Inwestycja w kocioł na słomę zwróciła się mu w jednym sezonie

Kotły na słomę cieszą się coraz większym zainteresowaniem. Na ich popularność w dużej mierze w ubiegłym roku wpłynął niestabilny rynek węgla i gazu. Nie tylko gigantyczne podwyżki cen „czarnego złota”, ale także trudności z dostępem do niego, spowodowały, że wielu producentów zaczęło przychylniej spoglądać w kierunku kotłów na biomasę. Ocenia się, że jest to w tej chwili najbardziej opłacalna alternatywa, która wpływa także pozytywnie na środowisko.
Czy inwestycja w kocioł na słomę jest opłacalna? O czym należy pamiętać, decydując się na takie rozwiązanie? Jakiego rzędu jest to wydatek? Te pytania zadaliśmy użytkownikom kotłów na biomasę. Jeden z nich korzysta z takiego systemu opalania od 10 lat, kolejny nasz rozmówca kocioł na biomasę posiada od września ubiegłego roku. Ich opinie są bardzo zbieżne - jakich by nie przeprowadzić obliczeń - kocioł na słomę po prostu się opłaca.
Słomą ogrzewa hektarową szklarnię
Paweł Serej z woj. lubelskiego od 10 lat jest producentem pomidorów szklarniowych na powierzchni prawie hektara. Do ogrzania tak sporej powierzchni potrzebuje dużo ciepła. Jeszcze do ubiegłego roku wykorzystywał piec na miał węglowy. Zawirowania na rynku paliw stałych spowodowały, że zdecydował się na zakup kotła na biomasę.
- Było to dla mnie dość ryzykowane. Nie miałem z tym wcześniej doświadczenia. Obawiałem się, że to będzie jakiś bubel. Mimo to podjąłem ryzyko. A ostatecznie inwestycja okazała się strzałem w dziesiątkę! - opowiada Paweł Serej.
Kocioł na słomę nabył od firmy Heyk spod Milicza w woj. dolnośląskim. Producent warzyw zdradza, że w słomę zaopatrzył się już w żniwa po cenie 300 zł/t, a więc na krótko przed montażem kotła w swoim gospodarstwie. W jednym sezonie potrzebuje 1000 ton tego materiału. Węgla musiałby zakupić 600 ton.

- Rachunek jest prosty. Gdybym teraz kupował węgiel w cenie 1000 zł/t, musiałbym zapłacić na ogrzanie szklarni około 600 000 zł. W przypadku słomy jest to wydatek o połowę niższy - tłumaczy pan Paweł.
Dodaje, że cała inwestycja, związana z zakupem kotła oraz przeróbkami instalacji grzewczej, kosztowała go 200 tys. zł. Wydaje się, że jest to spora kwota. Jednak, zgodnie z obliczeniami ogrodnika, zakup kotła na biomasę już zwrócił się mu w jednym sezonie! Pan Paweł posiada kocioł o mocy 990 KW, do którego jednorazowo można załadować 3 baloty.
- Ogromną zaletą tego systemu grzania jest to, że dzięki niemu mogę uzyskać strzał ciepła, dzięki czemu bez problemu mogę wywołać szczyt temperaturowy, jaki jest konieczny przy produkcji pomidorów szklarniowych. Maksymalnie muszę nagrzewać obiekt do 25 stopni Celsjusza - tłumaczy Paweł Serej.

Wadą tego systemu, zdaniem producenta pomidorów, jest natomiast znaczna objętość materiału do palenia. Słoma zajmuje sporą powierzchnię. Dodatkowo musi być sucha. Trzeba zatem posiadać miejsce do składowania balotów czy kostek i ochronić je przed zawilgoceniem. Pan Paweł w tym celu wykorzystuje flizelinę.
Właścicielem kotła na biomasę jest od 10 lat
Wieloletnim użytkownikiem kotła jest Mariusz Roga, producent drobiu z okolic Ostrowa Wkp.
