Jakie koryto dla świń: długie czy krótkie?
W Polsce spotykane są dwa sposoby dostarczania paszy płynnej dla trzody. Pierwszy system dotyczy koryta długiego, a drugi krótkiego. Który wybrać?
Ze względu na wysokie koszty żywienia, coraz więcej hodowców i producentów trzody chlewnej decyduje się na karmienie zwierząt „na mokro”, czyli skarmianie głównie komponentami post produkcyjnymi: serwatką, kiszonym ziarnem kukurydzy, pulpą ziemniaczaną, odpadami piekarniczymi, wywarem gorzelnianym oraz młótem browarnianym. Zalety i wady obu systemów żywienia, a tym samym transportu i zadawania pasz, mniej więcej się równoważą.
- Nasze ostatnie realizacje opierają się w większości na płynnym żywieniu. Świnie są wszystkożerne i można szukać wielu tańszych komponentów, a karmienie na sucho jest oparte głównie na zbożach. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że jednego roku pszenica kosztuje 500 zł, ale w drugim roku będzie miała cenę 1.000 zł. A w żywieniu na mokro można też karmić paszami pełnowartościowymi i zbożami, chlebem, czekoladą, ciastkami, CCM, ziarnami kukurydzy czy serwatkami - tłumaczy Klaudiusz Prochota, prezes zarządu spółki Riela Polska Sp. z o.o., producenta systemu żywienia płynnego Weda. - W ostatnim roku „zrobiliśmy” zarówno duże stada loch, jak i tucz otwarty w systemie karmienia płynnego. Trzeba się ścigać z kosztami, więc ta opcja jest dobrym rozwiązaniem - zaznacza specjalista.
Płynne karmienie trzody może być oparte na tzw. krótkim lub długim korycie. Różnica miedzy nimi wynika z dostępu świń - w długim wynosi 33 cm na jedną sztukę dla zwierząt do wagi 120-125 kg, w krótkim natomiast 11 cm (jest ono zatem o 2/3 krótsze). Instalacja karmienia opartego o długie koryto jest ogólnie rzecz biorąc droższa, ponieważ trzeba wykonać więcej wygrodzeń, a kojce muszą mieć odpowiedni kształt wymuszony przez długą ścianę boczną.
Zarówno długie, jak i krótkie koryto ma wady i zalety.
Obydwa rozwiązania są dobre, więc nie należy żadnego z nich preferować. Przy karmieniu na długim korycie widzi się wszystkie zwierzęta podczas opasu, jeśli któregoś nie ma, to wiadomo, że coś z nim jest nie tak. Przy krótkim natomiast można karmić częściej i z zastosowaniem sensorów, dzięki którym dokładnie wiadomo, czy zwierzęta wyjadły paszę i ile - to są cenne informacje. Hodowca musi wiedzieć, co jest dla niego ważne.
- Warchlaki robimy tylko na krótkim korycie, ponieważ zależy nam na sensorach, wtedy na komputerze czy smartphonie producent ma informację, czy zwiększyć, czy zmniejszyć dawkę pokarmową. Absolutnie nie mogę powiedzieć, które rozwiązanie jest lepsze. Słyszałem opnie firm, które nie mają krótkich koryt i promują tylko długie. Należy pamiętać, że najważniejsze w żywieniu jest, aby świnie były w 100% nasycone - mówi Klaudiusz Prochota.
Według Artura Balcerowiaka, dyrektora ds. sprzedaży sprzętu dla trzody chlewnej w firmie Big Dutchman - w większości przypadków (9 na 10) hodowcy wybierają koryto długie.
- Jest ono lepsze pod względem obserwacji żywienia i zdrowotności. Przy krótkim korycie jest to utrudnione, bo zwierzęta jedzą na zmianę, więc cały czas trwa rotacja, jedne leżą, drugie jedzą. Tu też jest trudniejsze korygowanie błędów żywieniowych - tłumaczy specjalista.
Na korycie długim podaje się świniom 100% dawki dziennej. Na krótkim natomiast musi być 110, a najlepiej 120% dawki.
Zwierzęta dostają 20% więcej, aby sztuki, które się nie dopchały jako pierwsze - dojadły, gdy te większe się nasycą.
- Mam pięcioletnie doświadczenie w płynnym żywieniu trzody chlewnej. Zaczynaliśmy od długich koryt, potem jedna firma naciskała na krótkie. Uważam, że z obydwoma rozwiązaniami trzeba nauczyć się pracować - opowiada Barbara Frankiewicz, ekspert ds. trzody chlewnej w firmie De Heus.
Długie koryto sprawdza się lepiej w cyklach otwartych i w przypadku tuczu warchlaków kupowanych z zewnątrz, np. z Danii. Zwierzęta te są bardzo rozchwiane wagowo. Jedne przyjeżdżają w wadze 25, a drugie 35 kg. Przy długim korycie, jeśli dostaną paszę trzy razy dziennie i wszystkie jedzą naraz, to mają szansę się wyrównać.
- Najgorszą sytuacją jest, gdy ktoś ma cykl otwarty i krótkie koryto. Wtedy niestety krótkie koryto to tak, jak w suchym żywieniu automaty do woli - pasza ciągle jest, silniejsze sztuki będą się przepychać, jest różnicowanie się. Sprzedaż tuczników rozciąga się wtedy do okresu 2-3 tygodni - mówi Barbara Frankiewicz. - Ktoś, kto obraca dużą ilością zwierząt, może tego nie zauważać w ogólnym bilansie, ale przy mniejszej liczbie sztuk, gdy chce się działać na zasadzie - pełne-puste, te trzy tygodnie to jest przepaść - dodaje.
Krótkie koryta najlepiej sprawdzają się w cyklu zamkniętym, gdzie hodowca sam produkuje prosięta i są one wyrównane. - Mam klienta, który sprzedaje w 92 dniu bardzo wyrównane tuczniki. Ma na to potwierdzenia z ubojni. Więc u niego to rozwiązanie się świetnie sprawdza. Ale kwestia jakie priorytety ma hodowca i jakie ma warchlaki - zaznacza ekspert z De Heus.
Czasami rolnik nie ma wyboru, zwłaszcza gdy modernizuje swoje gospodarstwo i długie koryto po prostu się nie zmieści, wtedy czy chce czy nie, musi zastosować krótkie.
- Przy krótkim bardzo często klienci patrzą na cenę, mało tego, niektórzy są zmuszeni zastosować krótkie, bo modernizują budynki. A chcą włożyć do chlewni taką samą ilość zwierząt. Zostaje im więc zamontować krótkie koryta, bo w przeciwnym wypadku, nie dość, że musieliby więcej zapłacić za wyposażenie fermy, to jeszcze weszłaby mniejsza ilość zwierząt - tłumaczy Barbara Frankiewicz. - Najważniejsze, aby mieli świadomość, że jeżeli modernizują budynek na krótkie koryto i prosiaka zakupionego z zewnątrz, to już nie będzie tak pięknie i różowo - konkluduje.