"Obserwujemy wręcz eksplozję rolnictwa energetycznego"
- Jesteśmy absolutnym liderem jeśli chodzi o produkcję obornika w Unii Europejskiej. Jeśli Unia wprowadzi nam w rolnictwie opłaty za emisję gazów cieplarnianych, to nasi hodowcy się po prostu nie pozbierają - mówi prof. Jacek Dach z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu, z którym rozmawialiśmy na temat odnawialnych źródeł energii w rolnictwie.
Czy w związku z obecnym kryzysem energetycznym, gospodarstwa rolne jeszcze mocniej będą inwestować w montowanie urządzeń do pozyskiwania energii odnawialnej?
Rolnicy już inwestują. W tej chwili obserwujemy wręcz eksplozję rolnictwa energetycznego. Poza produkcją roślinną i zwierzęcą, mamy wręcz ogromne zainteresowanie produkcją ciepła i energii. Widzimy, ile paneli fotowoltaicznych pojawia się na dachach budynków inwentarskich. Coraz częściej spotykamy się także z dużymi farmami PV. Popularność zyskuje biomasa do spalania. Natomiast moim zdaniem to, na co należy zwrócić szczególną uwagę, to jest budowa i rozbudowa biogazowni rolniczych.
Dlaczego to właśnie na biogazownie powinniśmy zwrócić szczególną uwagę?
Produkujemy w Polsce ponad 100 milionów ton obornika, a każda pryzma obornika, to jest naturalna biogazownia, która emituje metan i podtlenek azotu - bardzo silne gazy cieplarniane. Musimy mieć świadomość, że energia elektryczna, którą mamy w sieci ma emisyjność 780 gramów dwutlenku węgla na każdą zużytą kilowatogodzinę. To poza malutką Estonią najwyższy wynik w całej Europie. Dla przykładu Niemcy, którzy są największym trucicielem Europy, mają w prądzie emisyjność tylko 360 gramów CO2 na kW, czyli ponad dwa razy mniej. We Francji jest to poziom około 50 gramów CO2 na kW, a w Skandynawii 15-18 g na kW. Są to tak potężne różnice. Dlatego też biogazownie są doskonałym sposobem na zmniejszenie tego niekorzystnego wyniku, bo prąd wyprodukowany przez nie przy wykorzystaniu obornika jako substratu ma emisyjność nawet -200 g na kW. To jest fantastyczny sposób na zmniejszenie tzw. śladu węglowego.
Tylko, że od momentu, w którym w Polsce powstała pierwsza biogazownia rolnicza, minęło już kilkanaście lat. Przez ten czas powstało ich zaledwie 140, a dla przykładu w Niemczech pracuje ponad 9 tys. takich instalacji.
Długie lata pracy przed nami, natomiast widzę, że ten rynek rusza. W tej chwili wielu rolników i firm z branży rolno-spożywczej bada swoje odpady, swoje substraty pod kątem wydajności biogazowej. To jest pierwszy krok do tego, żeby zaplanować wielkość biogazowni. Powiem tak, w Niemczech pracuje ponad 9 tys. biogazowni, a przecież Niemcy mają mniej użytków rolnych od nas, dlatego też myślę, że w Polsce jest potencjał na nawet 12 tys. takich instalacji. To jest bardzo duża liczba, ale w zasadzie każde gospodarstwo, które ma co najmniej 80-100 krów, może już myśleć o budowie biogazowni. A takich u nas nie brakuje.
Budowa biogazowni to jednak inwestycja liczona w milionach i między innymi stąd taka stagnacja na tym rynku w ostatnich latach. Jak to się stało, że w Niemczech działa to tak prężnie?
Niemieccy rolnicy mogli przez lata liczyć na duże dofinansowania i preferencyjne warunki. Ale paradoksalnie może to spowodować, że nasze technologie będą dużo lepsze. Biogazownie będą mogły pracować praktycznie na samych odpadach. W Niemczech ponad 6 tys. biogazowni pracuje wyłącznie na kiszonce z kukurydzy i traw. Kiedy się tego dowiedziałem, byłem zdziwiony, że aż tyle.
A czy polscy rolnicy mogą w ogóle liczyć na jakieś dofinansowania przy budowie biogazowni? Był jakiś przełom w tej sprawie?
Przełomem jest raczej wzrost kosztów za energię i ciepło. Są też możliwości pozyskiwania dofinansowań do budowy, ale ja powiem tak - dobrze zaplanowana biogazownia w zasadzie nie potrzebuje dofinansowania, żeby zwrócić się w okresie kilku lat. Zwłaszcza przy obecnych cenach energii elektrycznej, ciepła i nawozów.