- Prowadzę chów i hodowlę drobiu: kury reprodukcyjne brojlera w ilości 40 tys. sztuk. Ptakom muszę zapewnić bardzo dobre warunki środowiskowe: czyste i suche powietrze. Dlatego w obiekcie zastosowana jest wzmożona praca systemów wentylacyjnych. To powoduje, że uzyskanie temperatury na poziomie 20°C wymaga wykorzystania sporych ilości energii. Tego ciepła z pieca potrzebuję zatem bardzo dużo. Stąd pomysł, by czerpać energię z taniego źródła. I padło na kotły na biomasę - tłumaczy hodowca drobiu Mariusz Roga.

Kocioł, który 3 lata temu zakupił w firmie Heyk, jest o mocy 800 KW. W ciągu roku wykorzystuje około 500 ton słomy. Mariusz Roga pozyskuje ją z własnych pól oraz dokupuje. Zawsze stara się nabyć ją tuż po okresie żniwnym. Ubiegłoroczny koszt wyniósł 400 zł/t.
- Materiał magazynuję u siebie na placu. Ustawiam bele w stogi i przykrywam folią kiszonkową, która wytrzymuje 2-3 sezony. W planach mam wybudowanie wiaty typowo na słomę - zaznacza Mariusz Roga.
Hodowca nie ma wątpliwości, że tego rodzaju rozwiązania są najlepszą alternatywą dla rolników w stosunku do węgla, gazu czy nawet pomp ciepła.
- Ekonomia jest tutaj niezaprzeczalna i to jest pozadyskusyjne. Miniony rok pokazał mocne ożywienie w tym kierunku. Jeśli ludzie będą szukać źródeł ciepła w normalnych pieniądzach, to będą iść w tym kierunku. Z węglem jest o tyle problem, że jest to „energia czarna”, czyli jeśli ktoś chciałby budować hale produkcyjne i ogrzewać to miałem, to teraz już nie dostanie zezwoleń, dlatego ludzie z tego się wycofują. Alternatywą jest biomasa albo pompy ciepła czy gaz. Jednak w przypadku gazu mamy bardzo niestabilną sytuację na rynku. Na pewno część ludzi będzie decydować się na kotły na biomasę, by koszty trzymać na wodzy. Jeśli tego nie będą robić, ta produkcja będzie wtedy nierentowna - komentuje rolnik.
Zaletą systemu ogrzewania biomasą, jak zauważa pan Mariusz, jest komfort w użytkowaniu pieca.
- Dokładam do niego tylko w godzinach pracy. Dzięki temu, że jest sporej wielkości zbiornik akumulacyjny, temperatura na odpowiednim poziomie utrzymywana jest do rana. A ja mogę spać spokojnie - zapewnia hodowca drobiu.
Jeśli nie słoma, to nic innego
100% - o tyle w stosunku rocznym, według zapewnień Bartosza Ciołczyka z przedsiębiorstwa Heyk, wzrosło zainteresowanie na kotły na biomasę właśnie tej firmy. Specjalista podkreśla, że wartością dodaną tego systemu jest niezależność energetyczna w stosunku do innych paliw.
- Każde gospodarstwo: większe i mniejsze jest w stanie samo sobie zapewnić źródło energii, nie będąc zależnym od wahań rynku, które są teraz odczuwalne - zaznacza Bartosz Ciołczyk.
Podkreśla także znaczenie powstającego podczas spalania słomy popiołu, bogatego w fosfor i potas, który stanowi cenny nawóz.
- Słoma, po spaleniu, powraca do gleby, czyli nie realizujemy wtedy gospodarki rabunkowej - wyjaśnia specjalista z firmy Heyk.
Przedsiębiorstwo posiada w swym asortymencie kotły o wielkości od 150 KW do 1500 KW dla szerokiego grona klientów. Kotły wyprodukowane przez firme Heyk wykorzystywane są w drobiarstwie, ogrodnictwie, produkcji pieczarek a nawet do ogrzewania spółdzielni mieszkaniowych.
- To jest bardzo szerokie spektrum działalności. I każda z tych branż mówi, że jeśli nie słoma, to nic innego - stwierdza Bartosz Ciołczyk.
