnaciuka, rolnika z Międzyrzeca Podlaskiego, który jest także właścicielem firmy produkującej biogazownie - podkreśla naukowiec i dodaje: Dodatkowo, poferment w odróżnieniu od gnojowicy i obornika nie wchodzi w zakres ustawy o nawozach i nawożeniu i można go stosować przez cały rok. Trzeba pamiętać tylko o tym, żeby nie robić tego w momencie, kiedy ziemia jest zamarznięta albo pokryta wodą bądź śniegiem - dodaje prof. Jacek Dach.
Naukowiec podkreśla przy tym, że dynamiczny rozwój biogazowni rolniczych w Polsce jest nie tyle szansą na zwiększenie rentowności gospodarstw, co możliwością ich przetrwania. Wszystko przez zmianę przepisów unijnych, która może nadejść tak naprawdę w każdej chwili. - Toczą się już programy pilotażowe i jeśli Komisja Europejska, mówiąc dosadnie, przywali rolnikom podatek od emisji gazów cieplarnianych, to biogazownie będą powstawać jak grzyby po deszczu albo produkcja zwierzęca po prostu przeniesie się na Wschód - na Ukrainę i Białoruś. Tam, gdzie tego podatku nie będzie - zaznacza Dach. Wszystko przez to, że emisyjność energii elektrycznej w Polsce jest na niespotykanym wręcz w Europie poziomie. Gorsza od nas pod tym względem jest tylko Estonia. Ponadto produkujemy w naszym kraju ponad 100 milionów ton obornika, które emitują bardzo silne gazy cieplarniane. Możemy je jednak skutecznie wykorzystać. - Budowa biogazowni to inwestycja liczona w milionach. Pojawiają się jednek firmy, które wchodzą w spółki z rolnikami. Wiem o przygotowywaniu do budowy stu kilkudziesięciu takich instalacji. A będzie ich znacznie więcej. Zwłaszcza przy obecnych cenach energii elektrycznej, ciepła i nawozów - kończy naukowiec.
ZOBACZ TAKŻE: Polska produkuje najwięcej obornika w Europie. Jak na tym zarobić?
- Tagi:
- OZE
- nawożenie
- biogazownia