No tak, ale na taką inwestycję wartą około 5-10 mln zł może sobie pozwolić niewielu.
Oczywiście, ale pojawiają się firmy, które wchodzą w spółki z rolnikami. Wtedy rolnik daje po prostu ziemię i gwarantuje wyżywienie tej biogazowni. Niezależnie od modelu finansowania wiem obecnie o tym, że przygotowywane są już budowy stu kilkudziesięciu takich instalacji, a pewnie jest ich znacznie więcej, bo przecież rynek potencjalnie jest liczony w tysiącach gospodarstw.
Kryzys energetyczny to jedno, ale już w wywiadzie, który przeprowadziliśmy w ubiegłym roku, zapowiadał pan zmianę przepisów, która może nam bardzo utrudnić eksport produktów rolno-spożywczych do innych Europejskich krajów.
To prawda. Obecna sytuacja nie zmieniła planów UE w tym względzie. Toczą się już programy pilotażowe i jeśli Komisja Europejska, mówiąc dosadnie, przywali nam w rolnictwie podatek od emisji gazów cieplarnianych, to te biogazownie będą powstawać jak grzyby po deszczu albo produkcja zwierzęca po prostu przeniesie się na Wschód - na Ukrainę, Białoruś - tam, gdzie tego podatku nie będzie.
Powiedział pan, że nasze biogazownie będą mogły pracować praktycznie na samych odpadach, ale przecież zarówno obornik, jak i gnojowica, to dla polskich rolników bardzo cenne nawozy, zwłaszcza teraz. Co w zamian, jeśli wykorzystamy je przy produkcji biogazu?
Poferment! Biogazownia produkuje przede wszystkim energię elektryczną, ale produktami ubocznymi jej pracy są: ciepło, które może być wykorzystywane np. do ogrzewania domów i poferment. Jeżeli włożymy obornik do biogazowni, to jedyne, co z niego wyciągniemy, to dwutlenek węgla i metan, bo to są dwa główne składniki biogazu. Natomiast wszystkie ważne mikroelementy, azot, fosfor i potas pozostają w pofermencie. Mało tego, jest to materiał nawozowy o fantastycznej przyswajalności przez korzenie roślin. Wielu właścicieli gospodarstw, w których może stanąć biogazownia sceptycznie podchodzą do tego tematu. Boją się uciążliwości odorowych, protestów społecznych itd. Ale gdy biogazownia już pracuje widzą, jak korzystnie poferment działa na plony roślin. Dobrej jakości poferment działa na rośliny jak jakiś środek dopingujący. Mało tego - poferment stosowany pogłównie np. na rzepak likwiduje problem mączniaka! Takie efekt zanotowano na polach wokół biogazowni w Międzyrzecu Podlaskim. Od kilku lat zastanawiamy się wraz z właścicielem biogazowni, panem Henrykiem Ignaciukiem - co powoduje, że jego poferment likwiduje mączniaka (bez dodatkowych oprysków), choć w tym czasie występuje na okolicznych polach.
Czyli poferment jest lepszy niż obornik czy gnojowica?
Wszędzie tam, gdzie pojawiają się biogazownie, pojawia się poferment jako produkt końcowy fermentacji. W pierwszym roku zawsze jest opór rolnika przed jego stosowaniem. Ci odważni, którzy pierwsi spróbują, widzą, jaki jest jego efekt i w drugim roku korzystają z niego już bardzo chętnie, nawet są skłonni za to zapłacić. A w kolejnych latach po poferment ustawiają się kolejki. To samo było w Przybrodzie. Efekty widać po przyrostach plonu. A dodatkowo, poferment w odróżnieniu od gnojowicy i obornika nie wchodzi w zakres działania ustawy o nawozach i nawożeniu i można go stosować przez cały rok. Trzeba pamiętać tylko, że nie wolno go stosować na pola, które są zamarznięte lub pokryte wodą lub śniegiem.
Przy produkcji biogazu oprócz pofermentu, produktem ubocznym jest jeszcze ciepło. Przykład gospodarstwa w Przybrodzie pokazuje, że można je wykorzystać do ogrzewania okolicznych budynków, a nawet całych wsi. To chyba może być kluczowe do przekonywania społeczności by iść w tym kierunku?