Słoma powinna być sucha i o odpowiedniej gęstości
Specjalista zwraca uwagę na dwie kwestie, jeśli chodzi o parametry słomy. Po pierwsze powinna być sucha (najlepiej, żeby nie przekraczała 15% wilgotności).
- Jeśli się jednak zdarzy, że będzie mokra, to też są sposoby na to, żeby to efektywnie spalić. Tylko wtedy sprawność kotła znacznie spada. Podkreślam jednak, że w naszych kotłach nie dzieje się coś takiego, że coś „się zakisi”, pali się cały dzień i nie może się dopalić. Dzięki wieloletniej działalności dopracowaliśmy metody walki z wilgotną słomą i nie mamy z tym problemów - zaznacza Bartosz Ciołczyk.
Kolejna sprawa to odpowiednia gęstość materiału do palenia. Słoma powinna być odpowiednio sprasowana oraz zbierana we właściwym momencie, podczas tzw. ściętej sieczki.
- Nie mogą to być bele, które mają 160 metrów średnicy i 150 kg wagi, bo takie też się trafiały. Z kolei bele o średnicy 160 m i wadze 500 kg też nie są odpowiednie. Kamieniami nie da się napalić w piecu. To musi być wyważone. Bela nie może ważyć więcej niż 400 kg, bo wtedy procesy odgazowania zachodzą bardziej płynnie. Jeśli bela jest za ciężka, dzieje się to zbyt długo, nie daje tyle energii. Jeśli jest za lekka, dzieje się to zbyt szybko, gwałtownie i jeden potrafi wypalić się w ciągu 30 minut - wyjaśnia przedstawiciel firmy Heyk.
Kocioł na słomę. Jakie koszty?
Zapytany o ceny, pan Bartosz stwierdza, że obecnie najbardziej popularny kocioł o mocy 300 KW kosztuje około 65 tys. zł netto.
- Do tego trzeba doliczyć zbiornik wyrównawczy i zbiornik buforowy. My, w swej ofercie, mamy także zbiorniki buforowe, bo wiemy, że z tym jest duży problem. A w całej filozofii palenia słomą 30% sukcesu to odpowiednio dobrany zbiornik akumulacyjny. Jeśli jest odpowiedniej wielkości, utrzymuje długo ciepło i dzięki temu nie musimy często dokładać do kotła - podkreśla przedstawiciel firmy Heyk.
Ważne indywidualne podejście do klienta
Bartosz Ciołczyk nie ukrywa, że kocioł na biomasę nie jest urządzeniem bezobsługowym. Jednak dzięki zbiornikom buforowym korzystanie z niego nie jest uciążliwe. Nowy nabywca musi się też po prostu nauczyć w nim palić. Jednak każdy klient firmy Heyk może liczyć na pełne wsparcie fachowców podczas pierwszego okresu użytkowania kotła.
- Gdy sprzedajemy obiekt to przez pierwszych kilka dni osobiście palę, sprawdzam, jakie jest paliwo, jak dostosować parametry kotła, żeby wszystko dobrze działało - tłumaczy Bartosz Ciołczyk.
Nie inaczej jest z podejściem firmy do indywidualnych preferencji poszczególnych klientów podczas realizacji inwestycji.
- Firma Heyk jest naprawdę gotowa na różne sugestie klientów. Ja z panem Bartoszem doszedłem do porozumienia w sprawie mojego kotła w kontekście usytuowania drzwiczek. I jestem naprawdę zadowolony z całej współpracy - mówi rolnik Paweł Serej.
-
niska cena materiału do spalania
-
popiół stanowi wartościowy nawóz wykorzystywany w produkcji roślinnej
-
komfort w użytkowaniu (nawet 3 załadunki w ciągu doby)
-
zerowy bilans emisyjny – pozytywny wpływ na środowisko naturalne i klimat
Czytaj także: Produkują najlepsze mleko w Polsce [VIDEO]
- Tagi:
- trawy
- słoma
- oze
- biomasa
- kocioł na slome