Oczywiście! Ciepło produkowane przez biogazownię, to jest energia, której trzeba się pozbyć. Jeżeli tego ciepła nigdzie nie wyślemy, to nad kontenerem technicznym, w którym jest silnik z prądnicą są potężne wentylatory, które tak jak w samochodzie pracują, żeby ochłodzić ciecz chłodzącą silnik - tym samym pożerając część wyprodukowanej energii. W związku z tym w interesie każdej biogazowni jest oddanie ciepła dosłownie za pół darmo. I właśnie taki przykład ogrzewania budynków mamy w Przybrodzie. Część mieszkańców - 58 rodzin ma już super ekologiczne ciepło z biogazowni. Niektórzy narzekają wręcz, że jest za ciepło. Zwłaszcza ci, którzy mają zapieczone zawory przy kaloryferach i nie mogą ich zakręcić (śmiech). Takie ogrzewanie to jest bardzo duża zaleta dla lokalnej społeczności. Do 1,5-2 km odległości od biogazowni można spokojnie podać to ciepło bez większych strat.
Biogazownie to jednak, jak pan zauważył, rozwiązania, które mogą sprawdzić się w około 12 tys. gospodarstw. A w jakie urządzenia do pozyskiwania OZE powinny inwestować pozostałe gospodarstwa, zwłaszcza te mniejsze?
Najlepszym rozwiązaniem jest według mnie budowanie układów: fotowoltaika i pompa ciepła. To bardzo dobre rozwiązanie, bo mamy produkcję energii elektrycznej i wytwarzanie ciepła z jej udziałem. Oczywiście coraz bardziej popularne są także piece na biomasę. To nie muszą być nawet pellety czy brykiety. Są też piece na słomę. Widziałem wiele tego typu rozwiązań na Zachodzie Europy. W Szwajcarii, Austrii, południowych Niemczech pali się biomasą: czy to leśną, czy agro od wielu lat. To jest sprawdzone i działa. Przy większych gospodarstwach, zwłaszcza z produkcją zwierzęcą (ale niekoniecznie) podstawą powinna być biogazownia.
Poza tym, rolnicy mogą się także decydować na dzierżawy gruntów pod farmy fotowoltaiczne. To wydaje się być bardzo korzystne.
Tak. My również w tej chwili jako Uniwersytet Przyrodniczy w Poznaniu przygotowujemy prawie sześćset hektarów pod dzierżawę pod fotowoltaikę. Ale ja dodatkowo rzuciłem takie hasło na komisji, która się tym zajmuje, żeby nie wykluczać całkowicie tych terenów z działalności rolniczej. Przynajmniej część terenów można oddać pod agrofotowoltaikę, czyli podnieść te panele na 3-4 metry do góry i umożliwić prowadzenie produkcji roślinnej czy może nawet zwierzęcej. Co ciekawe, to wcale nie musi oznaczać gorszych plonów, dlatego że wszyscy wiemy, iż Wielkopolska, w ogóle środkowa Polska stepowieje. Są bardzo duże problemy z opadami. I teraz, gdyby się okazało, że panele fotowoltaiczne zmniejszają parowanie, to paradoksalnie mogłoby to nawet podnieść plony.
Panie profesorze, na koniec tej rozmowy zapytam jeszcze o to, jak widzi pan przyszłość jeśli chodzi o rynek energetyczny. Czy możemy liczyć w najbliższym czasie na jakieś spadki cen? Czy jest w ogóle możliwy powrót do poziomu sprzed 2021 roku?
Boję się, że turbulencje na rynku energii mogą potrwać wiele lat, zwłaszcza że wojna na Ukrainie nie chyli się raczej ku zakończeniu i może potrwać nawet kilka lat. Zresztą, nawet gdyby się wkrótce skończyła, to nie będziemy już mogli liczyć na tani gaz i węgiel z Rosji, bo to terrorystyczne państwo samo wykluczyło się z wspólnoty międzynarodowej. Paradoksalnie, obecnie nasze zacofanie energetyczne, to że jeszcze bardzo często korzystamy z węgla, to uratowało nas przed takim szalonym wzrostem cen, jaki mamy na Zachodzie, bo tam w tzw. podstawie są elektrownie gazowe, a gaz zdrożał kilkunastokrotnie. Węgiel - można powiedzieć, że tylko kilkukrotnie. Ale na przyszłość - nie ma odwrotu od OZE. Zwłaszcza rolnictwo ma ogromny potencjał energetyczny - porównywalny z planowanymi do budowy trzema elektrowniami atomowymi. Tylko w odróżnieniu od inwestycji atomowych - te ponad 100 miliardów złotych wydanych na polskie technologie biogazowe w zdecydowanej większości zostaną w kraju.
ZOBACZ TAKŻE: Polskim hodowcom brakuje świadomości ekologicznej
- Tagi:
- OZE
- fotowoltaika
- biogazownia